Powered By Blogger

środa, 23 lutego 2011

Rozdział 60-Ostatni :(:

W nocy zaczął się poród i trwał chyba w nieskończoność. Bardzo mnie bolało, ale gdy już usłyszałam płacz dziecka pomyślałam, że zaraz będzie po wszystkim. Godziną później miałam już na rękach swoją  córeczkę. Jak powiedziałam nazwie ją Laura. Byłam bardzo szczęśliwa. Teraz w końcu mogłam się dowiedzieć kto jest ojcem. Po paru dniach wyszłam z Laurą ze szpitala, wszyscy nas przywitali, a ja byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Gdy weszłam do swojego pokoju obok mojego łóżka stało małe łóżeczko w różowym kolorze, tata chyba przewidział, że to będzie dziewczynka, od razu ją tam położyłam. Później tata wziął ją i bawili się razem z Amandą w salonie, a ja usiadłam na łóżku i zaczęłam wspominać ten rok. Wszystko zaczęło się 22 czerwca zeszłego roku, przeprowadzka tutaj,  śmierć mamy i Max, zraniona miłość i moje cięcia, potem szpital i okres który mogę uznać za najlepszy w moim życiu a zarazem najgorszy, bo zmarnowałam szansę na udane życie z wspaniałym chłopakiem jakim był Oskar. Z nim byłam najszczęśliwsza , a na pewno najbezpieczniejsza..
Kochał mnie chyba jako jedyny z tych chłopaków których miałam. Potem był znów Max i te jego słynne tajemnice. Później wyjazd nad morze i całkowite rozstanie z Maxem. Początek roku szkolnego i poznanie Jake'a..
Wydawał mi się być fajny dopóki nie stało się to co się stało. Okłamał mnie a to mnie zabolało, a najgorsze, że wynikły z tego aż takie konsekwencje w postaci dziecka, obowiązku i takiego poczucia, że trzeba dać komuś coś więcej niż dawano nam. Pamiętam, że od kiedy tu przyjechałam nie byłam normalną nastolatką, byłam zbuntowana i nie obchodził mnie cały świat aż do czasu poznania Max'a myślałam, że z nim na prawdę może mi się udać, ale on zmienił się i to za bardzo. Czas było zamknąć raz na zawsze ten temat. W między czasie były też moje urodziny których nie mogę zaliczyć do najlepszych, ale był wtedy ze mną ktoś kto nigdy tak na prawdę mnie nie opuścił. Na sam koniec chcę jeszcze wspomnieć o zawale ojca. Wtedy myślałam, że już go straciłam, tak bardzo bałyśmy się z Amandą, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło a gdy mówię o ojcu przypomniał mi się jego związek z matką Max'a, pamiętam jak nie chciałam dopuścić żeby to się udało i pamiętam też plany adopcji Max'a przez ojca. Teraz wiem jak trudne było moje życie pod niejednym względem, miałam tylko nadzieję, ze dzięki Laurze, rodzinie i bliskich mi osobach na nowo odkryję co to szczęśliwe życie..


To ostatni rozdział w tym opowiadaniu, sama się sobie dziwię, że napisałam aż tyle, a to dzięki wam przychodziły mi do głowy te wszystkie pomysły nie zawsze mądre ale pouczające. Dziękuję, że byliście ze mną i czytaliście to moje małe dzieło xD Jestem w trakcie pisania czegoś nowego myślę, ze też fajnie wyjdzie o wszystkim was oczywiście poinformuję więc trzymajcie się i papa.Pzdr:*

piątek, 18 lutego 2011

Rozdział 59

3 miesiące później:
Zbliżał się poród, byłam tym trochę przerażona, ale z drugiej strony cieszyłam się już na narodziny mojego dziecka. Szczerze mówiąc to nie myślałam nad imionami, ale Ros dała mi taką książeczkę postanowiłam ją poczytać. Pomyślałam, ze gdy urodzi się dziewczynka to będzie Laura a gdy chłopak to Daniel. Nie mogłam się już doczekać a zarazem byłam tymi wszystkimi obowiązkami, ale wiedziałam że mam przy sobie bliskie osoby które mi pomogą.
9 Miesiąc:
Byłam już w szpitalu. Leżałam w sali z kobietami dużo starszymi ode mnie, ale była też jedna dziewczyna, wyglądała jakby była w moim wieku.
-Hej jestem Niki a ty?
-Eve, miło mi.
-Mi też, ile masz lat jeśli mogę spytać?
-16 a ty?
-17, jak się z tym wszystkim trzymasz?
-Jakoś jest, najważniejsze, że chłopak jest przy mnie i mnie nie zostawił gdy dowiedział się o ciąży. A jak było u ciebie?
-Impreza..nic nie pamiętam.
-To chyba najgorsza rzecz.
-No tak..mam nadzieję, że po porodzie dowiem się kto mi to zrobił.
-Oby.
W tej samej chwili do sali wszedł jakiś chłopak . To chyba ten od Ev. Wyglądał na ładnego.
-Hej,
-Cześć.-odpowiedziała Ev
-No jak się dzisiaj czujesz?
-Nawet dobrze, poznaj to Niki.
-Hej, miło mi
-Siema, widzę że ty też.
-No tak.
-Masz z 16 lat?
-17, wiesz podziwiam cię za to, że jeszcze jesteś przy Ev, nie jeden chłopak by to zrobił.
-Po prostu ją kocham, moja wina i nie mam zamiaru odwraać się plecami do problemu.
-Problemu?
-No tak, dziecko tym wieku..zresztą chyba coś o tym wiesz. Ale dziecko to nie problem, ta sytuacja to problem.
-No tak, Nie jeden dawno by zwiał, szacun.
-Eh dzięki, ja już będę leciał. To trzymaj się i pa Ev
-Pa.
Polubiłam go, był bardzo odważny i widać było, że w życiu sobie poradzi. Dodało mi to trochę pewności siebie, że tacy chłopacy jeszcze istnieją.
Zjadłam kolację szpitalną i zasnęłam.
W nocy...

Dopiero teraz dodaję bo tydzień był ciężki, przyjaciółka  przeżyła tragedię a ja razem z nią i tak wyszło, ze nie dałam. I tak myślę, że jutro być może będzie ostatni ale nie wiem jak to rozplanuję. W najbliższym czasie chciałabym też napisać nową opowieść, ale nie wiem czy nie zrobię tego dopiero w wakacje, wtedy będę miała więcej czasu żeby dodawać a nie tak jak teraz co tydzień. Pzdr:*

piątek, 11 lutego 2011

Rozdział 58

Każdy dzień, tydzień mijały tak samo..praktycznie cały czas spędzałam w łóżku na odpoczywaniu. To był już 5 miesiąc. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Moje życie było dla mnie zupełnie normalne, chłopak, szkoła, rodzina  a teraz stałam się dorosła chodź nie miałam jeszcze osiemnastki. Wiedziałam, że muszę być silna mimo tego, że byłam tak cholernie słaba. Była dziś sobota, umówiłam się z Ros na zakupy. Kupiłam śpioszki w uniwersalnym kolorze bo nie wiedziałam jeszcze czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. Później doszła do nas Alex i poszłyśmy coś zjeść. Czas minął szybko i musiałyśmy wracać do domów. Ja jak zwykle spędziłam pół dnia na kanapie. Nie miałam dosłownie na nic siły. Chciałabym cofnąć czas, najlepiej to się tu nigdy nie przeprowadzić..może wtedy mama by żyła, ja nigdy nie poznałabym Max'a, ale to, że poznałam Ros i Alex nie było błędem. Bardzo mi pomagały i wspierały. Zawsze mogłam na nie liczyć...
Nazajutrz miałam kolejne badania, po nich poszłam pospacerować na plażę, było tam wiele starszych pań które krzywo się na mnie patrzyło...nie było mi za miło matki z dzieciami też nie miały skrupułów.  Miałam ochotę to wszystko rzucić i żyć bez żadnych problemów. Kolejną rzeczą która mnie przerażała to poród.  A po porodzie badania DNA.  Przerażało mnie to  coraz bardziej z każdym dniem. Na szczęście miałam wsparcie bliskich. I tak minął mi kolejny dzień mojego bezsensownego życia...
Rano obudziłam się z lepszymi myślami. Byłam bardziej radosna i wszystko mi się układało.
Zrobiłam wszystkim śniadanie i poszłam na spacer, później wróciłam i  do końca dnia nie było nic ciekawego...

Krótki..no trudno xd za niedługo to chyba będę kończyć, ale tak myślę żeby pisać nową opowieść mam nadzieję, że też byście ją czytali. Pzdr :*

niedziela, 6 lutego 2011

Rozdział 57

Wstałam nieco obolała. Zrobiłam sobie herbaty i oglądałam tv. Miałam się spotkać z Oskarem więc napisałam mu esa o której i gdzie. Odpisał że za godzinę w parku. Poszłam na górę się przyszykować. Miałam mały problem bo ciuchy powoli robiły się za małe no ale w coś się wcisłam. Powiedziałam tacie, że wychodzę. Gdy doszłam do parku  jego jeszcze nie było. Poczekałam  chwilę i zaraz się zjawił.
-Hej
-Cześć
-Jak się czujesz?
-No nawet dobrze, ale zaczynam nie mieścić się w ciuchy. 
-Heh to normalne, będziesz musiała kupić sobie nieco większe.
-Ta, a co u ciebie?
-Nawet dobrze, fajnie znowu tu być, tęskniłem.
-Ja też.
-Podobno kogoś miałaś.
-Ta..na dwa dni. Oszukał mnie i koniec znajomości. Poznaliśmy się w szkole.
-Przykro mi.
-E tam..zamknięty rozdział. A ty kogoś miałeś?
-Nie..ale rodzice do tego dążyli.
-Em..
-To co będziemy robić?
-No nie wiem, może pospacerujemy, potem coś zjemy?
-Spoko.
Czas upłynął szybko i przyjemnie, dużo rozmawialiśmy i było miło, na chwilę zapomniałam o swoich problemach.
-To ja chyba będę już wracała do domu, dzięki za fajny dzień.
-Nie ma za co, trzymaj się tam. 
-No na razie.
-Pa
Wróciłam do domu i od razu się położyłam, bo bardzo bolały mnie plecy.
Bardzo mi się nudziło, zadzwoniłam do Ros i Alex czy by nie wpadły, zgodziły się na szczęście.
-Hej, wchodźcie
-No hej.
-Jak się tam czujesz?
-No nawet dobrze, ale umieram z nudów. Na szczęście przyszłyście.
-Hehe
-Napijecie się czegoś?
-Jasne
-To zaraz przyniosę.
Nalałam sok i poszłam zanieść.
-To co jeszcze powiecie? Co tam w szkole?
-A nic nowego, tylko..
-Tylko?
-Jake się wyprowadził.
-I dobrze.
Nastała cisza.
-Co nic nie mówicie?
-Nie wiemy co, po protu wolałybyśmy żebyś chodziła do szkoły.
-Też bym wolała..te siedzenie w domu..
-Podobno spotkałaś się z Oskarem.
-No tak.
-Czy wy coś..?
-Niee
-Nie żebyśmy chciały cię zniechęcić czy coś, ale się po prostu o ciebie martwimy.
-Wiem, ale to że dwa związki mi się nie udały nie znaczy, że każdy taki będzie.
Posiedziały jeszcze z godzinę potem poszły, a ja poszłam spać...

Tak jak obiecałam tak jest :).Pzdr:*

sobota, 5 lutego 2011

Info

Nie wiem czy dalej to pisać bo widzę, że ostatnio brak komentarzy, więc jakby ktoś tu zaglądnął to niech powie cz pisać czy nie.

piątek, 4 lutego 2011

Rozdział 56

2 DNI PÓŹNIEJ

Czułam się fatalnie, miałam depresję i byłam przygnębiona. Na szczęście dzisiaj wracam do domu.  Ok 12 zaczęłam się pakować i przyszedł po mnie tata. W domu byliśmy za ok.15 minut. Od razu położyłam się na kanapie zasłaniając się, tata wiedział, że nie chciałam z nikim gadać. Wziął sobie tydzień urlopu żeby ze mną pobyć. Czułam się taka niepotrzebna...opuszczona i zdradzona, ale musiałam żyć dalej. Wiedziałam, że szkołę mogę sobie darować.
Tydzień dobiegał końca, spotkałam się z Ros i Alex. Wszystko jeszcze raz im opowiedziałam, obiecały mi pomoc. Byłam im wdzięczna za to, że jeszcze w ogóle ze mną są. Dzisiaj miałam zgłosić się na badania.  Wszystko było w normie. Jake od tamtej chwili mnie nie odwiedził, może to i lepiej a może ma coś na sumieniu. Nie ważne..teraz mnie to najmniej obchodziło. Byłam w rozsypce, ale wierzyłam w to, że się podniosę. Żyć dalej-to teraz moje motto. Położyłam spać, nagle usłyszałam jakieś wołanie za oknem. Otworzyłam je i zobaczyłam Oskara. 
-Niki!
-Co ty  tu robisz?
-Możemy pogadać?
-Dobra, czekaj zejdę na dół.
-Chodź na górę żeby nie obudzić taty.
-Dobra.
-No więc co tu robisz? Myślałam, że jesteś w NY.
-Byłem, dopiero co przyleciałem.
-Aha..
-Słyszałem, że..
-Tak jestem w ciąży.
-Chciałem powiedzieć, że jutro są tu zawody w skateparku, ale co?!
-A..yy..no to już wiesz..
-Jak to w ciąży z kim?
-W tym problem, że nie wiem. Stało się to na jednej z imprez które nie za bardzo pamiętam.
-Przykro mi..
-Em..
-Przyjechałem, żeby dowiedzieć się coś o tych zawodach a tu takie coś...
-Nie ma co się rozczulać..
-Jak sobie radzisz?
-Jakoś muszę..
-Mogę ci jakoś pomóc czy coś?
-Cyba nie..
-A jak się czujesz?
-W miarę dobrze..
-Ej, chodź tu.
Przytulił mnie tak czule..tego mi właśnie brakowało kiedy wyjechał.
-Zostanę tu trochę.
-A szkoła?
-Nadrobię.
-Dzięki,
-Nie ma za co.
-Masz mnie za jakąś idiotkę co się puszcza nie?
-Jasne, że nie. Jak możesz tak mówić. Mam cię za dobrą przyjaciółkę, na którą zawsze można liczyć.
-Chyba jednak nie zawsze.
-Nie bądź smutna a teraz idź się połóż, ja sam wyjdę. Spotkamy się jutro?
-Dobra.
-To będę tu o 12.
-Ok, to pa
-No pa
Potem nie mogłam zasnąć całą noc. Nie wiem, ale może tego właśnie mi brakowało...

Króciuteńki :) ale jutro za to bd jeszcze jeden. Pzdr:*