Powered By Blogger

piątek, 31 grudnia 2010

Rozdział 40

Rano obudziłam się na kanapie. Siedział przy mnie tata, kompletnie nie miałam pojęcia co się stało. Popatrzałam tylko na rzucające się w oczy bandaże i już wszystko wiedziałam.
-Niki! Co się stało?
Tata miał taki głos jakby stało się coś strasznego.
-Tato...nic
-Jak to nic! A to to co jest?!
-To co widzisz. Max znowu to zrobił a ja nie daje rady i tyle.
-Ni możesz tego ciągle robić! Trafisz do szpitala albo co najgorsze umrzesz!
-I dobrze. Przynajmniej nie będę cierpieć.
-Jak możesz tak mówić. Masz rodzinę, przyjaciół a jak nie ten to inny, jest Oskar. Jego przecież też kochasz.
-Tato! Ty nic nie rozumiesz! On się dla mnie chciał zabić to teraz ja zabiję się dla niego.
-Przestań!
-Tato, nie już tego dość.
-A co z wyjazdem nad morze?
-Po co mi to? Na plażę z bandażami? To chyba nie najlepszy pomysł, uwierz.
-Nie mogę cię stracić, rozumiesz?! Mamę już straciłem ciebie nie mogę. Idę teraz kupić nowe bandaże i wodę utlenioną. A ty nic nie rób.
Tata wyszedł ja wzięłam butelkę wina i całą wypiłam, chociaż była cholernie nie dobra. Gdy tata wrócił byłam pijana. Może to dziwne, że po jednej butelce, ale nie miałam mocnej głowy do alkoholu.
-Niki Nie wiem co mam już z tobą zrobić!
-Nic nie rób, tylko przynieś żyletkę i jeszcze jedną butelkę wina ale jakieś słodsze.
-Przestań!
-Idę się przejść.
-W takim stanie?
-I co z tego.
Wyszłam z domu i chodziłam tam nawet nie wiem ile, nagle się przewróciłam. Obudziłam się dopiero rano, byłam w jakimś pokoju.
-Gdzie ja jestem?!
-Hej, spokojnie tu Ros.
-Eh..to dobrze, mam dość ojca.
-Niki! Ty jesteś pijana.
-Nie, już nie teraz mam kaca..
-Masz tu wypij to .
-Fujj..
-Pij, pomoże ci.
-Wracam do domu.
-Najpierw mi powiesz co się stało.
-Nic..
-No nic, pocięłaś sie i upiłaś bez powodu nie?
-Spotkałam się z Max'em, jak się całowaliśmy to przyszła jakaś laska, i powiedziała, że ma już do niej nie przychodzić i że już nigdy nie będzie z nim spała..
-Spała?!
-No tak..dobra idę do chaty. Pa
-No dobra pa
W domu na schodach...

no krotki bo jakoś tak no nie wiem no jutro może dam ale nie wiem.Pzdr :*

czwartek, 30 grudnia 2010

Rozdział 39

Rano wstałam koło 11. Sięgnęłam po telefon, a tam było 10 nieodebranych  połączeń o Max'a i 5 od Ros. Najpierw oddzwoniłam  do Ros.
-No hej, co ty tak wydzwaniasz?
-Nareszcie, chciałam pogadać, ale to nie na telefon.
-No dobra to za godzinę w parku?
-Spoko
Po rozmowie z Ros oddzwoniłam do Max'a
-Hej sory, dopiero teraz się obudziłam.
-Martwiłem się o ciebie. Spotkamy się?
-Dobra, ale popołudniu bo teraz idę się spotkać z Ros.
-Dobra to o 15 przyjdę po ciebie, połazimy po mieście.
-Ok, pa
Wstałam i poszłam się ogarnąć. Ubrałam spodenki, bluzkę, trampki, z włosów zrobiłam dwa warkoczyki i zeszłam na dół.
-Hej tato. Jak tam ?
-No dobrze.
-Zjem coś i idę spotkać się z Ros.
-Aha, a mogę cię o coś spytać?
-No jasne.
-Co z tobą i Max'em?
-W sumie to nie wiem, dzisiaj się z nim spotykam.
-Eh przepraszam że tak późno ale masz tu prezent na urodziny.
-Tato, nie musiałeś dzięki.
-Nie ma za co. Mam nadzieję, że się spodobają.
Szybko otwarłam pudełko i zobaczyłam super buty.
-Jej dzięki tato są super
-Cieszę się, że ci się podobają.
-Dobra, to ja teraz lecę. Pa..
Doszłam na miejsce:
-Hej, no co to za ważna sprawa?
-No siem, bo ten..jest taka propozycja żebyśmy wyjechali na wakacje na tydzień, ty ja Dave no i oczywiście Max.
-Ale my nie jesteśmy parą..
-Do czasu Niki.. Wiem, że mamy tu morze, ale to była by daleka podróż nad Ocean Spokojny do Sam Francisco. Co ty na to ?
-No bardzo fajny pomysł, ale..
-Ale?
-Ja nie jestem z Max'em i by to dziwnie wyglądało..
-Wszystko się dzisiaj okaże i wyjdzie na to, że pojedzie zobaczysz.
-Chciałabym..dobra będę lecieć, to narka
-Pa
Wróciłam do domu, zjadłam obiad z rodzinką i poszłam ogarnąć się na wyjście.
Była 14.50 ja wyszłam przed dom, czekałam już na niego.
-Hej, ładnie wyglądasz.
-Hej..dzięki.
-Przejdziemy się?
-Jasne. To o czym chciałeś rozmawiać?
-O nas..
-Tzn?
-Myślisz, że by nam się udało? Już tak na serio, bez żadnych przeszkód.
-Nie wiem  co do mnie czujesz.
-Kocham cię.
-Ja cię też..a ten pocałunek wtedy w domu..był jak jakaś ścierka, zmyła wszystkie złe wspomnienia i zostawiła nowe, czyste, bez problemów. Wiesz, Ros dała taką propozycję wyjazdu do San Francisco z Dave, mną no i tobą jeśli będziesz chciał.
-Nie no jasne, ale muszę zapytać o Oskara.
-Wyjechał, powiedział że jak chcę być z tobą to będzie ok. Jest teraz w NY.
-A ty? Co do niego czujesz?
-W pewnym sensie go kocham, wiesz  końcu byliśmy parą.
-Czyli co?
-Nigdy bym go nie skrzywdziła, tak bardzo mi pomógł, ale wie że nie czuję do niego tego co do ciebie.
-Pójdziemy gdzieś usiąść?
-Spoko..
-Powiedz mi..czy ty się boisz tego związku?
-Trochę tak..wiesz dużo się już zdarzyło.
-Myślisz, że możesz dać mi szansę?
-Myślę, że tak..
Pocałowaliśmy się i nagle jakaś laska zaczęła krzyczeć:
-Max! Co ty do cholery wyprawiasz?! Całujesz się tu z jakąś zdzirą a ze mną to co tylko na noce się chodzi? Nie wiedziałam że jesteś takim debilem! Więcej do mnie nie przychodź!
Wstałam i zaczęłam iść w stronę domu bez słowa wyjaśnienia.
-Niki! Czekaj1 Wytłumaczę ci.
-No słucham proszę, co tym razem wymyślisz? A może okażesz się bohaterem i powiesz co to była za laska?
-Moja była.
-Taaa bardzo ciekawe a dopiero teraz z tobą zerwała.
-Powiedziałem jej, że nie chcę z nią być, ale znowu się wpieprza w moje życie.
-Wiesz co? Nie, to koniec już więcej nie będę próbowała, wiesz jak mi było ciężko odbudować zaufanie do ciebie?
-Skąd miałem wiedzieć, że ona wróci.
-Jak się  z takimi chodzi to się to przewiduje.
-No a teraz co? Polecisz do Oskarka co? Teraz kiedy może nam się udać?!
-Udać?1 Ty chyba nie wiesz co mówisz, jak ma nam się udać jak takie rzeczy się dzieją! I co jeszcze ty z nią spałeś!
-Nie spałem z nią! Nie jestem taki głupi! Z żadną bym tego nie zrobił tylko z tobą jakbyś chciała! Co ty myślisz, że jestem puszczalski?! To się mylisz!
-Wiesz co myślę, że ta rozmowa nie ma sensu, nara
-No ja teraz już też myślę że to nie ma sensu, ale nie rozmowa, nasz związek. Bądź sobie z tym Oskarem, może ci będzie lepiej, nara.
-No na pewno lepiej niż z tobą, żegnam.
Wróciłam do domu, byłam sama i znów to zrobiłam...

No taki sb  bo sie wkurwiłam na jednego gościa..xdPzdr:*
'tyk zegar tyka gra muzyka szampan się leje a ja się śmieję'
wymyślone przy koledze haha :P
i szalonej zabawy w Sylwestra:P

środa, 29 grudnia 2010

Rozdział 38

Rano wstałam wcześnie, bo nie mogłam spać. Weszłam do kuchni. Co ja mówię jakiej kuchni, do jakiejś rudery.
-Córeczko, wstałaś już..
-Tak..
-Ja mam urlop na tydzień. Mam nadzieję, że uda nam się to naproawić.
-No ja też..ubiorę się i pójdę na chwilę do Ros. Potem przyjdę to pojedziemy po materiały ok?
-Dobrze, trzymaj się.
Ubrałam zestaw i poszłam do Ros.
-Hej, no jesteś w końcu. Jak tam się trzymiesz?
-No jakoś...słuchaj mam do ciebie proźbę.
-Mogłabyś odwiedzić dzisiaj Max'a i powiedzieć mu, że w najbliższym czasie nie będę mogła go odwiedzić?
-Jasne, pójdę tam jeszcze dziś.
-Dzięki..to ja się będę zbierać. Wiesz musimy z ojcem jechać po materiały na odbudowę.
-To super. To ja pójdę teraz do Max'a a potem od razu do ciebie i pomogę ci przy tym wszystkim.
-Serio nie musisz..
-Ale chcę, jak  przyjedziecie to daj mi znać.
-No ok, to pa
-No pa
Z ojcem pojechaliśmy do sklepu. Kupiliśmy kafelki i farbę i rzeczy potrzebne do odbudowy ściany
-To na razie wystarczy. Po meble przyjedziemy jak już uporamy się z  odmalowaniem
-Dobrze, Ros chciała nam pomóc to zadzwonię do niej.
-No hej Ros, przyjechaliśmy już.
-Dobra, zaraz będę.
Zadzwonił dzwonek.
-No hej jestem już.
-No hej i jak tam w szpitalu?
-No wszystko ok..wybudził się już z operacji.
-To jednak ją miał?
-Tak wczoraj w nocy. Wszystko poszło dobrze.
-No to fajnie, postaram się jutro go odwiedzić. A teraz muszę się za to brać.
-Dzień dobry pani Simons!
-No hej Ros, dziękujemy za pomoc. A i Niki, zamówiłem ekipę, która pomoże odbudować tą ścianę, bo sam to jednak nie dam rady. Będą za godzinę
-Nie ma za co.
-Ok tato, chyba przyjechali.
W ekipie było 3 facetów i 2 dziewczyny.
-Dzień dobry, to zabieramy się za robotę.
-Dobrze to ja pomogę, Niki idźcie na razie do pokoju zawołam jak coś.
-Dobrze.
Odbudowa ściany zajęła z jakieś 3 godziny, później wszyscy zabraliśmy się za malowanie i kładzenie kafelek.
-Hej ty jesteś Niki? Ja Alex, czyli Alexandra.
-No hej miło mi, dzięki że tu pomagacie.
-Nie ma za co, to nasza praca.
-No tak.
Polubiłyśmy się z Alex, była bardzo miła i miałyśmy wspólne tematy mimo pracy którą wykonywałyśmy. Wymieniłyśmy się numerami telefonu i ekipa po skończeniu pracy wyjechała.
-Jutro Niki pojedziemy wybrać meble i sprzęty.
-Dobrze, teraz to pójdę się chyba położyć.
-No ok, to ja już będę leciała pa Niki, Do widzenia panu.
-Paa.
Rano wstałam koło 9, ubrałam się w zestaw i pojechaliśmy po meble, kuchnia
Postanowiliśmy, że poustawiamy je jutro i kupimy jeszcze farbę i przemalujemy salon.
Wybraliśmy taki kolor. Gdy wracaliśmy ze sklepu wstąpiliśmy na obiad, bo u nas jeszcze nie można było nic ugotować. Później wróciliśmy do domu i zabraliśmy się za malowanie, nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam je a tam stał Max. Nie mogłam uwierzyć. Pędzel wypadł mi z ręki.
-Co ty tu robisz?
-Słyszałem, że masz malowanie i postanowiłem pomóc.
-Przecież ty jesteś po operacji.
-No tak, ale czuję się dobrze. To jak mogę pomóc?
-No dobrze.
-To ja Niki idę po Amandę a wy tu sobie malujcie.
-Yy..ok.
Malowaliśmy tak  z pół godziny i potem zaczęliśmy się chlapać farbą. Max zrobił czapki z papieru i włożył mi na głowę po czym przyciągnął do siebie i mocno pocałował.
-Myślisz, że my..
-Myślę, że tak.
Zaczęliśmy się całować gdy nagle wszedł tata z Amandą.
-No! Wiedziałam Niki w końcu ile można czekać..
-Idź lepiej do siebie..
My zabraliśmy się nadal za malowanie. Później ustawiliśmy meble i wszystko było już ok. Poszliśmy z Max'em na górę.
-Dzięki za pomoc.
-Nie ma za co. Ja będę już leciał.
-Cieszę się, że wróciłeś do zdrowia. I obwiniam sobie za to, że w ogóle się znalazłeś w szpitalu.
-Nie, to nie dlatego...dobra muszę już iść.
Dostałam buziaka i wyszedł a ja poszłam spać....

No to tak :D na "wycieczce" było fajnie a rozdział dla..WSZYSTKICH :D mam nadzieję, że się podobał xD i Dobranoc :*

wtorek, 28 grudnia 2010

Rozdział 37

W oddali było widać jego ojca, był cały nachlany, a już miałam nadzieję...
Anna poszła do niego i od razu zaczęła się kłótnia. Zostawiłam ich i poszłam do Max'a. Nie mogłam z nim nawet porozmawiać a tak bardzo tego chciałam. Padałam już z nóg. Nie mogłam na nich ustać. Zobaczyłam nagle Adama.
-Hej Niki..Widzę, że już ledwo na nogach stoisz.
-Ta...
-Pójdę na chwilę do Max'a potem cię odprowadzę co ty na to ?
-Eh..no dobrze..
-Co mówią lekarze?
-Że operacja jest ryzykowna, ale konieczna. Ja nie wiem co ja zrobię jak on...
-Nawet tak nie myśl..
-Chyba pójdę już do domu.
-Dobra, to chodź.
Wstąpiliśmy na lody..a później pożegnaliśmy się i poszłam do siebie. Spałam jakieś 4 godziny, obudziła mnie Amanda.
-Co jest?! Oszalałaś?!
-Chodź szybko na dół!
-Nie! Ja tu śpię, nie widać?!
-Niki! Tam się pali..
-Co?!
Zbiegłam na dół po uprzednim upadku i rozbiciu ręki. Zobaczyłam płonącą ścierkę obok kuchenki. Szybko podbiegłam i próbowałam ugasić to wodą, na nic, pożar się jeszcze bardziej rozprzestrzeniał.
-Amanda! Dzwoń do taty, ja spróbuję to ugasić.
Trochę udało mi się ugasić. W między czasie dzwoniłam na straż pożarną. Nikt nie odbierał. W tym czasie do domu wbiegł ojciec.
-Co się tu dzieje? Niki!
-Tato pomóż mi do cholery a nie szukaj winnych!
-Zadzwonię na straż pożarną.
-Tam nikt nie odbiera! Szybko idź do łazienki nalej wody do tego wiadra! Pośpiesz się do cholery!
W końcu po kilkudziesięciu próbach dodzwonienia się do straży ktoś odebrał.
-Halo..pożar ulicaAndersona18. Szybko!
-Zaraz będziemy.
Ta zaraz..przyjechali po 20 minutach, a ogień był coraz większy.
-Proszę się odsunąć.
Strażacy walczyli z ogniem a nam kazali wyjść na zewnątrz. Patrzeliśmy jak nasz dom płonie. Myśleliśmy, że już nie dadzą rady, jednak po 3 godzinach gaszenia pożar został ugaszony. Dom był w kompletnej ruinie. Cała kuchnia spłonęła, wszystko do wymiany. Byliśmy zszokowani tym wszystkim. Jak w ogóle doszło do pożaru? Przecież ja spałam  a Amanda  też..dopuszczałam nawet do siebie myśli, że ktoś mógł się włamać do domu i podpalić...już się wszystkiego mogłam spodziewać po tym co się zdarzyło. Cały wieczór sprzątaliśmy resztki kuchni. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień..padłam na łóżko i zasnęłam..


No troszkę krótszy, ale dałam tyle żebyście już mogli poczytać i tak rozdzieliłam na 2 części, jutro dodam pewno popołudniu albo wieczorem bo rano mam wychodne xd. Pzdr :*
a i dedyk dla Kaśki mam nadzieję, że jutro bd fajnie :P

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Rozdział 36

-O czym pani chce ich zawiadomić?
-Jednak twój szpik nie może zostać mu przekazany, myśleliśmy, że ktoś z jego rodziny może dać, ale nie ma żadnego kontaktu..
-Ja..mogę pójść do jego mieszkania, może zastanę tam kogoś.
-Dobrze, tylko proszę na siebie uważać. Na pewno nic już cię nie boli?
-Nie, wszystko jest ok. Wrócę za jakąś godzinę.
Ubrałam się w jakieś normalne ciuchy i poszłam do jego domu. Bałam się trochę tej okolicy, chodzili tam sami pijacy i nie raz przyjeżdżała tam policja, ale wiedziałam, że musiałam to zrobić. Zawiodłam się gdy mój szpik nie mógłbyć użyty to musiałam zrobić coś innego. 
Weszłam nie pewnie przez otwarte drzwi..w domu śmierdziało alkoholem i było ciemno od dymu papierosów, nagle z tego badziewia zobaczyłam kobietę leżącą na kanapie.
-Dzdzzzień dobry...
-Czego chcesz?!
-Jestem znajomą Max'a..on jest w szpitalu i potrzebny jest dla niego szpik. Lekarze kazali państwa odszukać. Musicie mu pomóc.
-Nic nie musimy, spierdalaj stąd bo wezwę policję!
-Nie drzyj się na dziewczynę! Ja pójdę z tobą, w końcu jestem jego matką.
-Dobrze, dziękuję. Ja już oddałam, niestety nie mogli go użyć.
-Mam nadzieję, że mój będzie szło.
-Jest tylko pewien problem..czy pani też pije?
-Nie..ja nie piję.
-To dobrze, to idziemy?
-Tak. A ty jełopie siedź tu i patrz jak nasz syn umiera tam.
-Zamknij za sobą drzwi i kup dwa browce!
-Pomarzyć to ty sobie możesz! Ruszyłbyś dupsko z fotela a nie tylko chlejesz to piwsko a my mamy syna w szpitalu! Idizemy!
-Dziękuję, że pani poszła. Jestem Niki.
-Tak wiem, byłaś z Max'em. Ja jestem Anna.
-Miło mi. Kocha pani swojego syna?
-Oczywiście, tylko przez męża...on nie pozwolił iść mi do szpitala..
-Przykro mi, nie myślała pani o rozwodzie? Bo jak sądzę to pani go nie kocha..
-Tak myślałam..ale kto mi da rozwód, on się nie zgadza, pieniędzy na adwokata nie mam.
-Może da się coś zrobić, ale teraz chodźmy do szpitala.
Pani Anna zrobiła badania i czekałyśmy na wyniki.
-Tak, może pani oddać. Tym razem powinien pasować, w końcu to rodzina.
-Dobrze, co mam teraz zrobić?
-Zaprowadzę panią na zabieg, później zostanie pani dobę na obserwacji.
-Dobrze.
-Pani Anno! Będę trzymać kciuki.
-Dziękuję.
Po zabiegu lekarze ponownie mieli spotkanie, a ja poszłam do pani Anny.
-Jak się pani czuje?
-Trochę osłabiona, ale było warto. Mam nadzieję, że potem zobaczę Maxa.
-Na pewno. Teraz pójdę porozmawiać z lekarzem.
-Dobrze.
-Pani doktorze i co?
-Podjęliśmy decyzję o operacji, jednak nie będzie łatwo.
-Dobrze, dziękuję.
-To ja dziękuję, sprowadziłaś dawcę.
-To jego matka..o ojcu wolę nie mówić.
-Pije?
-Mało powiedziane..radziłam jej żeby się rozwiodła..zobaczymy, jeszcze raz dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia.
-Niki, czy możemy iść teraz do Max'a?
-Dobrze
Szłyśmy do niego i nagle zobaczyłyśmy coś czego żadna z nas się nie spodziewała...

Ha dodałam drugi jupiii dzięki za komenty a tego dedykuje Natalii :)

Rozdział 35

-O co chodzi? Coś się stało?
-Max..
-Co z nim?!
-Musi mieć zrobiony przeszczep szpiku.
-Czy ja mogę się przebadać?
-Nie powinnaś...ale, z drugiej strony szpik młodych osób jest najlepszy. Proszę się zgłosić do laboratorium, piętro niżej.
-Dobrze, dziękuję.
Zrobiłam badanie i czekałam na wyniki.
-Pani Nicole Simons?
-Tak. I co ?
-Możesz oddać szpik, proszę za mną. Musisz podpisać zgodę na zabieg.
Podpisałam, bałam się tej operacji, ale robię to przecież dla niego. Zaprowadzono mnie do sali, przebrałam się i położyłam. Dali mi znieczulenie, od tamtej chwili czułam się jakby minęła wieczność.
Obudził mnie ojciec.
-Niki, Niki!
-Co jest...?
-Co ty zrobiłaś? Nawet ze mną nie porozmawiałaś...
-To dla niego...
-Nie możesz się tak poświęcać.
-Jak się kogoś kocha to się robi takie rzeczy.
-Nie wiadomo nawet czy on przeżyje operację.
-Przecież już się wybudził..
-Ponownie zapadł w śpiączkę, jego system odpornościowy jest bardzo osłabiony dlatego ten przeszczep.
-Nie ważne dlaczego ważne, że mogę pomóc.
-Teraz musimy czekać.
"Musimy czekać" dwa słowa które burzyły wszystko, nienawidziłam ich, słyszałam je gdy byłam przy mamie i słyszę je teraz kiedy ja tu jestem.. Przez to wszystko nie odbyły się zaplanowane urodziny..nie włożyłam sukienki którą wybrałyśmy razem z Ros..wszystko się spieprzyło. Dlaczego on mi to zrobił? Tylko na to pytanie chciałam znać odpowiedź. Przyszła do mnie pielęgniarka z kolacją, nie miałam siły jeść...w końcu zasnęłam. Nazajutrz obudziłam się po 7. Był przy mnie ojciec.
-Wiadomo już coś?
-Lekarze boją się przeprowadzić operację w jego stanie, ale jest ona konieczna. Bo jak do paru tygodni nie zostanie zrobiony przeszczep umrze..
-Musze iść porozmawiać z lekarzami.
-Ty teraz musisz leżeć.
-Czuje się już dobrze. Muszę tylko wstać...
Powoli wstałam i poszłam do lekarzy,
-Dzień dobry..co z Maxem..kiedy operacja?
-Właśnie idę na spotkanie, wszystkiego się dowiem.
-Dziękuję.
-Poszłam do pokoju..położyłam się i zaczęłam myśleć...zapomniałam, że Oskar dał mi prezent na urodziny. Miałam go gdzieś na dnie w torebce, zaczęłam szukać. Pudełko trochę się pogniotło.  W środku był pierścionek. Był przepiękny..jak mogłam pozwolić muz wyjechać? Musiałam do niego zadzwonić, nie odbierał..
TYMCZASEM U OSKARA
Dzisiaj jakaś ważna kolacja..cholernie nie chce mi się tam iść, mama każe..i jeszcze mam iść z ta córką Dobsonów..nie dość, że brzydka to bez mózgu..Jak można nie wiedzieć że kangury żyją w Australii... no nic idę włożyć ten garnitur..ciekawe czy Niki podobał się pierścionek..co ona teraz robi..na pewno siedzi u Maxa..chętnie bym tam był.
-Oskar, jesteś gotowy zaraz będzie tu Mariah.
-Ta, jasne..
-No hej Oski, jak tam mój misiaczek ?
-Daruj sobie co?
-Nie bądź taki, pamiętasz jeszcze jak masz zachowywać się przy stole?
-Na pewno nie tak jak ty..powiedziałem pod nosem.
-Co tam mruczysz?
-Nic! Idziemy w końcu? Chce mieć to już za sobą.
-To będzie najlepszy wieczór w twoim życiu  misiu.
-Chyba najgorszy..
Co za laska, wpieprza się do mnie i do tego wygląda jak jakaś dziwka sukienka.
Cały wieczór do dupy.
U NIKI
Nie wiem co będzie z Maxem..Nie mam już sił, chce już stąd wyjść...
-Niki, lekarz zaraz do ciebie przyjdzie.
-I co  z Maxem?
-Ma może pani kontakt z jego rodzicami?
-Y..nie nie mam.
-Musimy ich zawiadomić.
-Chwila, ale o czym?


No taki długaśny troszku, pisany w zeszycie w aucie ;] a reszta w chałupie ^^ jutro być może następny. A jak tam święta? U mnie jakoś takoś. Pzdr :*

sobota, 25 grudnia 2010

Rozdział 34

Rano obudziło mnie jakieś szturchanie. Otworzyłam oczy i okazało się, że to pielęgniarka.
-Nicole, idź do domu prześpij się
-Em.nie zostanę tu..chyba..Co z nim?
-Nie wybudził się jeszcze.
-Stan się poprawił?
-Jest stabilniejszy niż wczoraj..jak to mówią najważniejsza jest doba po operacji, to już za nami.
-Dziękuję,
-Teraz muszę pobrać mu krew, jakbyś mogła wyjść na chwilę na korytarz.
-Dobrze.
Na korytarzu spotkałam ojca.
-Hej, Niki ty tu jeszcze? Nie poszłaś do domu?
-Nie..yy przespałam się tutaj. Wiesz coś więcej?
-Tylko tyle, że jest lepiej niż wczoraj.
-Tyle to ja też wiem..teraz pobierają mu krew.
-Niki, proszę cię idź do domu, Oskar tam na ciebie czeka..
-Niezupełnie..dzień dobry..
-Oskar? A co ty tu robisz?
-Przyszedłem zabrać cię do domu.
-Ale..
-Żadne ale..wyśpisz się, zjesz porządne śniadanie i wrócisz tu.
-Dobra..ale wejdę tam jeszcze na chwilę.
-Czekam na ciebie 10 minut.
-Dobra..
Weszłam tam a on dalej leżał..usiadłam jeszcze na chwilkę i złapałam go za rękę. Nagle zaczął powoli otwierać oczy.
-Max?
-Niki...gdzie ja jestem...?
-W szpitalu.
-Jak to w szpitalu..przecież ja..
-Max...na szczęście ci się nie udało.
-Jakie szczęście..lepiej jakby się udało.
-Nie mów tak.
-Ty..ty się cieszysz, że ja żyję?
-Jasne, że tak. Słuchaj..jadę teraz do domu, przyjadę później zgoda? Ty się teraz wyśpij.
-Obiecaj, że przyjdziesz.
-Obiecuję, pa
Dałam mu całusa w czoło i poszłam do Oskara.
-No i co u niego ?
-Wybudził się.
-To super. Mówił coś?
-Tak, że żałuje że nie stało się to co się miało stać...
-Dobrze, że żyje. To co jedziemy do domu.
-Dobrze, a przywieziesz mnie tu później?
-Jasne, ale ja dzisiaj chyba będę wyjeżdżał..
-Co? Nie możesz..jesteś mi potrzebny
-Niki, pomyśl logicznie..ty do niego wrócisz a co ja mam tu siedzieć? Tam mam rodzinę i ojca w szpitalu do którego muszę iść.
-Rozumiem..nie będę cię tu trzymać na siłę. Ale wiedz, że i tak cię kocham, zawsze będę.
-Nie tak jak jego prawda?
-Oj no..Oskar wiesz jak jest..
-Wiem...dlatego właśnie chcę wyjechać jak najprędzej.
-Spotkamy się jeszcze?
-Mam nadzieję..
Gdy dojechaliśmy do domu:
-Dzięki za wszystko.
-No to czas się chyba pożegnać.
-Na prawdę musisz wyjechać?
-Muszę do ojca..mam nadzieję, że tu wrócę, że mnie jeszcze coś tu będzie ciągnęło.  Teraz idź pospać ja w tym czasie się spakuję, potem się jeszcze pożegnamy.
-Dobra.
Prawie w ogóle nie spałam...zasnęłam dopiero po 2 godzinach leżenia i spałam do 4. Wstałam i szybko zjadłam przygotowane śniadanie.
-Hej, zjadłaś już?
-Tak, możemy jechać.
-Dobrze, wsiadaj ja muszę spakować jeszcze torby do bagażnika.
Czekałam na niego w aucie, nie było mi łatwo się z nim żegnać..w końcu byliśmy razem, krótko ale razem.
Przez całą drogę milczeliśmy..
-No to jesteśmy, wysiadaj i biegnij tam.
-Muszę się jeszcze pożegnać.
-Może lepiej nie.
-Czy ty mnie nienawidzisz?
-Nie..oczywiście, że cię kocham, ale wiem, że to nie ma sensu.
-Ale ja cię tez kocham i nikt nie powiedział, że wrócę do Max'a
-Przecież to tylko formalność...kochasz go i tyle, on dla ciebie by się zabił, to już prawdziwa miłość.
-Nie wiem czy z nim będę, teraz jestem tu z tobą i musisz mi powiedzieć co czujesz, ja dla ciebie zrobię wszystko.
-Tak, kocham cię, kocham od pierwszego wejrzenia, od wtedy kiedy ukrywałem się w twoim pokoju. I mam teraz taką cholerną ochotę cię pocałować ale ci tego nie zrobię, bo ty kochasz jego a ja to dla ciebie nikt.
-Nie mów tak! Jesteś dla mnie bardzo ważny..bo jesteś wyjątkowy inny niż inni, dziękuję Bogu, że cię poznałam i nawet się cieszę, że wtedy trafiłam do tego szpitala, że wtedy byłeś w tej łazience, że przyszedłeś do mnie do domu i że tak super się dogadaliśmy.
-Muszę już jechać..nie zdążę na samolot.
-Czekaj!
Pocałowałam go... i nie czułam żadnego poczucia winy, żadnego poczucia obowiązku, nic po prostu było mi dobrze przy nim.
-Co ty robisz Niki!
-Kocham cię, to właśnie robię.
-Nie, nie możesz, jego kochasz zrozum. Muszę już jechać.
-Nie odchodź tak, proszę cię!
-Niki, to się nie uda, zrozum, muszę jechać. Trzymaj się.
Odjechał...poczułam pustkę w sercu nie chciałam zostawać bez niego, teraz dopiero zrozumiałam, że go kocham, mimo tego, że Max żył i mogłam go mieć ja nie mogłam. Mimo tego, że przez niego robiłam takie głupstwa to nie miałam żadnego poczucia żeby z nim być, chciałam być  z Oskarem ale bałam się, że jest już za późno...poszłam do szpitala..
-Dzień dobry czy to pani Nicole Simons?
-Tak to ja. O co chodzi?
-Mam dla pani pewną wiadomość...

No to na tyle :D Jak tam święta mijają? Bo u mnie nawet jakoś dobrze, katar mija i siedzę teraz u babci i się opycham żarciem, jutro pewnie z łóżka nie wstanę :P No to jeszcze raz wesołych. Pzdr :****

czwartek, 23 grudnia 2010

Rozdział 33

Usiadłam na schodach i zaczęłam rozpakowywać. W pudle był wielki, pluszowy miś, który na brzuchu miał napis "kocham cię i zawsze będę".  Tulipany-moje ulubione kwiatki, miałam to po mamie..były żółte i czerwone i pięknie pachniały. Nie pewnie sięgnęłam po liścik:
"Jutro twoje urodziny kochana, pragnę złożyć ci wszystkiego najlepszego, tego czego ci brak. Jesteś w moim życiu kimś najważniejszym, i bez ciebie nie mogę wykonywać tego trudnego zawodu jakim jest życie. Dlatego, gdy będziesz czytała ten list mnie już nie będzie..nigdy więcej mnie nie zobaczysz tak jak sobie życzyłaś. Nie było to dla mnie łatwe, przeze mnie dużo wycierpiałaś i dużo straciłaś..wiedziałem, że gdy zobaczyłem cię pierwszy raz nic nas już nie rozdzieli. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie..pojechałem z tobą wtedy do szpitala, gdy znalazłaś mamę, która zemdlała. Teraz już zapewne wiesz kto dał ci tego misia, kwiaty i napisał ten list. Nie ma już z tobą mamy po której tak płakałaś i nie ma już z tobą mnie, ale po mnie nie będziesz płakać bo mnie już nigdy nie zobaczysz. Jest 20:00, o 20:38 odjazd ma najbliższy pociąg, obym się nie spóźnił...Żegnaj na zawsze, mam nadzieję, że tam w górze zamienisz kiedyś ze mną dwa słowa...
Ten którego nie chcesz znać...
Strasznie się wystraszyłam, spojrzałam na zegarek, była 20:10 miałam jeszcze 28minut. pobiegłam szybko do Ros.
-Ros! Musisz mi pomóc!
-Co się stało?!
-Max napisał mi list pożegnalny, za 25 minut przyjeżdża pociąg ma zamiar się zabić.
-Co?! I co teraz zrobisz?
-Muszę jak najszybciej biec na dworzec.
-Przecież to kawał drogi.
-Wiem, ale muszę coś zrobić.
-Niki! Pożyczę ci mój rower.
-Dzięki Dave.
-Muszę jechać trzymajcie kciuki, obym zdążyła...
-Trzymaj się!
Jechałam na prawdę szybko..Była 20:28. Jeszcze 10 minut, a na moje oko w miejscu w którym teraz byłam do dworca było z 20 minut dlatego się sprężyłam i jechałam jeszcze szybciej.
20:35, mnie na miejscu jeszcze nie było, on pewnie był. Strasznie się bałam, nagle zadzwonił telefon, spojrzałam szybko kto dzwoni, był to tata.
-Tato, nie mogę teraz rozmawiać!
-Wiem co się stało, jadę tam autem!
-Tato pośpiesz się, ja nie zdążę.
-Zaraz będę na miejscu ile mam czasu?
-3 minuty.
-Ok, dam radę, zadzwonię pa
-Pa
Nie miałam już siły dalej jechać stanęłam i rozpłakałam się. Zeszłam z roweru, usiadłam pod ścianą i płakałam jak głupia, to przeze mnie chciał to zrobić.
20:39, pociąg już pewnie odjechał. Nagle usłyszałam dźwięk zbliżającego się pociągu. Byłam pewna, że już po. Nagle zadzwonił tata:
-Tato! Co jest?!
-Przykro mi córeczko..
-Tato! Co ty mówisz..
-Przyjechało pogotowie, zabrało go do szpitala, gdzie ty jesteś?
-Gdzieś blisko bo słyszałam nadjeżdżający pociąg.
-Będę cię szukać i pojedziemy do szpitala.
-Dobrze, pośpiesz się.
Czekałam z 10 minut.
-Jesteś w końcu, powiedz, że..że..on żyje.
-Nie mam pojęcia, karetka szybko odjechała bo zrobiło się zbiegowisko.
-To wszystko moja wina! Ale ja byłam głupia!
-Córeczko nie prawda, po prostu cię zdradził i nie mogłaś wybaczyć.
-Tato ale ja go kocham rozumisz?! Kocham i nic nie zrobiłam..i teraz tez nie mogę nic zrobić.
-Jesteśmy na miejscu.
Wbiegłam tam najszybciej jak mogłam.
-Przepraszam, przywieziono tu chłopaka, który wpadł pod pociąg, gdzie go znajdę?
-Kim pani dla niego jest?
-Przyjaciółką.
-Niestety nie mogę udzielić informacji..
-Gówno mnie to obchodzi ja go kocham i ma mi pani powiedzieć gdzie on jest!!
-Operują go. I proszę się uspokoić bo zaraz wezwę ochonę.
Odeszłam od niej jak najszybciej mówiąc pod nosem co za pizda.
Siedziałam pod salą operacyjną ze 3 godziny.
-Córeczko może pojedziemy do domu, wyśpisz się.
-Nie, muszę tu zostać.
-Ja za pół godziny zaczynam dyżur, wszystkiego się dowiem. Muszę iść.
-Dobrze, ja tu będę.
Poszłam kupić sobie sok z automatu, gdy nagle wyszedł lekarz,
-Pani doktorze! Co z nim ?
-Przeszedł bardzo skomplikowaną operację, ma złamaną prawą rękę i liczne obrażenia wewnętrzne.
-Będzie żył?
-Jest w bardzo ciężkim stanie, ma dużo połamanych kości, nie kogę niczego obiecać, pewne jest to, że tu trochę posiedzi, przepraszam muszę iść,
-Tak, oczywiście, a czy mogę go zobaczyć?
-Tak, ale proszę być ostrożnym.
-Dobrze, mój tata zaczął dyżur, później z panem porozmawia.
-Dobrze.
Weszłam po cichu do sali z obawy o jego widok. Stała przy nim pielęgniarka sprawdzająca kroplówkę.
-Proszę, być cicho, on teraz potrzebuje spokoju.
-Dobrze, dziękuję.
Usiadłam przy nim, był cały poobijany, i wyglądał jakby wziął za dużo..
Siedziałam w niego wpatrzona aż przyszedł ojciec.
-No i jak tato?
-Nie będę cię okłamywać, jego stan jest poważny, nic nie jest pewne.
-Rozumiem...nigdy sobie tego nie wybaczę.
-Nie mogłaś przewidzieć, że to zrobi.
-Mimo wszystko powinnam dać mu szansę..
-Muszę ci coś powiedzieć. Na korytarzu siedzi Oskar..przyjechał specjalnie na twoje urodziny.
-Kompletnie o nich zapomniałam. Pójdę do niego.
-Hej.
-Cześć.
Przytuliłam się do niego,
-Co z nim?
-Jest źle, nie wiadomo czy z tego wyjdzie. A jak z ojcem?
-Jest nadal w szpitalu, ale ja musiałem przyjechać..
-Dziękuję ci.
-Ja wszystko zrozumiem, jeśli ty będziesz chciała do niego wrócić. Wiem, że go kochasz najbardziej i nie mam ci za złe.
-Ciebie tez kocham.
-Wiem, ja cię też i przepraszam, za wszystko.
-Nie masz za co, ja to rozumiem. A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego.
-Dzięki..
-Masz u prezent.
-Dzięki za pamięć, pojedź może do domu.
-Dobrze, jeśli tego chcesz.
-Masz tu klucze, prześpij się, ja nie wiem kiedy wrócę.
-Dzięki i trzymam kciuki.
-Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie.
-Kocham cię,
-Ale obiecaj, że nie zrobisz takiego czegoś jak on.
-Obiecuję, nigdy nie wybaczył bym sobie każdej sekundy w której nie patrzył bym na ciebie..Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Wróciłam do sali i zostałam tam już do rana...

Sory, że tak późno ale jakiś katar mam i coś mnie chyba bierze, jutro może dam następny ale wiecie święta  i te przygotowania, więc już teraz życzę wam wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i wszystkiego co najlepsze no i oczywiście wesołego jajka :D :***

niedziela, 19 grudnia 2010

Rozdział 32

Rano wstałam po 11. Zeszłam na dół coś zjeść. Ubrałam się (szorty, kostium kąpielowy) i poszłam na plażę. Opalałam się trochę, i zadzwonił telefon.
-Hej kotek jak leci?
-Siemka..jakoś leci  a u ciebie ?
-Smutno bez ciebie...
-Kiedy wracasz?
-No właśnie..tego nie wiem, ojciec trafił do szpitala.
-Co się stało?
-Miał zawał. Matka się o niego bardzo boi.
-Pozdrów ją ode mnie.
-Dobrze...a ty na plaży jesteś?
-Taa..
-No to będę kończył. uważaj na siebie. Paaa
-No pa
Wróciłam do domu i zrobiłam obiad.
-Hej tato, już wróciłeś?
-Tak, o robisz obiad? To pójdę zawołam Amandę.
-Spoko..
Po obiedzie poszłam do siebie i zaczęłam przymierzać ciuchy na jutro. Nudziło mi się. Popatrzyłam  na swoje ręce, na te blizny..łzy poleciały mi z oczu, ale szybko je otarłam bo ktoś zapukał do drzwi.
-Hej Ros..yy co ty tu robisz?
-No bardzo mile witasz przyjaciółkę.
-Sory..fajnie, że wpadłaś.
-Ej czy ty płakałaś?
-Nie..
-Przecież widzę, czemu?
-Popatrzyłam na ręce.
-Ehm..jutro twoje urodziny ciesz się.
-Staram się.
-Chodź połazimy po mieście.
-Dobra...
Po 10 minutach.
-Masz ochotę na lody?
-Nie dzięki..
-A na coś masz?
-Nie jestem głodna...napiłabym się tylko wody.
-To chodź do supermarketu.
Chodziłyśmy tak i chodziłyśmy aż zaszłyśmy do skateparku.
-Może będziemy już wracać?
-Dobrze..ale czekaj chwilę muszę pogadać z Davem.
-Dobra
-Niki! Jak ja cie dawno nie widziałem!
-Hej Adam...
-Ja tam u ciebie? Jutro urodzinki.
-Ta..leci a u ciebie?
-Nawet dobrze. Słuchaj, pewnie nie powinienem ci tego mówić, ale..
-Ale..?
-Max ciągle o ciebie pyta.
-Aha...
-Wiem, że nie chcesz o tym gadać...ale on cierpi, chodzi jak struty całymi dniami, nawet już nie jeździ, a jak widzę ty to najszczęśliwszych ludzi nie należysz.
-Oskar wyjechał dlatego..
-Wróci, a teraz się nie smutaj.
-Ta...
-No jestem Niki..hej Adam.
-Hej Ros.
-To my lecimy pa
-Narka
-Co tam u niego?
-Nic nowego...wracamy?
-Spoko..
Wróciłam do domu, a tam na schodach leżało wielkie pudło, bukiet kwiatów i liścik...

Pzdr:*

piątek, 17 grudnia 2010

Rozdział 31

-Co?! Ale jak to?!
-Przepraszam cię, muszę wyjechać.
-Na ile?
-Nie wiem.
-A gdzie?
-Do NY
-Dlaczego?
-Rodzice prosili żebym przyjechał.
-Coś się stało?
-Nie mam pojęcia.
-Jeśli musisz to jedź..
-Wiesz, że nie chcę cię tu zostawiać..ale nie mam wyjścia.
-Ale obiecaj, że będziesz dzwonił.
-Obiecuję, spakuję się.
-O której lecisz?
-Za dwie godziny.
Było mi bardzo smutno,szczególnie, że za 2 dni mam urodziny, ale skoro musi nie będę go zatrzymywać.
-Jestem gotowy,  taksówka zaraz przyjedzie.
-Uważaj na siebie, będę tęsknić.
Pocałowaliśmy się i wsiadł do auta. Ja wróciłam do domu.
-O hej Niki dobrze, że cię jeszcze zastałem. Gdzie Oskar?
-Wyjechał do NY.
-Ale jak to ?
-Tak to, miał coś ważnego do zrobienia.
-A kiedy wróci?
-Nie wiem, idę na plażę pa.
-No papa..
Chodziłam sobie po plaży pełnej ludzi..kupiłam sobie loda i siedziałam na piasku. Zadzwonił telefon.
-Halo?
-Hej Niki, to ja Ros.
-No siem, co tam?
-A spoko..mogłybyśmy się spotkać?
-Jasne, jestem na plaży możesz przyjść.
-Ok, będę za 10 minut.
Po 10 minutach.
-No hej jestem
-Noe siema, co tam?
-Dobrze..gdzie masz Oskara?
-Musiał wyjechać do NY..
-Tak nagle? Czemu?
-Nie mam pojęcia, boje się że to się skończy tak jak z Maxem..
-Na pewno nie.
-Mam nadzieję..to co robimy?
-No myślałam, że pójdziemy kupić dla ciebie jakiś ciuch na tą imprezę w klubie.
-No dobra..ale na tą rodzinną to też nic nie mam zbytnio..
-Spokojnie, kupimy.
-Ok to idziemy.
Ja kupiłam sobie (sukienka na urodziny z rodziną i buty, sukienka na imprezę i buty ), a Ros (sukienka i buty)
-No super nam się udały te zakupy.
-Taa..padam na twarz, wracam do domu.
-No na razie, pa
Gdy wróciłam do domu padłam na łóżko i zasnęłam.

Krótki wiem, ale jutro będzie dłuższy. Pzdr :*

niedziela, 12 grudnia 2010

Rozdział 30

Wstaliśmy jak zwykle koło 10. Zjedliśmy na śniadanie.
-Ej Oskar mógłbyś chwilkę zostać, chciałbym z tobą pomówić.
-Dobrze, proszę pana.
-To ja idę na górę, przyjdź potem.
-No to jesteśmy sami i możemy porozmawiać.
-No dobrze ale o czym?
-Wiesz, że za 3 dni są urodziny Niki?
-Tak wiem.
-Masz pomysł na jakiś prezent?
-Myślałem o czymś z biżuterii.
-Hm..no dobra a nie wiesz co ja mógłbym ja jej kupić?
-Myślę, że jakieś ubrania, ale to najlepiej jakby sama zobaczyła, więc może pieniądze?
-Dobry pomysł. A co z przyjęciem.
-Wpadłem na taki pomysł żeby w przeddzień urządzić z rodziną a w sam dzień urodzin jakaś impreza w klubie czy coś.
-Świetnie, znasz tu jakieś kluby?
-Mój kumpel w jednym pracuje..mogę popytać a przy okazji wstąpię do jubilera coś kupić.
-Dobrze..to mi potem powiesz co załatwiłeś.
-Ok, to idę na górę.
-Hej co chciał mój tata?
-A nic takiego...co robimy dzisiaj?
-Ja muszę iść do tego psychologa.
-Pójdę z tobą, na którą masz?
-Na 12.
-To jeszcze mamy godzinę..to co idziemy na plaże?
-Spoko.
Pływaliśmy sobie, potem poszłam się osuszyć.
-No to chyba pora się zbierać.
Doszliśmy na miejsce
-To ja poczekam tu w poczekalni.
-Dobra.
-Dzień dobry..ja miałam tu przyjść wczoraj, ale coś mi wypadło.
-Dobrze..proszę mi podać swoje imię i nazwisko.
-Nicole Simons.
-A to ty się cięłaś tak?
-Tak..to ja.
-No i jak się czujesz?
-Już lepiej.
-Psychicznie też?
-Tak..jest na prawdę dobrze. Wszystko się zaczęło układać, mam chłopaka, w domu też wszystko gra.
-A jak radzisz sobie z brakiem matki?
-Ciągle o niej myślę, tęsknie ale daję radę..już się pozbierałam.
-Dobrze, że ci się już życie poukładało, myślę, że nie musisz tu więcej przychodzić.
-Dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia
-No i jak?
-Nie muszę tu więcej przychodzić.
-No to fajnie. A o co cię pytała?
-O to czy już dobrze w domu, w psychice i takie tam..to co teraz będziemy robić?
-No nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny jak wilk.
-No dobrze, to co zjemy?
-Może pizze?
-Spoko, ja z pieczarkami.
-Ja też.
-To chodźmy.
Potem wróciliśmy do domu. Oglądaliśmy tv i się nudziliśmy.
-Słuchaj ja się umówiłem z kumplem, wrócę za jakieś 2 godziny.
-Dobrze. Pa
U KUMPLA:
-Siema stary, no jestem.
-No elo co to za sprawa?
-Bo moja laka ma urodziny i chciałbym jej tu je wyprawić.
-No spoko ale kiedy?
-Za 3 dni to będzie sobota.
-No spoko, akurat nikt sobie nie życzył w tym dniu to możecie wpadać.
-To o której?
-No standard to 6.
-Spoko, rozliczymy się potem nie?
-Jak dla laski to połowa cany.
-Dzięki, to nara. A i jeszcze jakiś tort czy coś.
-Spoko, ile będzie mieć lat?
-17.
-No to w końcu ją poznam.
-Ta..no to nara.
-Hej kochanie wróciłem
-No siema, jak tam?
-No spoko.
-Tęskniłam.
-Ja też. To co teraz?
-Może coś zjesz? Bo my już pojedliśmy.
-Nie jakoś nie jestem głodny..
-A no spoko.. ja idę się położyć paa.
-No pa do jutra.
Za jakąś godzinę  zadzwonił dzwonek do drzwi. Oskar otworzył.
-Siema, możemy pogadać?
-Co ty tu robisz Max? Jakby cię Niki zobaczyła...
-Spoko ja na minutę, nie zobaczy.
-No po co przyszedłeś?
-Chciałem spytać co u niej.
-W porządku, była dzisiaj u psychologa.
-Dzięki, że mi powiedziałeś.
-Spoko, ale chyba będzie lepiej jak tu więcej nie będziesz przychodził. 
-Jasne rozumiem. To pa
-Nara..

No to tyle. Pzdr :*

sobota, 11 grudnia 2010

Rozdział 29

Obudziłam się u mnie w pokoju, wszyscy przy mnie siedzieli.
-Ccooo.. się stało?
-Zemdlałaś.
-Okropnie się czuję.
-Odpocznij teraz, później porozmawiamy.
-Nie, teraz. Na prawdę chce pan oddać syna  mojemu ojcu?
-Długo nad tym myślałem..
-Możemy porozmawiać w cztery oczy?
-Dobrze..
-Niech się pan nie zgadza, błagam.
-Ciężko mi było podjąć tą decyzję.
-Straci pan go na zawsze,
-Wiem, że się rozstaliście i teraz takie coś..
-Tylko pan może mi pomóc, niech pan spróbuje być znowu z jego matką.
-Dla nas nie ma już szans.
-Musi pan spróbować, proszę.
-Co do pierwszej sprawy to zgadzam się, masz rację nie mogę go stracić, a co do ślubu to nie mogę nic zrobić.
-Niech pan sprawi żeby znowu pana pokochała.
-Będę robił co w mojej mocy, wiem jak bardzo cierpiałaś przez mojego syna i postaram się zrobić to co w mojej mocy.
-Dziękuję, może zejdziemy na dół?
-Dobrze..
-Niki jak się czujesz?
-Już lepiej.
-To my może pójdziemy na dwór, wy pogadajcie sobie.
-Dzięki Max.
-Nie ma za co..to ja już pójdę cześć.
-Pa.
-I co? Zgodził się?
-Ta..nie odda go mojemu tacie a co do ślubu to też postara się coś zrobić. Powiedział, że jego syn za dużo krzywd mi wyrządził i zrobi co w jego mocy żeby mi pomóc.
-To dobrze. To co wracamy do domu?
-Nie..może za jakąś godzinę niech sobie porozmawiają.
-Nicole, Oskar chodźcie do domu.
-Co się stało? Gdzie wszyscy poszli ?
-Sytuacja się zmieniła. Nie bierzemy ślubu, a Max nie zostanie moim synem.
Miałam ochotę skakać z radości, ale nie mogło się to wydać, że to przeze mnie się to stało.
-Przykro mi...pójdziemy do mnie.
-Cieszysz się nie?
-Jak cholera, teraz wszystko jest już w normie.
Pocałowaliśmy się. Zeszliśmy na dół sprawdzić czy nie zostało coś z obiadu.
-No prawie wszystko zostało, nie zjedli za dużo. To co zjemy?
-Jasne.
-To odgrzeję.
Potem oglądaliśmy tv.
-Ej siostra jest coś do jedzenia?
-Ta..na piecu.
-Ok.
Przez resztę wieczoru już  nic ciekawego się nie wydarzyło...

Krótki, bo jakoś nie mam weny. Pzdr:*

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    

piątek, 10 grudnia 2010

Rozdział 28

W drzwiach stali rodzice Max'a.
-Dzień dobry.
-Witam was wejdźcie do środka.
Ja stałam jak zahipnotyzowana, po cholerę tata ich zaprosił. Przecież wiedział, że nie jestem  już z Max'em.
-Tato możemy chwilkę pogadać?
-Tak.
-Czy ty oszalałeś?! Po co ich tu zaprosiłeś?! Poza tym przecież oni się rozwiedli.
-Tak właśnie..bo ja z jego mamą..znów jesteśmy razem, a jego ojciec bo mam sprawować prawną opiekę nad Max'em, bo zamierzamy się pobrać.
-Co?! Czy ty oszalałeś?! Jak ty sobie to wyobrażasz?! Jak możemy być rodzeństwem jak nie dawno jeszcze ze sobą chodziliśmy?! Czy ty tylko na siebie popatrzyłeś podejmując tą decyzję?
-Jego ojciec nic nie wie..mamy mu powiedzieć przy tym obiedzie..
-I ty myślisz, że on się zgodzi?
-Mamy taką nadzieję.
-Tato nie rób mi tego.
-Skarbie, ale ja ją kocham.
-Jak możesz...wychodzę świętujcie sobie.
-Nicole czekaj!
-Gdzie ona poszła?
-Nie wiem..może idź za nią.
-Dobrze.
Wybiegłam z domu jak poparzona, jeszcze w tej sukience, całe szczęście, że nie włożyłam szpilek.
-Nicole czekaj! Co się stało?
-Tata chce się ożenić z mamą Max'a, i jego ojciec ma się zgodzić, żeby on był jego prawnym opiekunem.
-Co?! Ojciec ci tego nie zrobi.
-Zrobi..dzisiaj mają poinformować jego ojca..jedyna nadzieja w tym, że się nie zgodzi.
-Nie wiem jak on może to zrobić.
-Jedno jest pewne, że teraz nie wrócę do domu.
-No to nie wiem co zrobimy..może chodźmy do Ros?
-Ok.
-Hej Ros moglibyśmy u ciebie dzisiaj nocować?
-Jasne, ale co się stało?
-Opowiem ci później.
-Dobra..wchodźcie.
-No więc..ojciec na ten obiad zaprosił rodziców Max'a, chce się ożenić z jego matką i Max ma być moim bratem.
-Że co? O mamo...co mu strzeliło do głowy..-
-To jest nie możliwe..jego ojciec nie może się na to zgodzić.
-Moim zdaniem nie zgodzi..
-No jeśli nawet nie zgodzi to i tak będzie jakby bratem jeśli się ożenią.
-Jakaś paranoja..już się od niego odczepiłaś, zaczęłaś nowe życie a tu takie coś, ale nie możesz znowu się ciąć wiesz o tym?
-O kurde, zapomniałam z tego wszystkiego o spotkaniu z psychologiem..lekarz mnie zabije.
-Zadzwonisz do niego i spotkasz się z nim kiedy indziej.
-Może tak..
-Chcecie może coś zjeść?
-No chętnie, bo obiadu to my nie jedlismy.
-Ok, przyniosę wam po kotlecie.
-Dzięki.
-Jak długo tu będziemy Niki?
-Nie wiem..muszę pogadać z ojcem, ale muszę wiedzieć, że jego ojciec się nie zgodzi.
-Ty chyba nie chcesz...
-Muszę, tylko on wie.
-Chcesz z nim gadać?
-Nie, ale muszę to załatwić.
-Rób jak uważasz.
-Halo, hej Max...musimy pogadać, bądź za 10 minut w skateparku, ok?
-Ok.
-No macie jedźcie.
-Ja nie mogę teraz, umówiłam się z Max'em na rozmowę, zjem potem. A słuchaj masz może jakieś ciuchy pożyczyć, bo w tej sukience to nie pójdę.
-Jasne, ale jesteś tego pewna?
-Tak to tylko rozmowa, to dasz mi te ciuchy?
-Już idę.
Ros przyniosła mi ubrania (SPODNIE I BUTY, BLUZKA)
-Dzięki wielkie, będę za jakąś godzinkę. Pa
-Nicole..uważaj na sobie , powodzenia.
-Nie dziękuję, pa
Szłam szybko, bo chciałam mieć to już za sobą.
-Hej, powiem wprost. Wiesz, że nasi rodzice chcą się ożenić i że masz być moim bratem?
-Ta..wiem.
-I co o tym myślisz?
-Myślę, że ty tego nie chcesz.
-A ty?
-No jasne, że nie.
-Musimy coś z tym zrobić, mam nadzieję, że twój tata nie zgodzi się oddać prawnej opieki na tobą mojemu ojcu.
-Też tak myślę.
-Są teraz u mnie na obiedzie to może tam pójdziemy?
-Ok.
Weszliśmy do domu...nastała cisza.
-No więc, chcemy wam powiedzieć, że się na to nie zgadzamy.
-Nciole..
-Tato nie przerywaj. Mam nadzieję, że pan nie jest głupkiem i się na to nie zgodzi.
-Ale ja się właśnie zgodziłem.
Zemdlałam na miejscu...

Myślę, że jutro będzie kolejny. Pzdr :*

czwartek, 9 grudnia 2010

Rozdział 27

Rano wstaliśmy koło 9. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy po zakupy.
-Hej tato, masz tą listę?
-Tak, jest na stole, ja lecę do pracy. Pa
-Ok, pa.
-Hej słonko, idziemy?
-Jasne. Ciekawa jestem kto ma do nas przyjść.
-No ja też..to co idziemy?
-Ok.
Na szczęście w supermarkecie wszystko dostaliśmy.
-No to mamy wszystko jest dopiero 11, to co teraz robimy?
-No nwm..może kupimy sobie coś do jedzenia i zjemy na plaży?
-Ok, to na co masz ochotę?
-Hmm..a ty ?
-Ja na frytki  z kurczakiem.
-Ok, to poczekaj tu zamówię.
Dał mi całusa i poszedł. W międzyczasie zobaczyłam Toma.
-Hej Nicole, miło cię widzieć.
-No hej, ciebie też.
-Co tam słychać?
-Dobrze wszystko a u ciebie?
-No też, a wracasz może do domu?
Wrócił Oskar.
-Nie, idę na plaże. To jest Oskar a to Tom, brat koleżanki Amandy.
-Hej
-Siem.
-No to my już chyba pójdziemy. Trzymaj się, pa
-Narka.
-Lubisz go ?
-Nawet..jest bardzo miły gdy przychodzę po Amandę.
-Aha..
-Czy ty aby nie jesteś zazdrosny?
-Ja? No coś ty..
-No dobra, dobra kupiłeś tego kurczaka?
-Jasne..
-No nie gniewaj się już, przecież tylko z nim rozmawiałam.
-No nie wiem czy tak prędko o tym zapomnę.
-To jak mam ci to wynagrodzić?
-Może całusem?
-No ok..
-Coś słabo ci to wychodzi.
-Nie narzekaj.
-Należy mi się.
-Takiś tego pewien?
Zaczęliśmy się chlapać wodą i gonić po plaży. Po jakiejś godzinie byliśmy już cali mokrzy.
-No to może zjemy w końcu tego kurczaka.
-No trzeba by było.
-O cholera..już 2 a my nie zrobiliśmy tego obiadu, zbieraj się musimy lecieć do domu.
Po powrocie do domu na szczęście taty jeszcze nie było.
-No to co my mamy zrobić na ten obiad?
-Czekaj  gdzieś tu powinna być kartka..o mam ryba z ziemniakami i surówką. Ok to ja się wezmę za rybę a ty obierz ziemniaki.
-Ok szefowo.
Rybę upiekłam na patelni a w międzyczasie starałam się szybko pokroić kapustę.
-Hej Nicole wróciłem.
-Ok tato..ryba zaraz będzie, surówka gotowa a ziemniaki już dochodzą.
-Dziękuję wam, na pewno musieliście się napracować.
-W sumie to trochę tak?
-A tak w ogóle to czemu jesteście cali mokrzy?
-Długa historia..
-Dobrze to potem mi opowiecie, idźcie się szybko przebrać bo za pół godziny będą. Ja tu popilnuję.
-Ok.
-Nie no nie mam co na siebie włożyć.
-A ta sukienka? (SUKIENKA)
-No sumie..dostałam ją od mamy na 16 urodziny.
-Jest bardzo ładna, twoja mama miała niezły gust.
-Tak wiem, zawsze wiedziała w czym mi najlepiej.
-To ja pójdę do łazienki,  ty ją włóż.
-Ok.
Muszę przyznać, że w tej sukience nie było mi tak źle. Włożyłam do niej baleriny(BUTY) i czekałam na Oskara.
-No je jestem goto...łooł ale super wyglądasz.
-Dzięki ty też nie najgorzej.
-Ta..dzięki, chodźmy już na dół.
W tej samej chwili zadzwonił dzwonek. Na szczęście obiad był już na stole. Gdy tata otwarł drzwi zamurowało mnie na maksa...

No to na tyle mam nadzieję, że się podoba. Sory, że nie dodałam wcześniej, ale wiecie nauka ;/ jutro postaram się dodać kolejny i w weekend też. Dzięki wam za wszystkie komenty, dużo dla mnie znaczą i dają porządnego kopniaka, żeby następne rozdziały były jeszcze lepsze. Kocham was. Pzdr :*

niedziela, 5 grudnia 2010

Rozdział 26

Rano obudziła mnie pielęgniarka na zmianę opatrunku. Potem ugryzłam kawałek chleba. Czułam się już trochę lepiej jeśli chodzi o rękę. Postanowiłam pójść do lekarza zapytać czy mógłby mnie już dziś wypuścić.
-Dzień dobry, można?
-Tak wejdź Nicole.
-Czy mogłabym wyjść już dzisiaj ze szpitala?
-Pokaz mi swoją rękę muszę ją obejrzeć. No ładnie się goi, ale masz świadomość tego, ze pozostaną ci blizny?
-Tak, wiem o tym.
-Myślę, że mógłbym cię wypuścić, ale jutro musiałabyś spotkać się z psychologiem.
-Muszę? Po co mi to?
-On ci pomoże.
-Nic ani nikt mi nie pomoże.
-Uwierz, że taka rozmowa pomaga.
-O której miałby to być?
-Jutro o 12. A za 2 dni chciałbym żebyś tu przyszła, muszę poobserwować rękę.
-Dobrze, w takim razie pójdę się spakować.
Spakowałam wszystko i przyszedł Oskar.
-Hej co ty robisz? Wypuszczają cię?
-Tak
-Jak się czujesz?
-Lepiej, jutro muszę się spotkać z psychologiem.
-Lepiej byłoby żebym nie przychodził nie?
-Nie, fajnie że jesteś. Przemyślałam wszystko.
-To znaczy co?
-Kocham cię.
-A co z Maxem?
-Zniknął z mojego życia na zawsze, a ja się pozbieram.
-Będę ci pomagał
-Dzięki, obiecaj że nigdy nie zrobisz tego co Max.
-Obiecuję ci. A teraz idź się przebrać musimy iść po wypis.
-Ok zaraz wrócę.
Wróciliśmy do domu.
-Chcesz coś zjeść?
-Mam chyba w półce jakąś zupę z paczki, wystarczy tylko zalać wodą.
-Ok zaraz ci zrobię.
-Dzięki, to ja się pójdę rozpakować.
Weszłam na górę do łazienki. Chwyciłam żyletkę i postanowiłam, że się jej pozbędę. Wrzuciłam ją do kosza na śmieci. Nigdy więcej nie będzie rozwiązywać moich problemów.
-Ale ładnie pachnie.
-To tylko zupa z paczki.
-Ale dobra.
-Co teraz chcesz robić?
-No nie wiem, może pooglądamy telewizję?
-Dobra.
Siedzieliśmy wtuleni w siebie przez pół dnia, czułam że on mnie nie skrzywdzi i, że wszystko będzie dobrze.
-O tata chyba wrócił.
-O Niki, jesteś już lekarz powiedział mi, że cię wpisał.
-Tak, wszystko jest ok. Jeśli jesteś głodny to w szafce jest jeszcze zupa z paczki.
-Ok, zaraz sobie zrobię.
-To my może pójdziemy na spacer co Niki?
-Ok.
Spacerowaliśmy sobie po plaży, zachód słońca był przepiękny (ZACHÓD SŁOŃCA), pocałowaliśmy się i obiecałam mu, że teraz już będzie wszystko dobrze. Gdy tak spacerowaliśmy spotkaliśmy Ros.
-Hej Ros, jak leci ?
-A spoko, sory, że cię nie odwiedziłam w szpitalu.
-Spoko i tak byłam tam tylko 2 dni.
-A jak się już czujesz?
-No bardzo dobrze. A gdzie Dave?
-W domu, musiał zaopiekować się siostrą.
-A..to chodź z nami, odprowadzimy cie do domu nie Oskar?
-Jasne.
-Dzięki
-No to my lecimy, narka.
-Paa
-No to co teraz robimy?
-Wrócimy do domu, i może coś zjemy? Bo jestem głodna jak wilk.
-A na co masz ochotę?
-Najbardziej to nie ciebie?
-Jestem nie do zjedzenia.
-A szkoda.
-Dobra sprawdźmy  co tu mamy w lodówce...szynka, ser, pomidor może być?
-Jasne. Zrobię herbatę.
-Było pyszne.
-Taa
-To co idziemy na górę?
-Ok
-Ej Niki czekaj.
-No co tato?
-Jutro zaprosiłem znajomych na obiad, mam nadzieję, że będziecie.
-Jasne a o której?
-O 3.
-Spoko, to może zrobimy jakieś zakupy?
-Byłbym wdzięczny, rano zrobię wam listę.
-Ok, to dobranoc.
-Pa..

No to ten nwm czy jutro mi się uda dać ale się postaram. Pzdr :*

sobota, 4 grudnia 2010

Rozdział 25

Obudziłam się z cholernym bólem, po prostu nie do wytrzymania. Gdy schodziłam na dół przewróciłam się na schodach. Obudziłam się dopiero w szpitalu.
-Co ja tu robię?
-Przewróciłaś się na schodach i musiałem cię tu przywieźć.
Zauważyłam, że nie mam bandaża na ręce.
-Gdzie mój bandaż?
-Lekarze o to wypytywali..nie mówiłem nic po porostu odwinęli go sami, zaraz przyjdzie pielęgniarka żeby założyć ci nowy.  Jak się czujesz?
-Źle.
-Lekarze mówią, że masz szczęście, że tu trafiłaś.
-Czemu?
-Bo straciłaś dużo krwi, jeszcze jeden taki numer i już by mogło nie być tak wesoło.
-Może byłoby lepiej..
-Nie wiem jak możesz w ogóle tak mówić.
-Nigdy cię nie spotkało takie coś jak mnie.
-Miałem wiele dziewczyn, zwykle znajdowały sobie kogoś innego, ale nie robiłem przez nie tego co ty.
-Widocznie nie kochałeś ich tak jak ja  kocham jego.
-Może..
-Dzień dobry nazywam się Ann, jestem pielęgniarką i  przyszłam założyć ci nowy bandaż.
-Taa.
-Pójdę do sklepu chcesz coś?
-Nie, dzięki.
Siedział przy mnie pół dnia aż w końcu powiedziałam mu:
-Idź może do domu.
-Nie chcesz żebym tu był?
-Chce, ale pewnie jesteś już zmęczony.
-Jasne, po prostu chcesz mnie wypłoszyć. Dobra to cześć.
-Czekaj, nie to miałam na myśli.
-Przyjdę jutro jeśli mogę. Nara
Poszedł, a ja sobie uświadomiłam, że jestem taką idiotką. Ranię tyle osób które chcą mi pomóc. Po długim zamartwianiu się zasnęłam. Obudziłam mnie dopiero pielęgniarka która przyniosła mi kolację, gdy otworzyłam oczy zobaczyłam Max'a.
-Wiem pewnie każesz mi teraz wyjść.
-Nie, zostań.
-Chyba nie muszę pytać czemu tu jesteś, przeze mnie nie?
-Przez siebie i swoją głupotę.
-To moja wina, że ci przyszedł taki pomysł do głowy.
-Nie powiem, że nie.
-Boli cię?
-Boli.
-Kiedy cię wypuszczą?
-Nie wiem, ojciec ma przyjść potem, bo wiesz jest lekarzem to się dowiem.
-Niki już jestem..oo Max..
-Dzień dobry, to ja może wyjdę. Na razie Niki...
-Co on tu robi ?
-Jest przy mnie.
-A co z Oskarem?
-On to rozumie.
-I co myślisz, że to prawda?
-Dlaczego miałby kłamać?
-Dla ciebie..
-Dobra tato, kiedy mnie wypuszczają?
-Za 3 dni. Musisz pozostać na obserwacji. Później będziesz miała spotkanie z psychologiem.
-Po co ?
-Lekarze tak kazali.
-Nie potrzebuje iść do psychola, może mnie jeszcze wyślą do psychiatryka za to, że tak cholernie go kocham?!
-Uspokój się.
-Idź już tato.
-Wpadnę potem..
-Jak sobie chcesz..
Nie zjadłam nic dzisiaj. Byłam w totalnej rozsypce nic nie było w stanie mnie pocieszyć. Była dopiero 21 a ja zasnęłam...

Trochę krótszy niż poprzednie ale jakoś nwm o czym pisać. Pzdr :*

piątek, 3 grudnia 2010

Rozdział 24

Rano ręka nie bolała mnie już tak bardzo jak wczoraj. Zeszłam na dół, a tam czekało na mnie śniadanie.
-Hej zrobiłeś śniadanie?
-No jasne, siadaj
-Dzięki
Zjadłam i poszłam się ubrać, jak zwykle zmieniłam bandaż. Dziś był pochmurny dzień i już nie tak ciepło jak wczoraj, więc mogłam ubrać dłuższy rękaw. Zeszłam na dół, oglądaliśmy tv i tak przez pół dnia.
-Poszedł bym gdzieś, ale ta pogoda...
-No tak, nudno dzisiaj.
-Co chcesz robić przez resztę dnia?
-Mogę tak siedzieć cały dzień.
-No ja też.
-Ale może zaprosimy Ros z Dave'm?
-Spoko
-To pójdę zadzwonić.
-Hej Ros, wpadlibyście z Dave dziś do mnie na kolację?
-Jasne, a o której?
-No tak o 7.
-Spoko będziemy. Pa
-Narka
-No i jak przyjdą?
-Nom.
-To może się przejdziemy po jakieś zakupy bo za dużo to ty  w tej lodówce nie masz.
-Ok, pójdę tylko po sweter..
Poszliśmy do najbliższego supermarketu. Wymyśliłam, że zrobię pieczonego kurczaka z frytkami i sałatką.
-No to mamy już chyba wszystko.
-Pójdę tylko jeszcze wziąć jakiś sok.
-Ok to ja już pójdę do kasy.
W domu zrobiliśmy razem kolację
-No kurczak się piecze ja pójdę się przebrać.
-Ok, ja go przypilnuję.
Grzebałam w szafie dość długo żeby znaleźć coś na długi rękaw i dość luźnego. Przypomniało mi się, że mama miała właśnie taki sweter weszłam do sypialni i zaczęłam szukać. Do tego włożyłam rurki.Zeszłam na dół.
-No i jak tam kurczak?
-Pięknie wyglądasz.
-Pytam o kurczaka.
-No jeszcze dom stoi.
-Nie żartuj sobie.
-Ej co jest?
-Nic..
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Byłam pewna, że to Ros z Dave'm, ale był to listonosz.
-Dzień dobry, czy to pani Nicole Simons?
-Tak to ja
-Proszę to list do pani i róża, prosze tu tylko pokwitować.
-Dobrze, dziękuję do widzenia.
Otworzyłam list:
"Droga Niki
Nie chcesz rozmawiać ze mną prosto w oczy więc napisałem ten list. Wiedz, że zawsze będziesz w moim sercu i nikt nie zajmnie w nim twojego miejsca. Chciałem ci  powiedzieć, że się o ciebie martwię. Widziałem szłaś ostatnio z bandażem na ręce. Nie pytam od czego bo chyba wiem. Proszę cię żebyś na siebie uważała. Z tego co wnioskuję to jesteś z Oskarem. Cieszę się, że masz kogoś przy sobie. Wiem, że śmierć matki była dla ciebie bardzo bolesna. Dzieliłaś ten ból ze mną, starałem się cię zrozumieć, starałem się pomóc. Widocznie nie tak bardzo ile tego potrzebowałaś. Wiem, że to może okazać się  mało ważne ale nie mam nikogo. Mam nadzieję, że ty jesteś szczęśliwa i że nie zrobisz żadnej głupoty. Zawsze będę cię kochał, Max"
List kompletnie mnie zbił z rytmu, a właśnie przyszli goście..
Cały wieczór byłam jakby nie dostępna..
-Hej Niki super ta kolacja, naprawdę było bardzo pyszne.
-Ta..dzięki.
-To my może już pójdziemy.
-To do zobaczenia.
-Na razie.
-Co było w tym liście, że byłaś taka nie dostępna?
-Masz sam przeczytaj.
-Znów zawraca ci głowę..
-Ta..yy.. pójdę się położyć.
-Ok to ja pozmywam, pa
-Dzięki..
Nie poszłam spać, weszłam do łazienki i znów to zrobiłam. Przejechałam sobie po ręce. Tym razem tak mocno.  Bólu w ogóle nie czułam. Wszystko to przez niego, nie dawał mi żyć, już chciałam wbić żyletkę do końca ale coś mnie powstrzymało. Głośny huk z dołu. Zeszłam na dół jak poparzona. Okazało się, że Oskar rozbił talerz. A ja znów miałam całą rękę we krwi. Zaczęłam znów płakać.
-Ej co ty znów to zrobiłaś? Niki obiecałaś mi!
-Wiem, zle nie mogę już wytrzymać, gdyby nie ten talerz już by mnie pewnie nie było.
-Niki! Co ty w ogóle opowiadasz?!
-Zrozum mnie! Nie daje rady bez niego żyć, nie mogę.
Usiadłam przy ścianie z zakrwawioną ręką i zaczęłam płakać jak małe dziecko, które nie dostało chcianej zabawki.
-Niki, nie płacz jestem przy tobie, daj rękę pomogę ci.
Obmył mi rękę i znów zawinął w bandaż.
-Nie rób tego więcej Niki.
-Nie obiecam ci tego, teraz wiem że nie mogę. Niby jest dobrze a tak na prawdę to nie jest.
-Nie wiem jak ci mam pomóc.
-Ty w ogóle chcesz przy mnie być? Przy takiej wariatce?
-Nie opowiadaj takich rzeczy! Musisz w siebie wierzyć, a ja ci w tym pomagam jak tylko mogę.
-Posłuchaj kocham cię bardzo, ale  to co czuje do niego jest nie do opisania.
-Chcesz z nim być ?
-Nie, nie chcę...
-Niki, przecież dobrze wiem, że chcesz, nie ukryjesz tego ani ni pokażesz przez cięcie. Po prostu mi to powiedz i idź do niego bądź z nim ja nie będę miał ci za złe. Czuję to, że go kochasz i nie mogę cię za to znienawidzić.
-Ja już nie wiem co mam robić, to tak cholernie trudne. Tak naprawdę to ty mnie trzymasz przy życiu.
-A rodzina ojciec, Amanda?
-Są ważni, ale nie tak jak ty, oni nie znają moich problemów, owszem wiedzą, że nie jestem z Max'em, ale nie wiedzą co ja przeżywam.
-Niki musisz się przespać. Straciłaś już dużo krwi nie możesz tak robić bo trafisz do szpitala.
-Dobrze pójdę się położyć.
-Ale przyrzeknij, że nie pójdziesz tego zrobić proszę cię.
-Przyrzekam, że pójdę się położyć.
-Pamiętaj, że jestem przy tobie...

No udało mi się dać jeszcze jeden jutro też pewno będzie, i dzięki wam za wszystkie komentarze. Pzdr :*

Rozdział 23

Rano obudziłam się z cholernym bólem ręki. Nie mogłam wytrzymać. Zerwałam się z łóżka jak poparzona i poszłam do łazienki. Odwinęłam całkiem przesiąknięty już bandaż. Przemyłam rany letnią wodą i zawinęłam w nowy bandaż. Na dworze było bardzo ciepło a ja miałam wielki bandaż na ręce którego swetrem nie mogłam przykryć. Zaczekałam więc aż tata wyjdzie do pracy, zjadłam szybko kromkę chleba. Nie chciałam nigdzie wychodzić, ale przypomniało mi się, że muszę odebrać Amandę. Zawinęłam więc na rękę jeszcze jeden bandaż, nie przesiąkał już tak mocno i wyszłam po nią. Zadzwoniłam do drzwi.
-Hej, jestem Tom, pewnie mnie już nie pamiętasz.
-Jasne, że pamiętam przyszłam po Amandę.
-Ok, wejdź pójdę po nią.
-Dzięki.
-A co ci się stało w rękę ?
-Yyy...kroiłam chleb i..nóż mi jakoś objechał i przecięłam sobie trochę rękę...
-A..to ja pójdę po Amandę.
trudno mi było przy nim kłamać a co miałam powiedzieć Amandzie i tacie...
-No hej jesteś w końcu.
-No to idziemy ?
-Jasne, to na razie Tom.
-Pa
-Ej siostra co ci się stało w rękę?
-Przecięłam się.
-Bolało?
-Trochę..czekaj bo telefon mi dzwoni.
-Halo?
-Hej córcia za ile będziesz w domu ?
-No zaraz.
-To pośpiesz się bo mam dla ciebie miłą niespodziankę.
-Dobrze, zaraz tam będę.
Przyśpieszyłam natychmiast kroku. Gdy weszła do domu zamurowało mnie. Przy stole siedział Oskar z tatą. Nawet nic nie mówiłam tylko mocno go przytuliłam.
-Co ty tu robisz?
-Za bardzo tęskniłem.
-Chodź na górę.
-Ok
Weszliśmy i usiedliśmy na tapczanie. Jednak zanim usiedliśmy dostałam buziaka.
-Ej co ci się stało w  rękę?
-Przecięłam się przypadkiem.
-Nicole..
Odwinął mi bandaż i zobaczył rany.
-Ty się pocięłaś ?
Nic nie odpowiedziałam tylko się do niego przytuliłam.
-Dlaczego to zrobiłaś?
-Nie mogłam sobie już dać rady..ale cięcie to nie jedna rzecz jaką zrobiłam.
-Co jeszcze ?
-Piłam.
-Dużo?
-Nie jeden kieliszek.
-Czego?
-Wódki ojca..
-Nie rób tego więcej, obiecaj mi.
-Obiecuję.
-Zostaję tu na jakiś czas, teraz stąd nie wyjadę, nie po tym co zrobiłaś.
-Sory, ale muszę iść po nowy bandaż.
-Pomogę ci zawiązać.
Potem siedzieliśmy w pokoju przez pół dnia, zamówiliśmy pizze.
-Nie musisz już wracać?
-W sumie to nie mam dokąd.
-Jak to ? To gdzie są twoi rodzice?
-W NY.
-Sam tu przyjechałeś?
-Tak.
-Czyli nie masz gdzie spać, to może zostaniesz tu.
-No chyba nie ma wyjścia.
-Jeszcze miesiąc wakacji..
-To zostanę tutaj do końca.
-Serio?
-Jasne, i tak w NY nie mam co robić a tu przynajmniej jesteś ty, możemy tez czasem razem tam jechać.
-Wiesz co ?
-No co takiego?
-Kocham cię.
-A wiesz co?
-No co?
-Ja cie bardziej.
-Nie ja cię.
-Czekaj muszę iść na chwilę do łazienki.
-To ja pójdę na dół po coś do picia.
Na dole siedziała Amanda.
-Hej młoda chcesz coś do picia?
-Nie dzięki.
-Co ty taka naburmuszona?
-Nie ważne!
-Dobra sory, że spytałam...
-Kiedy twój chłopak sobie pójdzie?
-No właśnie, on tu teraz zamieszka do końca wakacji.
-No chyba raczej nie.
-Masz coś przeciwko?
-Może mam!
-Dobra...weź się na mnie nie wyżywaj za cholera wie za co! Nie wiem co się stało, ale nic ci raczej nie zrobiłam, więc sobie daruj!
-Ej co to za kłótnie?
-Hej tato, spytaj Amandy..
Ja poszłam na górę.
-Amanda co się stało ?
-Nic! Musicie się wszyscy tak pytać?!
Pobiegła do siebie, nie wiem co się mogło stać.
-Jestem.
-No w końcu, co to za krzyki?
-Mała coś nie w sosie.. no ale nie mówmy o niej, lepiej powiedz czy masz jakieś ciuchy czy coś?
-A po co komu ciuchy, zrobimy tak jak wtedy kiedy byłem tu pierwszy raz pamietasz?
-Jasne, że tak, ale masz coś czy nie?
-No jasne, że mam.
-No to masz szczęście.
-To co teraz robimy?
-Nie wiem jak ty ale ja muszę zmienić znów bandaż.
-Boli cię?
-Cholernie.
-To przez niego to zrobiłaś nie ?
-Przez wszystko, przez śmierć mamy, tak bym chciała żeby tu była, potrzebuję jej..potem doszedł Max a potem rozstanie z tobą i powrót do L.A.
-A teraz, już wszystko jest dobrze?
-Myślę, że tak.
-Wiedz, że zawszę będę przy tobie i z mojego powodu na pewno się nie będziesz ciąc.
-Wierzę ci. Myślę, że już tego nigdy nie zrobię. To była tylko chwila słabości po prostu nie mogłam dać sobie rady, ale teraz już jest dobrze.
-Nie martw się już, widzę, że padasz z nóg może się położysz?
-No chyba tak zrobię, ale najpierw bandaż..
-To ja pójdę na dół, porozmawiam z twoim ojcem później może się prześpię trochę w salonie.
-No to do jutra.
-Dobranoc..

No to jutro następny :P

czwartek, 2 grudnia 2010

Rozdział 22

Rano obudził mnie budzik, Oskar już wstał.
-Hej, wyspałaś się?
-Trochę.
-Słuchaj, pamiętasz tą imprezę z okazji mojego wyjazdu ?
-No jak mogę nie pamiętać, po niej trafiłam do pierdla..
-Ta..no to miałem wtedy wyjechać,  ale postanowiłem, że przekonam rodziców żeby przełożyli wyjazd. Miałem wyjechać właśnie tu do NY. Ale zostałem przy tobie, nie mogłem cię zostawić w takiej sytuacji...teraz ten twój wyjazd powrotny..wrócisz sama..ja tu już zostaję na stałe.
-Jasne..będzie mi cię brakowało.
-Mi ciebie też. Będę do ciebie przyjeżdżał kiedy tylko będę mógł.
-Dzięki, ja też się postaram. A o której mam ten samolot ?
-Za dwie godziny.
-To zacznę się pakować.
-Pomogę ci.
-Dzięki.
Poszliśmy później coś zjeść, bo Oskar nie chciał mnie puścić z pustym żołądkiem. Nadszedł czas aby pojechać na lotnisko. Gdy dotarliśmy na miejsce łzy napłynęły mi do oczu..tu wszystko się kończy. Mój związek i nasza przyjaźń.
-Dzięki ci za wszystko, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
-Jesteś dla mnie ważna, dlatego to robię. Proszę cię uważaj tam na siebie.
-Ok, będę.
Mocno się do niego przytuliłam, a on mnie pocałował a ja to odwzajemniłam . Byłam tym zszokowana, tym bardziej, że musiałam już iść. Jeszcze w pośpiechu włożył mi do ręki małe pudełeczko, powiedział że mam otworzyć a samolocie.
-Żegnaj.
-Wkrótce się zobaczymy obiecuję....
Wsiadłam do samolotu, zajęłam pierwsze lepsze miejsce i zaczęłam płakać. Wszystko mi się popsuło, straciłam miłość swojego życia a teraz ten pocałunek...nie wiedziałam o czym myśleć..Zadzwonił telefon,
-Hej córciu wyleciałaś już?
-Tak, za niedługo powinnam wylądować,
-Dobrze to my czekamy z Amandą na lotnisku, pa
-Pa..
Szybko otarłam łzy, bo mieliśmy zaraz wysiadać. Przywitałam się z rodziną i pojechaliśmy do domu.
-Amanda idź się pobawić, muszę chwilę pogadać z Nicole.
-Ok
-I jak tam sprawa z Maxem?
-Jeśli chodzi ci o to czy jesteśmy razem to nie.
-Przykro mi
-NY to jakieś przeklęte miasto...straciłam tam chłopaka i jeszcze ten pocałunek...
-Jaki pocałunek?
-Na lotnisku..Oskar mnie pocałował..
-Czujesz coś do niego ?
-Nie wiem tato..moje uczucia są teraz w totalnej rozsypce w takich momentach właśnie brak mi mamy..
-Cieszę się, że mówisz mi o wszystkim. Wiem nigdy nie zastąpię ci matki, ale mi zawsze możesz wszystko powiedzieć, wiedz o tym.
-Jasne tato dzięki, muszę otworzyć to pudełeczko, dostałam je od niego.
-No pokaż co tam masz
W pudełku był prześliczny wisiorek (WISIOREK).
-Jest śliczny.
Zamurowało mnie, bardzo mi się spodobał.
-Tato możesz mi go zapiąć?
-Jasne, odwróć się.
Pięknie wyglądał na szyi. Pobiegłam to pokoju zadzwonić i podziękować za prezent.
-Hej, wisiorek jest przepiękny, dzięki.
-Cieszę się, że ci się podoba.
-Wiem głupie, ale już tęsknię.
-Ja też..a powiedz jak minął lot?
-Dobrze.
-To fajnie, słuchaj ja muszę kończyć, zadzwonię do ciebie później ok ?
-Ok, pa
-Kocham cię.
Zatkało mnie, Nie mogłam uwierzyć, że po sprawie z Maxem może mi się jeszcze coś takiego przydarzyć.
-Córciu idę do pracy zaprowadzę Amandę do koleżanki, wrócę późno paa
-Dobrze paa.
Pomyślałam, że spotkam się z Ros, dawno się nie widziałyśmy.
-Hej, może się spotkamy ?
-Jasne a o której ?
-No jak możesz to ja bym po ciebie podeszła za jakieś pół godziny ok ?
-Spoko, czeka musisz mi opowiedzieć o wyjeździe, paaa
Poszłam na górę, wygrzebałam z szafy jakieś ciuchy, ogarnęłam włosy i wyszłam z domu.
-No hej jestem.
-Wejdź na chwilę, muszę tylko się przebrać  ok?
-Spoko, poczekam
-Hej Nicole.
-Cześć Dave.
-I jak tam było w NY?
-W miarę...
-Może się czegoś napijesz ?
-Nie dzięki, zaraz wychodzę z Ros to pewnie coś kupimy..
-Jasne to ja będę leciał, bawcie się dobrze, paa Kochanie, nara Niki.
-Pa
-No jestem możemy iść.
Kupiłyśmy sobie po kebabie i łaziłyśmy po całym mieście ze 3 godziny, potem wybrałyśmy się na plażę, i spacerowałyśmy brzegiem morza. Brakowało mi tych naszych spotkań, miałam wrażenie że jej też.
Dostałam sms.
Hej, bądź o 6 koło budki w której kupiłaś kebeba
Ktoś..
Nie miałam pojęcia kto to mógł być, była już 5.50 więc poszłam tam Ros czekała obok.
Zobaczyłam tam Max'a, natychmiast odwróciłam się i chciałam isć.
-Co ty tu robisz?! Po co to robisz, wszystko utrudniasz!
-Daj mi coś powiedzieć!
-Byle szybko!
-Nie jestem już  z tą laską.
-I mam się cieszyć czy co ?
-Możemy być teraz razem.
-Ty sobie chyba żartujesz.
-Nie
-Nie mam czasu słuchać takich rzeczy.
-I komu to nie zależy.
-A to może ja sobie kogoś znalazłam i cię zostawiłam, może ja wyjechałam i wsadziłam cię do pudła co?! Zastanów się co ty w ogóle mówisz!
-Czyli koniec z nami?
-Już dawno nie ma "nas"!
-Możemy to naprawić.
-Ja nie wiem czy chce po tym wszystkim, a już wiem nie chce więc nie pokazuj mi się więcej na oczy jeśli byś mógł, cześć.
-Ej Ros słuchaj idź do domu, ja muszę iść jeszcze do sklepu bo..chleba nie mamy w domu a miałam kupić.
-Dobra, nie przejmuj się nim..o ładny naszyjnik masz, kupiłaś w NY?
-Nie, dostałam.
-O no to fajnie, dobra to lecę, popiszemy potem na kompie. Nara
-Pa.
Gdy Ros znikła mi z oczu wybuchłam płaczem po co on przyjeżdżał myślał, że co że będzie jakby się nic nie stało? Weszłam do sklepu i kupiłam maszynki do golenia.
Wróciłam do domu nikogo nie było. Nie jadłam kolacji, nawet nie byłam głodna. Wyciągnęłam z lodówki wódkę taty, została jeszcze z czasów gdy mama zmarła...nalałam sobie i wypiłam. Poczułam wielką ulgę. Potem poszłam do pokoju, wzięłam prysznic i myślałam o dzisiejszym dniu. Taj mnie boli każda rozmowa z nim, nie sądziłam, że można kogoś aż tak nienawidzić a w głębi serca go kochać. Nie wytrzymałam i wyjęłam żyletkę z maszynki do golenia która kupiłam niby dla taty. Bałam się tego, byłam rozkojarzona. Przejechałam sobie lekko po skórze, z każdą chwilą coraz mocniej. Nie czułam bólu było to dość dziwne. Z ręki kapała na podłogę krew, nie było jej strasznie dużo. Nie mogłam wierzyć, że moje życie aż tak się skomplikuje, że stracę mamę potem chłopaka a teraz musiałam opuścić najlepszego przyjaciela. Usłyszałam, że tata wraca, szybko schowałam żyletkę.
-Córciu jesteś na górze.
-Tak..yy właśnie sie szykuję do kąpieli.
-A dobrze to potem zejdź na dół.
-Ok.
Szybko starałam się zmyć krew, bardzo mnie szczypało. W szafce pod umywalką znalazłam apteczkę. Wyciągnęłam z niej bandaż i zawinęłam sobie wokół ręki, był jednak problem bandaż szybko przesiąkł, ubrałam więc czarny sweter ze względu na długi rękaw i kolor. W łazience umyłam tylko jeszcze podłogę i zeszłam szybo na dół zanim bandaż całkiem mi przesiąknie.
-No hej tato co chciałeś?
Zapomniałam schować butelkę wódki do  lodówki, na szczęście tata był w łazience, szybko ją schowałam. Myślę, że jej nie zauważył.
-No jesteś już, może jemy jakąś kolację?
-Nie dzięki ja nie jestem głodna, pójdę do siebie do jutra.
-Ok, pa
Szybko pobiegłam do pokoju, bandaż był  całkiem przesiąknięty, wiec musiałam go zmienić. Na jakiś czas nie zawijałam ręki wycierałam tylko chusteczką, dopiero jak przestało lecieć tak mocno to zawinęłam bandaż, dziwnie się teraz czułam zawracało mi się w głowie, wyszłam szybko na taras pooddychać świeżym powietrzem. Zrobiło mi się lepiej i wróciłam do pokoju, otwarłam okno na wszelki wypadek. Z wykończenia padłam na łóżko i zasnęłam...

No wyszedł mi chyba najdłuższy jak dotąd, mam nadzieję, że się podoba. Pzdr :*

wtorek, 30 listopada 2010

Rozdział 21

Wstałam o 5, poszłam się umyć i ubrać (SPODENKI, BLUZKA, TRAMPKI). Zeszłam na dół i zjadłam pół kromki chleba. W końcu przyjechał Oskar. Pożegnałam się z tatą i Amandą i poszłam na dwór.
-Hej, no proszę jesteś punktualnie.
-Oj daj spokój, po prostu wstałam wcześniej.
-Dobra, wsiadaj.
Droga bardzo mi się dłużyła, Pewnie szybciej byłoby samolotem, no ale cóż w końcu dotarliśmy na miejsce.
Poszliśmy do hotelu się rozpakować.
-No to ja już skończyłem a ty?
-Ta, prawie..
-No to pośpiesz się, musimy wychodzić.
-Gdzie?
-Zjemy coś a później idziemy szukać Max'a.
-No spoko..pójdę tylko do łazienki.
-Tylko się pośpiesz.
Wyszliśmy na miasto(NY), było takie duże i z milionami reklam. Spodobał mi się tu, ale mimo pięknego widoku nie opuściłabym L.A.
-To tu, wejdź.
-Będziemy jeść fast-fooda?
-No pewnie, co chcesz frytki czy hamburgera?
-Cheesburgera.
-Ale wymagająca...
Zjedliśmy i poszliśmy dalej. Było tu pełno sklepów z ciuchami. Obiecałam sobie, że jutro tu przyjdę.
-Ty wiesz gdzie go szukać?
-Wiem.
-Pracuje gdzieś czy co ?
-Pracuje, w tym fast-foodzie co tym byliśmy.
-To dlaczego wyszliśmy?
-Bo zaczyna dopiero za dwie godziny, a ja przewidziałem, że będziesz chciała odwiedzić wszystkie sklepy z ciuchami w mieście.
-Dwie godziny to za mało mój drogi.
-To wrócimy jutro.
-Super, to ja włażę tu, a ty co będziesz robił?
-Pójdę z tobą, męskie rzeczy też tu są.
Chodziliśmy tak od sklepu do sklepu, kupiliśmy sobie po bluzce ja: (BLUZKA), a Oskar: BLUZKA).
-Jutro idziemy na resztę sklepów.
-Spoko, a teraz chodź bo już pewnie zaczął.
-Ok.
Trochę się denerwowałam. Kiedy tam weszłam, chciałam uciec.
-No idź do niego.
Podeszłam do niego, byliśmy tak samo zszokowani.
-Cco o ty tu robisz?
-Przyjechałam żeby z tobą pogadać.
-Jak mnie znalazłaś?
-Czy to ważne? Ważne, że tu jestem i możemy pogadać.
-Teraz zbytnio nie mogę, pracuję.
-A o której kończysz?
-O 6.
-To przyjdę tu o 6.30 ok?
-Dobra, będę czekał.
-Na razie.
Wyszliśmy z Oskarem z restauracji.
-No i jak ?
-Umówiłam się z nim tu o 6.30.
-To dobrze, wyjaśnicie sobie wszystko.
-Mam nadzieję, ale wiesz jeśli on już nie chce to ja wracam do domu.  Nie będę tu siedzieć bez powodu, jeszcze z myślą, że on tu jest.
-Jasne, kiedy będziesz chciała to wrócimy.
-Dzięki ci za wszystko, za wyjazd, za to, ze jesteś moim przyjacielem.
-Nmzc.
Wróciliśmy do hotelu, do 6.30 została godzina, poszłam do łazienki lekko się umalować. Ubrałam też nową bluzkę, rurki i trampki. Dochodziła 6.
-Ej to ja lecę.
-Powodzenia.
-Dzięki przyda się. Myślę, że za godzinę będę, jak coś to jestem pod telefonem, nara.
-Pa
Szłam szybko, chciałam go już zobaczyć. Siedział na schodach z restauracji.
-Hej,
-Hej, nie spóźniłaś się jak zwykle, siadaj.
-Dzięki. Słuchaj mam do ciebie tylko jedno pytanie.
-No mów.
-Chcesz jeszcze być ze mną?
-Długo nad tym wszystkim myślałem, przyjechałaś to do mnie specjalnie, ale ja nie wiem czy to wypali, zrozum mnie. Nie chcę żebyś cierpiała. Ta cała sytuacja to z mojej winy. Wiem nie powinienem wyjeżdżać, ale tak chyba będzie łatwiej, nie sądzisz?
-Ja cię kocham, inaczej by mnie tu nie było.
-Nie chce cię martwić ale..
-Ale..?
-Coś chyba we mnie się popsuło, nie czuję już tego co było wcześniej.
-Nie kochasz mnie?
-Yyy...
-No powiedz bo tracę czas podobno!
-Mam kogoś.
-Tą laskę co się szantażowała?
-Nie.
-Czyli niepotrzebnie przyjeżdżałam.
-Proszę cię zrozum mnie, zasługujesz na kogoś innego.
-Ale ja nie chce nikogo innego! Kocham cię!
-Nicole, nie utrudniaj proszę cię.
-Żegnaj na zawsze.
Pobiegłam z płaczem do hotelu. Myślałam, że nam się tym razem uda, że mnie kocha..to wszystko przez co przeszliśmy nie miało dla niego najmniejszego sensu, bardzo się zmienił...w tej chwili obiecałam sobie, że już nie będę za nim płakać..dla niego się nie opłaca..
Weszłam do pokoju, Oskara nie było. Nie mogłam powstrzymać łez, padłam na łózko i płakałam w poduszkę. Przyszedł Oskar.
-Hej co się stało Nicole?
-Nie jesteśmy już razem.
-Jak to ?
-Ma kogoś..powiedział, że nie chce mnie ranić i, że lepiej będzie jak nie będziemy razem.
-Nie wiem co mam powiedzieć.
Przytuliłam się do niego i płakałam.
-Słuchaj, czy moglibyśmy jutro wyjechać?
-Jasne, zaraz to załatwię.
-Dzięki.
-Nie płacz już, pójdę zadzwonić.
Poszłam do łazienki umyć się i położyłam się spać...

Sory, ze tak późno, ale jakoś czasu brak ;D

piątek, 26 listopada 2010

Rozdział 20

Szybko otarłam łzy, bo przyszedł strażnik zabrać talerz. Później położyłam się i tak aż do rana. Obudził mnie strażnik i jak każdego dnia poszłam do łazienki i zjadłam kromkę jak zwykle suchego chleba. Później przyszedł do mnie komendant i powiedział, że jestem wolna.
-Jak to wolna? Przecież podobno kogoś "zabiłam".
-Zeznania zostały anulowane.
-Przez kogo ?
-Nie mogę ci tego powiedzieć, nie pytaj już o nic chyba, że chcesz tu trochę dłużej posiedzieć, przed wyjściem odbierz swoje rzeczy.
-Dobra, do widzenia.
Ogarnęłam się w łazience, odebrałam rzeczy i pobiegłam do domu. Po drodze spotkałam Oskara, miał taką minę jakby się coś stało.
-Hej.
-Co ty tu robisz?
-Wypuścili mnie.
-To super.
Przytuliłam go i poszliśmy na sok.
-No opowiadaj jak to było.
-Przyszedł do mnie policjant i powiedział, że ktoś anulował zeznania.
-A ten ktoś to Max ?
-Nie chciał mi powiedzieć, ale raczej tak.
-Co teraz zrobisz?
-Nie mam pojęcia. Muszę z nim pogadać.
-To zadzwoń do niego.
-Ok.
-Hej Max, możemy się spotkać?
-Nie, nie możemy.
-Dlaczego ?
-Bo mnie już nie ma w L.A, wyjechałem na stałe, żebyś mnie więcej nie musiała oglądać, a  i tak to ja anulowałem zeznania. Żegnaj na zawsze..
-Max!
-Co się stało Nicole?!
-Wyjechał na zawsze...To koniec, już go nigdy nie zobaczę.
-Nie mów tak, zobaczysz go gwarantuję ci to.
-Nie możesz tego gwarantować, ja muszę iść do domu i...proszę cię nie odprowadzaj mnie, cześć.
-Czekaj, obiecuję ci, że go zobaczysz, uwierz mi.
Odwróciłam się i poszłam do domu, szłam z płaczem. Nie mogłam w to uwierzyć, że go więcej nie zobaczę. A jednak martwiło mnie to co powiedział Oskar.  W domu na szczęście nikogo nie było więc mogłam się zaszyć w pokoju i płakać. Rano obudziłam się o 11, ale nie wstałam. Praktycznie cały dzień spędziłam w łóżku. Dopiero koło 16 wstałam bo byłam głodna, ubrałam się w ( SPODENKI, BLUZKA, TRAMPKI, CZAPKA) i poszłam do knajpy. Zamówiłam frytki na wynos i łaziłam po mieście. Zadzwonił telefon.
-Hej, no co tam porabiasz?
-Jem obiad.
-A co dobrego ?
-Frytki..
-Słuchaj mam dla ciebie niespodziankę, musimy się dziś spotkać.
-No ok, to przyjdź do mnie o 20.
-Spoko, nara.
Wróciłam do domu, tata oglądał z Amandą tv a ja poszłam na taras. Położyłam się na leżak  i włączyłam moje mp3. Leciała piosenka Nelly-Just a dream, chciało mi się płakać, ale nie mogłam bo zaraz miał przyjść Oskar, a nie mógł wiedzieć, że płaczę. Zrobiłam sobie budzik i leżałam.
Była 19.45 wstałam i zaniosłam do pokoju sok. Zadzwonił dzwonek do drzwi, pobiegłam otworzyć i poszliśmy do góry.
-No to co to za niespodzianka ?
-Wiem gdzie jest Max, mój ojciec jedzie tam w delegacji i możemy się z nim zabrać.
-Serio ?
-No tak.
-Gdzie on jest ?
-W Nowym Jorku.
-A kiedy moglibyśmy jechać?
-Właściwie to jutro.
-Jutro ?
-No tak, a co nie możesz?
-Nie no mogę..
-Dobra, to pomogę ci się pakować bo jak cię znam to zostawisz to na ostatnią chwilę.
-Dzięki...
-To jutro masz być o 6 gotowa ok ?
-Ok. Postaram się.
Pożegnaliśmy się i poszłam spać, bo jutro czekał mnie ważny dzień...

Jutro dodam kolejny ;D

środa, 24 listopada 2010

Rozdział 19

W nocy nie spałam..Rano przyszedł do mnie strażnik.
-No wychodź zaprowadzę cię do łazienki. Potem dostaniesz jeść.
Później siedziałam w celi ze 2 godziny. Za chwilę przyszedł tata.
-Hej córciu.
-Cześć tato.
-Nie martw się, wyciągniemy cię z tego.
-My..?
-Rodzina i twoi przyjaciele.
-Dziękuję wam, ale wiecie, że nie będzie łatwo.
-Wiem, ale jesteś dla nas ważna i robimy to dla ciebie.
Przytuliłam się do taty aż nagle strażnik krzyknął, że mam innego gościa i jeśli chcę się z nim zobaczyć muszę pożegnać się  z tatą.
-Przyjdę jutro
-Dobrze tato, pa.
Tym gościem był Max...
-Co ty tu robisz? Nagle sobie o mnie przypomniałeś ?
Przez długą chwilę milczał.
-Przepraszam.
-Czemu mi to zrobiłeś?
-Nie wiem...
-Czy ty tam kogoś miałeś?
-Nie.
-Jak mogłeś mnie wrobić w takie coś! Przecież nie byłam tam gdzie ty!
-Ja tu wróciłem jakiś tydzień temu.
-I się nawet nie odezwałeś?
-No nie...
-A te smsy to od kogo ?
-Jakie smsy?
-Nie udawaj! Jeśli ze mną nie chciałeś być to mogłeś mi to powiedzieć a nie wsadzać mnie do pierdla!
-Dobra powiem ci prawdę.
-Najwyższy czas.
-Ta dziewczyna od smsów to taka Jessica. Zakochała się we mnie i myślała, że z nią będę. Ale ja ciebie kochałem. Powiedziała, że mam z nią być bo inaczej zrobi to co właśnie niby ja zrobiłem.
-Czyli, nie byłeś z nią a ona się zemściła?
-Dokładnie..
Nagle wszedł strażnik i powiedział, że koniec widzenia. Wróciłam do celi i tak minęło mi popołudnie, później dostałam jakąś mętną zupę, nawet jej  nie tknęłam. Chciałam stąd uciec i pogadać jeszcze z Max'em.
Nadal go kochałam...


Sory, że krótki ale przez weekend postaram się dać ze 2 albo 1 dłuższy.
I dzięki wszystkim za te komentarze a  i piszcie jak się podoba nowy wystrój bloga. Pzdr :*

sobota, 20 listopada 2010

Rozdział 18

-Dzień dobry, czy jest tutaj Nicole Simons?
-Tak to ja a o co chodzi?
-Byliśmy u pani w domu, ale pani ojciec powiedział, że tutaj panią znajdziemy.
-Dobrze, ale proszę powiedzieć o co chodzi.
-Zostaje pani zatrzymana?
-Słucham ?
-Musi pani pójść z nami.
-Dlaczego do jasnej cholery?! 
-Jest pani zatrzymana pod zarzutem zabójstwa Jessici Hilson.
-Że co?! W życiu nie słyszałam o takiej dziewczynie!
-Idzie pani  z nami.
-Nigdzie nie idę!
Zaciągnęli mnie siłą do auta i zawieźli na komisariat.
-No to teraz pani nam powie jak było.
-Nie znam tej laski, w ogóle skąd pomysł, że ja mogłam ją zabić?
-Niejaki Max Carlson znalazł ją na miejscu zabójstwa i mówi, że widział panią uciekającą z miejsca wypadku.
-Że co? Przecież on wyjechał.
-Czyli  zna go pani.
-Tak jego znam, ale tej dziewczyny nie.
-To dlaczego ten chłopak tak zeznał ?
-Bo chodziliśmy ze sobą, a już nie jesteśmy razem.
-Czyli miała pani powód by to zrobić.
-Jaki powód ja tej dziewczyny na oczy nie widziałam!
-Ale, że jest ona nową partnerką pana Carlsona to pani wiedziała tak?
-Nie..w ogóle to kiedy to się stało?
-O godzinie 18.32.
-Wtedy byłam na imprezie, moi znajomi mogą to potwierdzić.
-Na razie zostaje pani zatrzymana.
-Nie ma pan prawa! Ja tego nie zrobiłam!
-Proszę nie krzyczeć.
Zaprowadzili mnie do celi. Czekali tam na mnie Ros, Dave, Adam i Oskar.
-Ej co jest?
-Nie mogą państwo rozmawiać teraz z zatrzymaną.
-Zatrzymaną? To jakiś żart?
-Proszę się uspokoić bo pana też możemy zatrzymać.
-Idźcie do domu.
-Nie zostawimy cię.
-Koniec tego gadania idziemy do celi.
Było tam ciemno i śmierdziało. Przy ścianie stało jedno łóżko. Usiadłam na nie, nie spałam całą noc.
-Ej panie strażnik, mam prawo do jednego telefonu.
-Owszem, proszę za mną.
Telefon był tylko jeden więc musiałam go dobrze wykorzystać.
-Cześć Max.
-Yy hej...
-Dobra to teraz mi powiedz czemu mnie w to wszystko wkopałeś.
-Ale w co?
-Nie udawaj głupka!
-Ja cię już nie kocham!
-To to akurat wiem, ale po co mnie wsadzać za kratki za niby zabicie twojej nowej panienki, i po co te smsy z groźbmi?
-Miałem powód ok?
-Nie ok! Ja teraz siedzę w tym zasranym więzieniu a nic nie zrobiłam!!!
-Pogadamy jak przyjadę, nara.
Rozłączył się...


Krótki bo nie mam zbytnio czasu. ;D

czwartek, 18 listopada 2010

Rozdział 17

Poszłam do łazienki się ogarnąć. Zeszłam na dół, zjadłam kanapkę, i oglądałam tv. Nie chciało mi się nigdzie wychodzić. W domu byłam sama więc nikt się nie czepiał. Poszłam na górę się ubrać, włożyłam moje ulubione spodenki i T-shirt (SPODENKI, BLUZKA). Wyszłam z domu, miałam nadzieję, że nikogo nie spotkam.
Poszłam do lasu, usiadłam na powalonym pniu i siedziałam tak długi czas. Zadzwonił telefon.
-Hej kotku jak tam ?
-Cześć Max, nie mam czasu teraz rozmawiać, pa
Nie chciałam słyszeć jego głosu. Wiedziałam, że to koniec, że ten sms nie był wysłany przypadkowo.
Wszystko w końcu zrozumiałam. Poszłam na obiad, bo samej nie chciało mi się gotować.
Znów zadzwonił telefon
-Hej, co tam słychać?
-Hej, dobrze a u ciebie ?
-Wporzo, słuchaj gdzie aktualnie przebywasz?
-Jem obiad.
-A gdzie?
-W tej knajpie za lasem.
-Będę tam za 10 minut.
-To nie jest najlepszy pomysł.
-Nie marudź, do zobaczenia.
On to mnie podnosił na duchu...
-No siema, jak jedzonko?
-Dobre, mów co chciałeś.
-Wyjeżdżam za 2 dni i chciałem cię zaprosić na pożegnalną imprezę, co ty na to?
-Mogę przyjść...
-Ale masz obiecać, że nie będziesz tam o nim myśleć.
-Obiecuję, a teraz muszę wracać do domu.
-Ok, to cię odprowadzę.
-No to jesteśmy.
-To będę po ciebie tak o 5.30 ok? Bo wiesz muszę ta  jeszcze przygotować, a droga tu trochę mi zajmnie.
-Jasne, to do wieczora.
-Pa
Poszłam na górę wygrzebać z szafy jakieś ciuchy na imprezę (SPÓDNICZKABLUZKA, BUTY).
Wykąpałam się i czekałam na dole.
-Córciu gdzieś wychodzisz?
-Tak idę na imprezę.
-Nie wracaj późno.
-Tato mam prawie 17 lat!
-Martwię się o ciebie.
-Nie potrzebnie, idę już cześć
Musiałam wyjść na dwór już nie mogłam go słuchać, nikogo nie mogłam.
-Hej jestem.
-Ok to idziemy.
Dotarliśmy na miejsce od razu dostrzegłam Ros, gadała z Adamem. Podeszłam do nich.
-Hej.
-O siema (UBIÓR ROS)
-Elo, co słychać?
-A spoko, a u was ?
-Dobrze
-Wporzo, to ja może przyniosę coś do picia?
-Jasne.
-Ok, ej on wie o Max'ie ?
-Nie wie...
-Rozumiem, że mam mu nic nie mówić.
-Lepiej nie..powiem mu potem.
-Ok
-No macie, pijcie.
-Dzięki, słuchaj Adam możemy chwilę pogadać ?
-Jasne, chodź na taras.
-Słuchaj bo Max już nie wróci.
-Jak to nie wróci, powiedział ci to ?
-On nie..ale dostałam takiego sms, że nie wróci.
-Od kogo?
-Nie mam pojęcia.
-Muszę z nim pogadać.
-Jak chcesz...ja pójdę do środka.
-Ok
Poszłam do kuchni pomóc Oskarowi.
-Hej pomóc ci ?
-No możesz, podaj mi tą miskę z półki.
-Masz.
-Dzięki, i jak tam się bawisz?
-Fajnie tu masz.
-Nie o to pytam.
-Wiem, nie chce o tym gadać, 
-Spoko, czekaj bo ktoś dzwoni do drzwi.
-Pójdę z tobą.
W drzwiach stała policja....

Mam nadzieję, że się podoba ;p

poniedziałek, 15 listopada 2010

Rozdział 16

Weszłam do domu, tata był w pracy a ja za godzinę miałam odebrać Amandę od koleżanki. Trochę mi się nudziło więc poszłam pograć na komputerze. Po chwili dostałam sms:
"Hej kotku sorki, ale nie uda mi się przyjechać za te 3 dni, z dzieckiem nie najlepiej, nie jestem w stanie ci powiedzieć kiedy dokładnie wrócę, więc zrobię to chyba dopiero jak będę na miejscu, Twój Max."
Byłam na niego zła, cały czas mówił, że już za niedługo przyjedzie, a cały czas mówi, że jednak nie. Nie wiedziałam już co mam o tym myśleć. Tata wrócił z pracy, ja poszłam po Amandę. Czekał  na mnie na dworze jej brat.
-Siema, przyszłam po łobuza.
-Hej, pewno chodzi o Amandę.
-Ta.
-Wejdź na chwilę, powiedziała, że muszą jeszcze coś zrobić. Może się czegoś napijesz?
-Nie dzięki ja na chwilkę.
-Jestem Tom, a ty?
-Nicole, miło mi.
-To ja może po nią pójdę żebyś ni musiała czekać.
-Dzięki.
-No i jest.
-Jesteś w końcu, dzięki Tom. Spadamy chodź.
-Pa.
-No i jak było?
-Wiesz super.
-Jak zwykle u ciebie.
Doszłyśmy do domu, ja poszłam wziąć kąpiel. Chciałam zadzwonić do Max'a ale nie byłam pewna, wszystko było tak dobrze, a teraz...popłakałam się. Już miałam wybierać numer a zadzwonił Oskar.
-Hej, co tam u ciebie?
-Yy..hej no spoko a u ciebie?
-Dobrze, ej czy ty płakałaś?
-Nie..
-Będę u ciebie za 10 minut.
-Ale...
Rozłączył sie, a ja byłam cała popłakana, miał tu zaraz być.
Usłyszałam nagle dzwonek do drzwi, zerwałam się z łóżka.
-Hej, co jest?
-Nic.
-Przecież widzę, no mów.
-Nie przyjedzie.
-Max?
-Tak...
-Przykro mi, a mówił kiedy będzie.
-Nie, nie wiem czy kiedykolwiek wróci.
-Wróci, dla ciebie na pewno.
-Coraz bardziej w to wątpię..
-Nie płacz już, może pójdziemy na spacer?
-Dobra...
W czasie spaceru dostałam sms:
"On już nie wróci, myślałaś, że możesz go mieć od tak? Jedyne co możesz to o nim zapomnieć teraz będzie ze mną buahahahaha."
Stanęłam jak wryta.
-Ej co się stało.
-Masz przeczytaj.
-Łoo kto mógł ci takie coś przysłać?
-Nie mam pojęcia, sory ale muszę chyba wracać do domu.
-Żebyś płakała? Nie ma mowy, chodź.
-Gdzie my idziemy?
-Tam gdzie będzie ci najlepiej.
Drogę kojarzyłam, tędy szło się do Ros, ale  skąd on wiedział gdzie ona mieszka.
-Dobra jesteśmy.
-Po co mnie zaprowadziłeś do Ros?
-Bo to twoja przyjaciółka.
-Nie chce z nikim gadać!
-Nicole? Co wy tu robicie?
-Dobra to pogadajcie sobie, ja będę leciał, ale nich nie wraca sama do domu ok ?
-Jasne spoko, wchodź.
Gadałyśmy długo..
-Nie wiem co mam ci powiedzieć....
-Nic nie mów.
-Ja nie wierzę, że on cię tak po po prostu zostawi, wierzysz w ten głupi sms?
-Jeśli to prawda...może dlatego on tak przedłuża ten wyjazd...dobra będę lecieć.
-Odprowadzę cię.
-Nie, dzieki.
-Obiecałam mu, że sama nie wrócisz do domu.
Otworzyłam drzwi a on siedział na schodach.
-Co ty tu robisz?
-Czekałem, byłem pewny, że nie będziesz chciała żeby cię Ros odprowadzała więc zostałem.
-No to wracajcie razem, i nie martw się Nicole.
-Cześć.
Całą drogę się nie odzywałam. Dopiero jak doszliśmy do domu.
-Dzięki, teraz już pójdę.
-Na pewno wszystko ok ?
-Tak..nara.
-Pa.
W domu tata był na mnie bardzo zły.
-Gdzie ty byłaś tyle czasu?
-U Ros.
-Martwiłem się o ciebie.
-Nie potrzebnie, idę spać, Pa
Nie położyłam się, płakałam całą noc. Nie wiedziałam o czym myśleć, tak bardzo mi go brakowało....

Długo pisałam, bo jechałam na dwa fronty, że tak powiem ;P