Powered By Blogger

poniedziałek, 5 września 2011

nowy blog ! ! !

tu jest link jakby ktos chciał , dopiero zaczynam a ten pozostanie bo po co go bede usuwac xD
http://ajstiii.blogspot.com/

niedziela, 4 września 2011

Rozdział 23

Tydzień później .
Wszystko wróciło do normy , pogodziłam się  z mamą i wróciłyśmy do domu , pojutrze do szkoły .
Jako że Max ma już 18 lat przyjechał tu ze mną . Dostał od matki pieniądze i wynajął małe mieszkanie , ma też pracę i chodzi do szkoły .
Moja mama w końcu zrozumiała , że kogoś pokochałam . Ciocia związała się z panem ze stajni jak się okazało Max to jego wnuczek . Za miesiąc mają wesele na które nas zaprosili . Z tego co wiem ojciec wziął ślub z Anną, jednak nie są już małżeństwem , ona jest w ciąży . Wyprowadziła się do swojej matki i tam zaczyna nowe życie. Maciek przeprowadził się z nią a dlatego , że jest to na drugim końcu miasta musiał rozstać się z Kamilą . Nie mam z nią żadnego kontaktu , z tego co wiem za niedługo wyprowadza się za granicę . W mojej nowej szkole były dni otwarte poszłam tam razem z Maxem żeby lepiej ją poznać . Wszystko mi się podobało było tam też wiele osób z którymi będę uczęszczać do klasy , są bardzo mili . Później wybraliśmy się z mamą na zakupy do szkoły , kupiliśmy zeszyty itp . Potem mama zaprosiła nas na obiad , a potem ja z Maxem poszliśmy do kina . Tak minął ten dzień .
Nazajutrz była środa . Zdałam sobie sprawę , że przez to wszystko praktycznie całe wakacje nie jeździłam . Postanowiłam , że zrobię to wieczorem . Mama miała jeszcze urlop więc pojechaliśmy w ten ostatni dzień wakacji nad wodę . Było bardzo fajnie . Potem poszłam jak sobie obiecałam na deskę , tęskniłam za tym .
Wieczorem Max pojechał do mamy na parę dni . Cieszę się , że tak dobrze dogaduję się z mamą . Teraz na prawdę widzę w niej wsparcie i kogoś na kim mogę polegać  , cieszę się z tego .
Rano uszykowałam się do szkoły , podali nam nawet fajny plan , resztę dnia spędziłam łapiąc ostatnie promyki słońca tego lata. Wszytko dobrze się układa .




No to powiedzmy , że to ostatni rozdział , jakoś takoś to zakończyłam może w najbliższym czasie będe pisać coś nowego ale to już chyba na innej stronce . Jak coś to tu podam , 3majcie się ; )

sobota, 3 września 2011

Rozdział 22

Po zjedzonym obiedzie , wyszłam na dwór , usiadłam na huśtawkę . Tak na prawdę wtedy zdałam sobie sprawę , że już nic nie da się zrobić . Miłość mojego życia związała się z moją najlepszą przyjaciółką , czyli tak na prawdę nie miałam po co wracać do domu , poza tym za tydzień zaczynała się szkoła a ja miałam iść do nowego liceum .
Później poszłam się przejść . Po drodze zaczepiła  mnie ta koleżanka Maxa i dała mi wyraźnie do zrozumienia , że mam się od niego trzymać z daleka . Miałam jej dość nie dość , że była pustą lalką z powiększonymi cyckami to jeszcze się rządziła.
Nie miałam co tam robić więc wróciłam do domu , na podjeździe zauważyłam auto mamy , bez wahania uciekłam stamtąd , nie mogłam teraz wrócić do domu .
Mimo gróźb tej dziewczyny pobiegłam do Maxa .
-Laura ? Co ty tu robisz ?
-Mogę tu u ciebie trochę zostać
-Jasne , ale co się stało ?
-Szłam do domu a tam stało auto mojej matki , pewnie przyjechała po mnie , ja nie chce tam wracać .
Łzy poleciały mi po policzkach , Max mnie przytulił . Potrzebowałam wsparcia po ostatnich dniach .
-Przepraszam-odparłam .
-Nie masz za co . Rozumiem cię .
-Tylko ty to robisz .
-Wiesz ... może to i dobrze ? Wiesz , że na mnie możesz liczyć , że zawsze ci pomogę , o ile wiem nie u każdego miałaś takie wsparcie .
-Tak wiem , dziękuję ci za wszystko , ale kiedyś muszę wrócić do ciotki , będą się martwić. Pewnie zabierze mnie do domu .
-Nie chcę, żebyś wyjeżdżała .
-Ja też tego nie chcę ...
Wiesz ... mam dziś urodziny .
-Serio ? Nie wiedziałam...to wszystkiego najlepszego , ale ja dla ciebie nic nie mam.
-Nie musisz nic mieć , najważniejsze , że jesteś .
Pocałował mnie , już po raz drugi , ale tamtym razem to nie było nic prawdziwego teraz coś poczułam.
-Max...
-Laura  , musze ci coś powiedzieć , kocham cię .
Zamarłam , mogłam się tego spodziewać po tym pocałunku ale myślałam , że stara się mnie tylko pocieszyć .
-Ja ...nie wiem co powiedzieć .
-Musisz to zostać , nie pozwolę ci wyjechać .
-Ale jak ...moja matka..
-To wtedy ja wyjadę z tobą.
-Przecież masz tu rodzinę...
-Pogadam o tym z matką ...
-Nie możesz się tak poświęcać...nie dla mnie.
-Jak się kogoś kocha to się robi takie rzeczy...
-Ja muszę wrócić do domu...
-Pójdę z tobą..
-Nie ...co ty przecież..
-Nie , pójdę nie zostawię cię z tym samą.
Po chwili byliśmy na miejscu , najpierw weszłam sama ja , przywitałam się z mamą.
-Co ty tu robisz mamo ?
-Przyjechałam po ciebie , mam urlop możemy spędzić ten urlop razem , może jeszcze gdzieś wyjedziemy .
-Mamo...
Wtedy on wszedł ...
-Dzień dobry paniom - odparł , jestem Max i kocham pani córkę .
Myślałam , że mama dostała zawału , a ciocia tylko się uśmiechała .
-Słucham ?
-Mamo...
-Nie Laura wyjeżdżamy stad , ty nie możesz się z nikim wiązać !
-Ale dlaczego , dlatego , że Maciek jest z Kamilą ?!
-Skąd ty o tym wiesz ?
-Mogłabym spytać o to samo .
-Laura..
-Nie mamo ... wiem , że za tym stoisz .
-Musiałam cię jakoś od niego odciągnąć !
-Jak mogłaś to zrobić wiesz jak bardzo go kocham , to była miłość mojego życia a ty tak go omotałaś że on mnie już nie kocha ! Nienawidzę cię mamo !
Wybiegłam z domu , Max poszedł za mną , ciocia zaczęła krzyczeć na matkę.
-Max zostaw mnie , jak ty możesz mnie kochać nie widzisz co się ze mną dzieje ? Ja nie mogę sobie  z niczym już poradzić mam dość tego życia ! Ty masz całe przed sobą nie marnuj go ze mną!
-Co ty wygadujesz ! Potrzebujesz teraz wsparcia nie zostawię cię , za bardzo cię kocham !
-A co ja mam teraz zrobić , nie mam jak wrócić do domu , a szkoła ?!
-Nie martw się tym załatwimy to , a teraz chodź do mnie ...


Długo nie pisałam bo nikt nie czytał po prostu chciałam , żeby to jakoś dokończyć .

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Rozdział 21

Obudził mnie śpiew ptaków i słońce.
-Hej, wyspałaś się?-odparł cicho Max?
Nie kontaktowałam jeszcze za dobrze. -Yy..tak.
-Twoje ubrania już wyschły, są na krześle, jedynie koszulkę masz trochę brudną więc dam ci jakąś swoją. Szczoteczka do zębów czeka na ciebie w łazience, masz też czysty ręcznik, jeśli chcesz możesz pożyczyć kosmetyki matki a gdy już się doprowadzisz do stanu normalności zapraszam na śniadanie.-powiedział to tak szybko, że nie wiele zapamiętałam.
Nie miałam w ogólne ochoty dźwigać się z łóżka. Ale jednak kiedyś trzeba było to zrobić. Ubrałam się i ogarnęłam twarz. Zeszłam na dół na śniadanie.
Był tam pokaźny talerz kanapek i ciepła herbata, szybko wzięłam się za jedzenie bo byłam bardzo głodna. Po chwili zauważyłam kartkę na której pisało 'jetem z tyłu domu, max ; *'
Gdy zjadłam poszłam tam. Ogród był ogromny, a pośrodku stał  duży basen. Max przesadzał jakieś drzewka.

-Hej.-odparłam
-No hej , jak tam ?
-W porządku , dzięki będę się już zbierać do domu.
-Możesz zostać jeśli chcesz.
-Nie dzięki , i tak już sprawiłam dużo kłopotu..
-Nie prawda, jeśli chodzi o mnie to żadnego.
-Mimo wszystko bardzo ci dziękuję.
-Może cię podwieźć?
-Nie ma takiej potrzeby, to na razie.
-Spotkamy się jeszcze?
-Mam nadzieję...

Wróciłam do domu babci, było ok.12:30 czyli ślub albo trwał albo się już skończył.
-No cześć kochanie jak było?
-Hej, w porządku a u ciebie ?
-A też, wiesz byłam na randce..
-Serio ? Z kim ?
-Z tym panem ze stajni, bardzo go lubie..
-No się cieszę, za ile będzie obiad?
-Za jakieś pół godziny.
-Świetnie, to pójdę do siebie.
W pokoju usiadłam przy łóżku i zaczęłam myśleć...

środa, 20 lipca 2011

Rozdział 20

Moje serce stanęło i mogłam wydusić z siebie tylko cichy jęk.
-Jak...to..?
-Laura...i tak wiesz, że nie możemy być razem. A ja się w niej zakochałem, a ojcowi to nie przeszkadza.
-I chcesz mi powiedzieć, że już mnie nie kochasz? Że ta rozłąka tak po prostu była dla ciebie fajna bo mogłeś pokochać kogoś innego? Przecież to jest moja przyjaciółka!
-Nie wiedziałam o tym.
-I tak ją kochasz a nie wiesz z kim się przyjaźni..
Odwróciłam się do Kamili.
-Jak mogłaś...
-Przecież nie wiedziałam o was!
-Miałam ci dzisiaj wszystko powiedzieć, mieliśmy się spotkać poznałabym was ze sobą a ty co ?! Naraziłam się ciotce, ze tu przyjechałam a co dopiero matce, a to dla ciebie żeby cię zobaczyć!
-Laura-powiedział cicho Max, wracajmy.
Stałam jak wryta 5 minut aż się rozpadało o wszyscy zmokliśmy. Maciek poszedł z Kamilą do domu, a ja z Maxem do auta, nawet się nie pożegnał nic, kompletnie nic.
-Laura...
-Nie gadaj już nic Max! Zawieź mnie tylko do ciotki a ja jej powiem, że się pokłóciłam z tą koleżanką, w ogóle to był zły pomysł, ale i tak ci dziękuję.
-Wsiądź już do auta bo się rozchorujesz.
Moja najlepsza przyjaciółka z miłością mojego życia..nie mogłam się z tym pogodzić, całą drogę płakałam, aż w końcu Maxowi zabrakło chusteczek w aucie i poszedł na stację benzynową aby je kupić i dotankować.
Była gdzieś 5-6 nad ranem gdy dojechaliśmy.
-Zatrzymaj się przed sklepem, nie chce żeby ciocia słyszała jakieś auto pod domem.
-Przecież to jeszcze trochę drogi...zmokniesz...
-Trudno.
-Nie, pojedziemy do mnie tam się wyśpisz, a jutro nie powinno padać.
-Nie mogę, przecież ty masz swoją rodzinę.
-Tylko matkę...poza tym mam pokój na górze..ona na dole,  jest przyzwyczajona, że wracam późno. Poza tym za niedługo będzie wstawać do pracy więc dom będzie pusty, chodź.
Wlokłam się za nim ze zmęczenia, przyniósł mi ciepłej herbaty i dał swoją suchą koszulkę. Wtuliłam się w pościel i zasnęłam.

Krótki bo burza jest a nie chce żeby mi dupło, więc potem będzie jeszcze jeden, baj; *

wtorek, 19 lipca 2011

Rozdział 19

Poszłam szybko do domu cioci, zrobiła właśnie sałatkę do jej jak to mówi wybornych steków.
-Hej ciociu...mam pytanie.
-Tak?
-Mogę dzisiaj zanocować u koleżanki? Poznała ją tu wczoraj i mnie zaprosiła.
-No nie wiem...
-Proszę...
-A kiedy wrócisz?
-No tak postaram się jutro lub pojutrze.
Mówiąc to przypomniałam sobie o Kamili z którą nie gadałam ponad miesiąc. Podziękowałam cioci, spakowałam parę  rzeczy i wyszłam, byłam pod sklepem dużo przed czasem więc wybrałam numer do Kamili.
-Hej...pamiętasz mnie jeszcze?
-No jasne. Co ty  robiłam przez ten cały czas?
-No wiesz trochę sie zdarzyło...jutro będę w mieście spotkajmy się w parku.
-Jutro? No nie wiem czy mogę.
-Proszę, to jedyna okazja...dowiesz się potem czemu, bardzo mi zależy żeby znów cię zobaczyć.
-Zobaczę co da się wykombinować.
-No dzieki...to ja kończę bo wiesz z kasą krucho, to do jutra tak koło 4 ?
-No zobacze, napiszę ci esa jeszcze, na razie.
Max przyjechał, wsiadłam do auta nie pewnie mówiąc cześć.
-Cześć...
-No siema. Jak tam gotowa podbić świat?
-To nie jest śmieszne.
-Sory...i sory za wczoraj, nie powinienem w końcu wiem po co cię tam wiozę.
-Nic się nie stało, słuchaj muszę jeszcze tam spotkać się z przyjaciółką koło 4.
-Jasne, nie ma problemu.
-Dzięki...nie wiem po co to  robisz, przecież nawet się nie znamy.
-Powiedzmy, że mam powód, dobra już ruszajmy jeśli chcemy zdążyć.
-Spoko...
Po paru godzinach byliśmy na miejscu...
Była jeszcze noc więc nikt nas chyba nie zauważył.
-Zaparkuję tam...
-Ok, miałeś mieć jakiś plan..
-Tak wiem, zaraz ci opowiem.
-Spoko.
-Więc...zapukam do drzwi, powiem że jestem jego kolegą i muszę z nim pilnie pogadać, wtedy zaprowadzę go tu i pogadacie.
-Rodzice go nie puszczą...
-Zobaczymy.
-Dobra ja pójdę do drzwi ty czekaj tu, tylko który to dom?
-Ten w kolorze ceglanym.
-Aha..dobra to idę.

Po chwili jego sylwetka znikła za domami.
-Słucham? -odpowiedział głos w drzwiach.
-Witam, mogę rozmawiać z Maćkiem?
-A kto ty?
-Jego kolega...
-Jak masz na imię?
-Max..jestem z drużyny piłkarskiej.
-Zaczekaj...
Maciek przyszedł po chwili.
-Czeeść Maciek-odparł Max.
-Eee?
-Chodź musimy pogadać o tym meczu w niedzielę, zaraz przyprowadzę pana syna do domu, po prostu mam ważną sprawę.
-Dobrze, ale nie za długo.
-Dobra teraz koleś gadaj kim jesteś i czego chcesz?-powiedział Maciek ze zdenerwowaniem.
-Jestem Max i muszę cię gdzieś zaprowadzić.
Stałam przy aucie nerwowo chodząc co chwilę, nawet ulubiona piosenka nie mogła opisać tego jak bardzo chciała się z nim zobaczyć.
-Gdzie ty mnie prowadzisz?!
-Ty za rogiem, idź.
Nagle moje serce stanęło, zobaczyłam go, łzy napłynęły do oczu i zaczęłam biec, on stał jak nie ruchomy wpatrując się we mnie.
Tuż przed jego nosem zatrzymałam się.
-Maciek.
-Laura?-odpowiedział ze zdziwieniem.
-Tęskniłam.
-Co ty tu robisz w ogóle..jak ojciec się dowie...
-Maciek...nie dowie jesteś tu ze mną, nawet nie wiesz ile kosztowało mnie żeby tu przyjechać...kocham cię nadal, wie dzisiaj ślub, ale ja musiałam cię zobaczyć. Nie dopuszczę do tego ślubu..już dawno to sobie obiecałam teraz mogę wreszcie to zrobić.
W tej samej chwili zobaczyłam Kamilę.
-Kamila!
-Laura?!
Rzuciłyśmy się sobie do ramion, a Kamila była całą w szoku.
-Maciek..kocham cię odparłam, jedź ze mną musisz, ja nie mogę tak dłużej bez ciebie.
Przytuliłam go i chciałam pocałować, ale on mnie odepchnął i odwrócił głowę.
-Maciek...-mówiłam ze łzami.
-Laura..ja i Kamila spotykamy się...



Może dzisiaj będzie jeszcze jeden nie wiem..jakiś marny jest bo nie mam ochoty pisać...zmarła moja dalsza ciocia i nie mam humoru, Pa [*]

sobota, 16 lipca 2011

Rozdział 18

Dochodziła 7,  przebrałam się z dresu  w dżinsy, T-shirt i trampki. Włosy zwinęłam w kucyk. Ciocia siedziała u tego pana ze stajni więc napisałam jej kartkę i poszłam.  Byłam trochę spóźniona więc przyśpieszyłam.
-Hej, sory za spóźnienie.
-Spoko, tak się wystroiłaś, że pewno zapomniałaś spojrzeć na zegarek kiedy malowałaś się w łazience.- zaśmiał się.
-Bardzo śmieszne...po prostu oglądałam film i się zapomniałam.
-Dobra, dobra...
-Mhm, to co będziemy robić ?
-Może kupimy coś do picia i się przejdziemy, nie daleko jest las. 
-Dobry pomysł.
Ja kupiłam wodę, on piwo i poszliśmy.
Przez pierwsze 10 minut szliśmy w ciszy, kompletnie nie wiedziałam co do niego mówić.  W końcu on się odezwał.
-Więc...zrobił pauzę. Ile masz lat ?
-Ym..16 a ty?
-17.
-Pijesz piwo...-odparłam
-Tak, chcesz?
-Nie, dzięki.
-Pewnie chodzi ci o to, że nie mam 18 ?
-Trochę...
-To powiem tak, ojciec mi zmarł, matka ciągle pracuje więc nie widzę przeszkód.
-Przykro mi..moja też robi to samo...strasznie się zmieniła.
-Tak to bywa. Mogę obejrzeć twoją bandamkę?
Serce mi zabiło, przecież tam są rany...
-No nie wiem...-odparłam.
-Coś nie tak ?
-W pewnym sensie.
Wiedziałam, że jak to zobaczy to będą pytania, zaryzykowałam.
Dobra masz...bandamka lekko zsunęła się z ręki a on siedział już na murku, schowałam szybko rękę, ale zauważył i spojrzał na mnie błagalnie.
-Nie będę pytał, jeśli nie chcesz.
-Długa historia...
-Mamy dużo czasu, możesz się wypłakać.-zaśmiał się chociaż mnie to wcale nie bawiło.
Opowiedziałam mu wszystko ze szczegółami, że jutro po południu jej miłość życia zniknie, że nie da się nic zrobić. Odparł tylko :
-Gdzie mieszkasz?
-Wrocław.
-Nie zbyt daleko, mogę cię tam zawieźć autem matki, zrobiłem prawko pare dni temu.
Byłam zszokowana.
-Ale ja nie mogę...moja ciocia gdy się dowie..a matka, poza tym on nie wyjdzie z domu.
-Coś wymyślę, a cioci powiesz, że poznałaś tu koleżankę i zostaniesz na noc. Do jutra wrócimy, chyba, że będziesz chciała tam zostać.
-Nie wiem co powiedzieć.
-Powiedz, że się zgadzasz, w końcu nie mogę pić więcej piw nie? -zaśmiał się.
-Dobra, wchodzę w to.
-No to super, to bądź tu hm kurcze..to by trzeba było wyjechać wieczorem...to powiedz cioci, że pójdziesz do koleżanki o 21, a przyjdziesz tutaj i schowasz się za sklepem, i weź jakąś torbę, żeby nie  myślała, że idziesz bez niczego.
-Spoko....i dzięki.
Pocałowała go w policzek a jego usta zeszły niżej...po chwili jednak odwróciła głowę a on pocałował jej włosy.
-Przepraszam, nie mogę.
Poszłam do domu...

czwartek, 14 lipca 2011

Rozdział 17

Nie spałam prawie całą noc, pokój miałam na jakim strychu więc było gorąco. Zeszłam na dół napić się wody, wyszłam na dwór. Przeszedł mnie zimny dreszcz po którym odczułam ulgę. Usiadłam na powalonym pniu i zaczęłam wdychać czyste powietrze. Usłyszałam za płotem jakieś śmiechy, pewno byli to jacyś młodzi, szczęśliwi ludzie, co prawda byli nawaleni ale chociaż szczęśliwi. 2 dni dzieliło mnie i Maćka od końca czegokolwiek co nie miało szansy się zacząć. Łza spłynęła mi po policzku, wróciłam na strych i mimo ciepła zasnęłam.
Rano wstałam po 10. Zrobiłam sobie kromkę i przeczytałam kartkę cioci na której pisało, że poszła do stajni. Poszłam więc do niej. W między czasie wstąpiłam po picie. Znów pod sklepem była ta grupka jeżdżących na deskorolkach. Miedzy nimi siedziały dwie laski typowe plastiki. Różowe spódniczki odsłaniające więcej niż powinny, same staniki, platynowe włosy i na czarno pomalowane oczy. Śmiały się szyderczo gdy zerknęłam na jednych z nich. Dziewczyna wstała i udawała, że jeździ na desce po czym wywróciła się z myślą, że 'grupowe ciacho' ją podniesie. On jednak tego nie zrobił tylko jego kolega. Zaśmiałam się pod nosem i poszłam do stajni. Pobyłam tam jakąś godzine, później ciocia poprosiła mnie o zrobienie małych zakupów zgodziłam się, i tak nie było nic do roboty. Poszłam do tego samego marketu co poprzednio z racji tego, że innego nie było. W ręce trzymałam listę a drugą pchałam koszyk, zaczytana w niewyraźne pismo cioci nie widziałam gdzie pcham wózek. Nagle poczułam, że do kogoś wjechałam. Zorientowałam się po chwili, ze to jeden z tych chłopaków.
-Przepraszam cię.
-Spoko, nic się nie stało.
-Boli cię?
-Nieee. -powiedział z uśmiechem, ja sama też się uśmiechnęłam.
-Szukasz czegoś konkretnego - odparł.
-No tak paru rzeczy, jestem ty 3 raz więc nie wiem co gdzie leży.
-To pokaż to pomogę ci.
-Dzięki, jestem Laura.
-Max.
-Miło mi.
-Mi też.-i znów ten charakterystyczny uśmiech.
-Mieszkasz tu-odparłam.
-Tak, od dzieciństwa a ty? Nigdy wcześniej cię nie widziałem.
-Jestem tu drugi dzień....długa historia, nie będę cię zanudzać....
-Może się kiedyś spotkamy i na spokojnie?
-Chętnie, znam tu tylko ciocię u której mieszkam, także fajnie by było z kimś pogadać.
-To może dziś wieczorem koło 7 pod sklepem?
-Spoko.
Kupiłam wszystko i poszłam do domu może w trochę lepszym humorze...

Dawno mnie tu nie było, sory ;) Jestem aktualnie u babci, jutro już będę w domu. Mam nadzieję, że macie fajne wakacje bo ja pogrążyłam się w ciekawych książkach ;) Pani z polaka bd ze mnie dumna ^^. To na razie ;* Kocham moich gnomów.! :**

środa, 22 czerwca 2011

Rozdział 16

Minęło wiele dni, a ja nie zobaczyłam się jeszcze z Maćkiem. Ta sytuacja mnie przerastała. Siedziałam w swoim pokoju na parapecie gdy matka weszła.
-Laura mam ci coś do powiedzenia.
-Co?
-Jutro jedziesz do ciotki na wieś do końca wakacji.
-Chyba sobie żartujesz.
-Wyjeżdżamy właściwie dzisiaj wieczorem by zdążyć na rano, także się spakuj. O 8 wyjedziemy.
-Ale mamo!
Nic nie powiedziała tylko wyszła, miałam ochotę walnąć głową o ścianę, lub skoczyć z mostu. Nawet nie rozpakowałam się od powrotu z morza więc nie było pakowania. Wrzuciłam torby i wsiadłam do auta. Pomyślałam sobie, że dziś jest 12 sierpień. Za 3 dni mój ojciec  miał wziąć ślub.  Byłam podłamana, że moja matka wywozi mnie tam specjalnie, zdala od domu bym nie mogła przypadkiem wrócić. Po przyjeździe zostawiła mnie pod drzwiami i odjechała nawet się nie przywitając. Weszłam powoli po skrzypiących schodach i zapukałam do środka, Nikt nie otwierał pomyślałam, że nie ma jej w domu więc postanowiłam rozejrzeć się trochę. Zobaczyłam nie daleko stadninę koni. Nie przepadałam za tym ale konie jako zwierzęta lubiłam. Weszłam do środka i zobaczyłam wiele koni, I chociaż zapach nie był najciekawszy to w oczy rzucił mi się piękny brązowy koń. Podeszłam do niego i pogłaskałam. Po chwili podszedł do mnie starszy pan i zapytał czego chcę. Odpowiedziałam mu o ciotce i jak tu dotarłam, on odparł, że jest bliskim znajomym cioci i ona często tu przebywa, powiedział, że jest u niego w pokoju i pójdzie ją zawołać. Ciocie widziałam może raz, dwa razy w życiu, ale tego okresu na pewno  nie pamiętam. W oczekiwaniu na przyjście cioci zaczęłam obserwować jeżdżących na koniach. Zaczęło mi się to podobać. W końcu przyszła ciocia, przywitałyśmy się i pojechałyśmy do domu, bardzo się ucieszyła, ja mniej. Zapytałam czy jest tu jakieś miasto, odparła, że tak i możemy tam pojechać. Mimo, że była to wieś było tu parę sklepów. Ciocia zajechała do stacji benzynowej a ja zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu czegoś interesującego. Zobaczyłam grupkę chłopców i dziewczyn jeżdżących na desce. Jeden tak cholernie przypominał Maćka... Ciocia wróciła i pojechałyśmy dalej. Sklepów było mało więc szybko je obeszłam. Kupiłam sobie jedynie nową bandamkę i bluzkę. Przy dziele z deskami zauważyłam ta samą grupkę co przedtem, rozglądali się po sklepie jakby byli złodziejami. Jednak myliłam się, jeden z nich kupił picie. Ciocia miała zamiar zrobić jakieś większe zakupy więc poszłam sobie na dwór. Przyglądałam się jak jeżdżą, pomyślałam, że fajnie byłoby też spróbować, ale to może kiedyś. Ciocia wróciła i pojechałyśmy do domu, wieczorem zrobiłyśmy razem kolację i obejrzałyśmy jakąś komedię romantyczną, opowiedziałam jej o wszystkim co się stało, była tym zainteresowana nie to co moja matka. Powiedziałam, że nasi rodzice biorą za 3 dni ślub a ja jestem tu na jakiejś wsi, bezbronna...

No i jest kolejny ;)
Od dzisiaj wakacje, nie wiem czy się cieszyć czy nie, jedyna fajna rzecz która się dzisiaj zdarzyła to, że taki ładny skejcik mieszka nie daleko nas ;)
Mimo wszystko będę tęsknić za szkołą i nie tylko i pomyśleć, że jeszcze tam tylko rok...potem komers, wcześniej testy nie wiem jak ogarnę, na razie muszę się wyspać, i odreagować.
I mam nadzieję, że chociaż raz gdy będę na rynku cię spotkam...
Trzymajcie się i udanych wakacji, pzdr;*

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Rozdział 15

Ojciec strasznie się zdenerwował kazał Maćkowi wynosić się do swojego pokoju i zacząć się pakować bo wyjedziemy dzisiaj. Zaczęłam się na niego wydzierać ale i mi kazał się spakować. Powiedział, że  Maciek pojedzie z nim i jego przyszłą żoną a ja z matką. Stanowczo się nie zgodziłam, ale moje słowa były na marne, nawet maka mnie nie poparła. Wszyscy wyszli z pokoju  a ja zapłakana położyłam się na łóżko. Miałam stanowczy zakaz kontaktów z Maćkiem. Nie mogłam tego znieść. Zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju wycierając mokre policzki. Chciałam po raz pierwszy się do niego przytulić, bałam się o niego, wiem co zrobił parę tygodni temu. Rodzice zamknęli mi pokój na klucz zabrali telefon, komputer. Była godzina wyjazdu a ja nawet nie wyciągłam torby. Klucz w drzwiach zaczął się przekręcać a ja leżałam w łóżku. Ojciec kazał iść mi do auta, udawałam, że nie słyszę. Siłą wziął mnie z auta i przy nim kazał się pakować, wrzuciłam rzeczy bele jak, tak że nie mogły się zmieścić. Z płaczem szłam przez korytarz hotelu tak, że każdy patrzał się na mnie jak na idiotkę a jeszcze bardziej na ciągnącego mnie za sobą ojca. Wiedziałam, że ta jego przyszła żona nie mieszkała daleko nas, ale byłam pewna, że teraz wyniosą się z ojcem nie wiadomo gdzie. Ojciec wepchnął mnie siłą do auta matki i odjechała szybko. Siedziałam na tyle ze słuchawkami  uszach i z podkurczonymi nogami i głową w kapturze. Po policzkach spływały mi słone łzy, teraz dopiero zrozumiałam co do niego czuję. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że mogę go już nie zobaczyć.  Matka zatrzymała się na chwilę, bo chciała kupić coś do zjedzenia. Ja nie chciałam, mimo to kupiła mi cheeseburgera. Ja w tym czasie wzięłam torbę i poszłam do łazienki. Nie używałam jej praktycznie od przyjazdu. Pamiętam, że wsadziłam tam żyletki Maćka, była na nich jeszcze jego krew. Zamknięta w kabinie usiadłam na klopa i przejechałam sobie po ręce. Poczułam jak otwiera mi się skóra, podniosłam głowę do góry i wyciągłam ostrze z ręki. Po ręce leciałam mi krew, która starłam papierem toaletowym, a żyletkę do kieszeni spodni. wyszłam z łazienki z bólem, na szczęście miałam długi, czarny rękaw który wsadziłam do kieszeni. W aucie matka co chwila z kimś gadała przez telefon, na mnie praktycznie nie zwracała uwagi, zjadłam więc tego cheeseburgera aby na mnie nie patrzyła. Zdjęłam z drugiej ręki moją bandamkę i podwinęłam rękaw by zobaczyć rękę. Było dużo krwi która spłynęła aż do łokcia. Wzięłam chusteczkę z torebki  i wytarłam trochę udając, że drapię się po ręce. Mama spojrzała na mnie dziwnie i powróciła do rozmowy przez telefon. Chusteczkę z krwi wyrzuciłam przez okno a na rękę zawiązałam bandamkę. Wróciliśmy w końcu do domu, pobiegłam do łazienki. Rozebrałam bluzę i weszłam pod prysznic. Zmyłam krew i zostały tylko świeże ślady. Nie dawałam tam mydła bo szczypało, zawinęłam z powrotem w bandaż i wytarłam resztę ciała. Powiedziałam mamie, że wychodzę się  przejść. I tak Maciek miał przyjechać dopiero jutro, ojciec nie chciał żebym czasem do niech przychodziła. Łaziłam w bluzie teraz już bordowej, matka znów załatwiała jakieś sprawy, w ogóle nie przejmowała się tym moim porwaniem...strasznie zmieniła się po tym wyjeździe. Usiadłam na ławce i zaczęłam wdychać to powietrze.
Czułam się źle, chciałam do Maćka..

Krótki dzisiaj bo nie było dialogów tylko przemyślenia 'Laury'
Dzisiaj jestem po udanej wycieczce. Dzięki <3
No to do następnego razu. Pzdr;*

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Rozdział 14

Rano wstałam cała obolała, gdy otworzyłam oczy siedział przy mnie ojciec.
-Hej córeczko, możemy porozmawiać?
-Jeśli musimy..
-Uznaliśmy z moją przyszłą żoną, że czas wrócić do domu.
-Dlaczego już? Przecież został jeszcze tydzień. Poza tym mama ma przyjechać.
-Tak wiem, będzie tu za parę godzin, pomyśleliśmy, że powrót do domu będzie dla ciebie najlepszy.
-Kiedy mielibyśmy jechać?
-Jutro wieczorem.
-Dobra tam..
-To idź się teraz umyj i zejdź potem na śniadanie.
-Jasne..
Zajęło mi to tylko chwilkę bo nie miałam ochoty się stroić.

Gdy wychodziłam z pokoju zatrzymał mnie Maciek.
-Hej, jak się czujesz?
-Już dobrze.
-Słuchaj możemy potem pogadać?
-Jasne.
Po śniadaniu którego prawie nie tknęłam ojciec kazał zostać nam jeszcze chwilę.
-Laura?-usłyszałam głos mamy.
-Mamo!
Szybko do niej podbiegłam i wtuliłam się w jej ramiona.
-Nic ci nie jest?
-Nie, już jest ok.
-Bardzo się o ciebie bałam.
-Ech, może coś zjesz?
-Dobrze.
-Ja muszę tylko coś załatwić i dołączę później.
Zaczęłam szukać Maćka, siedział u mnie w pokoju.
-Hej-odparłam
-Cześć.
-Więc o co chodzi?
-Chciałbym pogadać o tym wszystkim co się stało.
-Chyba powinniśmy.
-Wiesz, że nie jesteś mi obojętna..
-Ty mi też, ale wiesz jaka jest sytuacja.
-Wiem..za jakiś miesiąc miał być ich ślub.
-Maciek to nie jest łatwa sprawa...nie chcę żebyś ty myślał, że próbuje ci się jakoś odwdzięczyć za to, że mnie uratowałeś bo tego się nie da okazać, to za wielka rzecz jaką zrobiłeś dla mnie.
-Ja to zrobiłem bo cię kocham..nie wiem jak to się stało..może przez tamten pocałunek ale cię kocham, mówi się, że lepiej powiedzieć komuś prawdę niż żałować tego do końca życia, ja nie będę tego żałować mogę jedynie dlatego, że nie odwzajemniłaś tego.
-Nie chodzi tu o to, też jesteś dl a mnie ważny i nie mówię już o tym co się stało bo byłeś dla mnie ważny już przed tym.
-Ty dla mnie też..przecież jak sie zobaczyliśmy poraz pierwszy nigdy bym nie pomyślał.
-Ja też...
-Powiedz mi co do mnie czujesz, chcę mieć do z głowy, ty chyba też.
-Maciek...ja cię kocham..ale nie widzisz tych przeszkód? Nasi rodzice biorą ślub i jak ty to sobie wyobrażasz?
-Nie mam pojęcia, wiem tylko tyle, że cię kocham a jeśli trzeba będzie coś zrobić to to zrobię. Nikt nie może mi cię odebrać.
W tej chwili mocno mnie pocałował a koło drzwi stali rodzice którzy wszystko słyszeli...

Witam was po przerwie xD
Trwała ona ok.miesiąca i muszę powiedzieć, że chyba mi się przydała. Rozplanowałam sobie co nie co co do tego opowiadania, nie będzie ono jednak tak długie jak poprzednie.
Była nauka i inne problemy ale teraz jest czas żeby powrócić do pisania.Nie mogę wam obiecywać kiedy będą pojawiać się rozdziały bo to nic pewnego. Mam nadzieję jednak, że będą najczęściej jak to możliwe. Czasem będę  pisała w zeszytach potem przepisywała więc mam nadzieję, że to jakoś zakończę i być może zacznę coś nowego ale to dalekie plany xD
No i to by było chyba tyle mojego zrzędzenia xDPzdr;*

środa, 11 maja 2011

!

Tak wiem, że dawno nie dodawałam, ale jest nauka i wgl, więc w najbliższym czasie może nie być rozdziałów, chciałam wam to tylko napisać, pzdr

niedziela, 1 maja 2011

Rozdział 13

Odsunęłam niechętnie usta, on popatrzył na mnie tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami, a ja spuściłam wzrok. Po chwili szeptem wypowiedział moje imię ze łzami w oczach. Chciałam stamtąd szybko uciec lecz on mocno trzymał moją rękę. Ostatecznie zamilkliśmy na resztę drogi. Wędrowaliśmy tak 3 godziny w  ciszy, on nagle przestał iść i powiedział:
-Laura, nie musisz nic mówić, ale chcę żebyś posłuchała. Jesteś pierwszą osobą od czasu rozstania z moją byłą, której zaufałem. Nigdy bym nie pomyślał, że zakocham się w przyszłej siostrze. Nie wiem jak będzie, czy zdołam być z tobą jako rodzina czy do tego nie dopuścić. Gdy się poznaliśmy byłem zamknięty w sobie i zbuntowany. Ty wyciągnęłaś mnie z dołka, opatrywałaś mi ręce o nic nie pytając, nie naciskałaś. Po prostu cię pokochałem.
Stałam nieruchomo na środku drogi wpatrzona w niego. Nie wiedziałam co się dzieje dookoła, był tylko on...
Nie zauważyłam też nadjeżdżającego samochodu. Maciek zepchnął mnie na ziemię, a auto zaczęło trąbić, a facet w środku drzeć się.
-Nic ci nie jest?
-Nie.
Nie chciałam by mi pomagał, bo wiedziałam że nie mogę się przyzwyczaić, jednak to już się stało.
-Powiedz mi czy coś do mnie czujesz.
-Nie jesteś mi obojętny, w końcu uratowałeś mi życie 2 razy. Słuchaj możemy już iść...?
-Jasne, pomogę ci wstać.
-Dzięki...
-Będziemy tak cały czas na siebie źli?
-Mam nadzieję, że nie, Możemy o tym pogadać później...jak dojedziemy do hotelu?
-Dobra...Za niedługo dojdziemy do miasta, weźmniemy jakąś taksówkę czy coś...
-Jasne...
Kolejne kilometry drogi za nami...w końcu ukazało się miasto.
-Tam stoją taksówki, chodź.
Wsiedliśmy i auto zawiozło nas już pod sam hotel.
Wjechaliśmy windą na górę i zapukaliśmy do pokoju rodziców...
Gdy weszłam do środka nastała cisza...Po chwili podszedł do mnie tata i mnie przytulił, później dołączyła do niego matka Maćka.
-Córeczko, nareszcie.
-To dzięki Maćkowi.
-Tak, wiem dziękuję ci.
-Nie ma za co..
-Jak ty się czujesz, co się stało?
-Wszystko jest dobrze, porwano mnie i tyle, dzięki Maćkowi mogłam się stamtąd uwolnić i wrócić do was.
-Dzwoniłem już do twojej matki...powiedziała, że przyleci najprędzej jak się da.
-Fajnie, stęskniłam się za nią, pójdę do siebie, muszę się wykąpać i trochę odpocząć.
-Jasne idź.
Weszłam do pokoju, wzięłam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Gdy wyszłam z łazienki na stoliku leżały kanapki i gorąca herbata. Od razu wzięłam się za jedzenie, zjadłam cały talerz, po czym do drzwi zapukał Maciek.
-Ty przyniosłeś te kanapki?
-Ta..
-Dzięki, pyszne były.
-Jak się czujesz?
-Dobrze, tylko jestem trochę śpiąca.
-To idź się teraz przespać, zobaczymy się potem hm?
-Jasne, dzięki.
-I później pogadamy.
-Yhy...
Pocałował mnie lekko w czoło i wyszedł, a ja zawinęłam się w kołdrę i zasnęłam....


Nie wiem co napisać xD Jutro być może będzie kolejny. Pzdr:*

niedziela, 24 kwietnia 2011

Rozdział 12

Była noc...nie należała do najcieplejszych a my musieliśmy dalej iść.
-Daleko jeszcze?
-Jesteśmy gdzieś w połowie drogi.
-Jak ty tu tak szybko przyjechałeś?
-Najpierw to taksówką a potem na piechotę.
-Wiesz, że nie musiałeś?
-Musiałem, tyle dla mnie zrobiłaś to się musiałem odwdzięczyć.
-Tylko ci rękę zaopatrzyłam...
-To już coś, poza tym myślę, że dobrze że na siebie trafiliśmy, przecież za chwilę zostaniemy rodziną.
-Gadałeś z nimi może? Wiesz coś o ślubie kiedy i w ogóle?
-Nie mówili nic.
-Tęsknię trochę za mamą..a co z twoim ojcem jeśli mogę spytać.
-Mama go zostawiła, to było już z 2 lata temu jeszcze przed poznaniem twojego ojca. Po prostu się jej znudził po 18 latach małżeństwa.
-To i tak długo, moi mieliby w tym roku 10 lat po, wiem że to dziwne bo ja mam 15, ale po prostu ożenili się 5 lat po moim urodzeniu.
-Może porozmawiajmy o czymś milszym?
-Ok, a o czym?
-Jesteś głodna?
-Szczerze to strasznie.
-To chodź tu jest jakaś stacja benzynowa, może coś mają.
-A masz kasę?
-Coś się znajdzie.
W knajpie śmierdziało dymem papierosowym i siedziało tam pełno pijaków gapiących się na nas, pewno byli zdziwieni, że jesteśmy trzeźwi. Maciek zamówił jakieś jedzenie i usiedliśmy przy pierwszym wolnym stoliku.
Nagle jakiś pijak do nas podszedł i zaczął się do mnie przystawiać.
-Hej! Zjeżdżaj stąd!-krzyczał Maciek.
-Bo co?!
-Bo dużo, chodź stąd Laura.
Szybko wstałam, zabrałam jedzenie i wybiegliśmy z baru.
-Nic ci nie jest?
-Nie dzięki.
-Spoko, Chodź, tam są jakieś pola, usiądziemy tam i to zjemy.
-Ok.
Zaczęło się przejaśniać, z tego co zapamiętałam to w barze była 4, to teraz będzie koło 6.  Znaleźliśmy powalone drzewo i usiedliśmy na nim. Maciek zaczął bawić się jakimś sosem i smarować mi nim nos. Zaczęłam robić to samo, aż w końcu spadłam z drzewa, zaraz za mną Maciek. Patrzyliśmy we wschodzące słońce, było takie czerwono-pomarańczowe, po niebie latały ptaki, było słychać ich ćwierkanie. Jedyne co mnie martwiło to to, że nie było słychać mew, więc blisko do celu nie było. Podniosłam się w z powrotem usiadłam na pień drzewa, Maciek chyba zasnął... Słońce zaczęło palić swoimi promieniami świecić mu po oczach, wtedy się obudził.
-Ej, długo spałem?
-Chwilę.
-Sory, zostawiłem cię tak samą.
-Spoko posiedziałam sobie, fajne są tu widoki, jedyne co mnie martwi to, że nie słychać mew.
-Nie martw się, dojdziemy do hotelu, tylko to musi zająć trochę czasu.
-Ja się boję... boję się, że nigdy nie zobaczę już mamy, taty chodź nie wiem czy chcę go znać..w końcu w ogóle nie przejął się tym, że zaginęłam, mamie pewno też nic nie powiedział. Cieszę się tylko, że mam ciebie, nie wiem co bym zrobiła...*rozpłakałam się*
-Nie płacz, będzie dobrze zobaczysz...nigdy cię nie zostawię...
W tym momencie nasze usta spotkały się ze sobą...

____________________________________
Jak tam Święta ?:D Jeszcze raz wszystkim wszystkiego naj naj naj i do następnego rozdziału. Pzdr;* ;D

piątek, 22 kwietnia 2011

Rozdział 11

Nazajutrz obudziłam się z nowymi myślami. Postanowiłam, że  z Dominikiem to ewidentnie koniec, a to co mnie tu czeka i co mi się stanie to kwestia czasu. Myślałam o Maćku, tacie i mamie. Za pewne ona nie wie co mi się stało.
U MAĆKA:
-Co się stało z tym samochodem?
-Nie mam pojęcia, muszę wysiąść i sprawdzić.
Po 10 minutach
-Niestety, auto się zepsuło.
-Co?! Akurat teraz.
-Przykro mi.
-Niech mi pan powie czy stąd jeszcze daleko do tego domu?
-Z jakieś10 km.
-Trudno idę na piechotę, dziękuję i do widzenia.
-Dasz sobie radę.
-Mam nadzieję.

W HOTELU:
-Kiedy pójdziesz zanieść te pieniądze?
-Dziś wieczorem.
-Nie sądzisz, że powinieneś poinformować jej matkę?
-Może i powinienem..później.

U LAURY:
Już tak na prawdę na niczym mi nie zależało.  Mogłam tu zostać do końca życia bo co to by było za życie po wyjściu stąd. Tymczasem zaczęło się chmurzyć i zaczął padać deszcz. W tych okolicach było tak prawie codziennie więc mnie to nie zdziwiło. Nagle ktoś do mnie przyszedł.
-Cześć-powiedział.
-Kim jesteś?
-Nie ważne, powiedz mi tylko czy twój ojciec dotrzymuje obietnic.
-Nie wiem o jaką sprawę chodzi, ale jeśli o mnie chodzi to dla mnie nie dotrzymuje, ale po co ci to ?
-Bo tak, Jeśli jest tak jak mówisz to możesz  przygotować się na najgorsze, cześć.
Te słowa mnie nie zdziwiły, Zdrzemnęłam się.
W HOTELU:
-Idę zanieść te pieniądze..
-Uważaj na siebie.
U LAURY:
Nagle coś zaczęło szeleścić...podniosłam się i zobaczyłam jakąś sylwetkę za oknem, która zaczęła szeptać moje imię.
-Laura, Laura...
-Kim jesteś?
Osoba weszła przez okno do środka, a że nie było szyb i okno było dość nisko łatwo dało się wejść.
-Maciek?!-Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam.
-Laura, w końcu cię znalazłem.
Odwiązał mi z rąk i nóg sznurki, po czym  rzuciłam mu się na szyję.
-Dziękuję-odparłam.
-Nie ma za co, nawet nie wiesz ile przeszedłem żeby cię odnaleźć.
-Nie wiem co mam powiedzieć.
-Chodź uciekamy stąd.
-A jak nas nakryją?
-Nie mogą...musi się udać.
-Posłuchaj, słyszałam jak jeden z nich wychodził po jakąś kasę
-No to tym lepiej, o jednego mniej, Chodź.

TYMCZASEM U OJCA:
-No w końcu, masz kasę?
-Mam...a gdzie Laura?
-Zaraz tu będzie, tylko dam cynk Grubemu żeby ją przywiózł.-
*rozmowa*
-No siema gruby, przywieź panienkę kasa stygnie.
-Ale...jej tu nie ma.
-Co ty pierdzielisz?!
-No nie ma, nie mam pojęcia gdzie może być.
-To szukaj! Nie będę tu stał wiecznie. Jak znajdziesz dajesz cynka, nara.
#godzinę później#
-Długo jeszcze mam tu być?
-Zadzwonię i się dowiem!
Po 5 minutach:
-Idź se już, jak będę coś wiedział to ci powiemy.
-Jak, przecież nie macie mojego telefonu?
-Idź już!
5 godzin później:
-Zapewne jeszcze daleko do hotelu?
-Trochę.
-Coś się stało?
-Nie, po prostu nie wiem co bym zrobił jakby cię nie było.
-Ale jestem.
-I cieszę się, chciałem ci powiedzieć o nim, ale wiedziałem  że coś do niego czujesz więc się powstrzymałem...gdybym ci wtedy powiedział zapewne i tak byś mi nie uwierzyła.
-To już nie ma znaczenia...i tak przestałam go kochać..
-Przykro mi
-Już nie ma czego...jakoś sobie poradzę...chyba.
-Razem sobie poradzimy hm?
________________________________________
Nie wiem już o czym pisać więc rozdziały będą chyba rzadziej, więc jeśli przed świętami już nie dodam to już teraz życzę wam zdrowia, szczęścia no i żeby wam się życzenia pospełniały, smacznego jajka i mokrego dyngusa i do następnego rozdziału. Pzdr:*

czwartek, 14 kwietnia 2011

Rozdział 10

Wiedziałem, że z każdą minutą byłem coraz bliżej, a jednocześnie tak daleko.
Nie mogłem pojąć tego, że jej ojciec się tym nie przejął...

U LAURY:
Kolejny dzień siedzenia tu bez większego powodu. Nie miałam pojęcia po co mnie tu trzymają. Brakowało mi Dominika, ale jeśli to jego wtedy widziałam? Czy on mógł mi to zrobić ?

W HOTELU:
*pukanie do drzwi*
-Dzień dobry mam dla pana list.
-Dzięki..
-Kto to był kochanie?
-Facet z recepcji przyniósł mi jakiś list.
-Otwórz.
Treść listu:
'Jeśli chcesz jeszcze kiedyś zobaczyć swoją córeczkę, bądź na ul.Wrzosowej 54 za 2 dni, razem z 50.000 zł.' 
- Co masz zamiar zrobić ?
-Nie wiem...

U MAĆKA:
-Daleko jeszcze do tej chaty?
-Myślę, że będziemy tam dopiero w nocy.
-Kurde....
-Nie martw się, zobaczysz, że twoja siostra będzie życ.
-W sumie to jeszcze nie jest moja siostra...
-Nasi rodzice to znaczy moja matka i jej ojciec mają się pobrać..
-Aha..rozumiem.
-No, ale już ją tak traktuję. Lepiej teraz niż potem.
-Mądry z ciebie chłopiec.
-Nie zgodziłbym się...
-Jak tam chcesz, każdy w końcu wie swoje.
-Dokładnie.

U LAURY:
Dochodził wieczór...zrobiło się zimno i zerwał się wiatr a że w pokoju nie było szyb w oknach tylko jakieś wyblakłe firany było to doskonale czuć. Nagle ktoś wszedł do pokoju, było ciemno więc widziałam tylko sylwetkę, przypominał mi Dominika...Postać zbliżała się do mnie, miała ze sobą latarkę, którą świeciła mi po oczach.
-Kim jesteś?-odparłam
-Laura...
-Dominik?!
-Ciszej.
-Jak mogłeś!
-Posłuchaj. Pozwolili mnie tu wpuścić tylko dlatego, że widzą jak cię kocham.
-Kochasz?! No dobry żart.
-Laura wiem, że nic nie usprawiedliwi tego co zrobiłem, ale ja musiałem.
-Aha..i na co czekasz z mojej strony?
-Żebyś mi wybaczyła.
-Wiesz co idź lepiej bo marnujesz czas.
-Laura..
-Wyjdź i więcej tu nie przychodź.
Gdy wyszedł rozpłakałam się...jak on mógł jeszcze prosić żebym mu wybaczyła. Zaczęłam się wiercić na podłodze próbując rozwiązać te sznury, nic z tego, były strasznie mocno związane. Przypomniałam sobie o tej ostrej krawędzi z której niedawno leciała mi krew. Postanowiłam poszukać jej rękoma. Po chwili znalazłam coś przypominającego tą właśnie krawędź. Przybliżyłam się tam i zaczęłam pocierać sznurkami o ostry róg. Nie miałam już siły na więcej, upadłam na ziemię i tak siedziałam myśląc co takiego złego zrobiłam, że się tu znalazłam, czy to przez to, że się zakochałam.?

Sory, że dopiero teraz ale nie wiedziałam co mam napisać, chyba umysł poety u mnie wysiada ;//.
I już po testach jutro do sq, szczerze mówiąc gdy oglądałam je w internecie zaczęłam się martwić co będzie ze mną za rok. Pytania dla mnie były cholernie trudne, a matma to już wgl jakiś kosmos..xD Poza tym angielski był łatwiejszy niż na moich zeszłotygodniowych testach kompetencji. I jeszcze ta nowa podstawa programowa, która mówi, że z matmy będę musiała pisać to osobno...Ogólnie to masakra. To trzymajcie się i kolejny myślę, że w weekend. Pzdr:*

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Rozdział 9

Rano obudziło mnie jakieś trzaskanie. Powoli starałam się usiąść, bardzo bolało mnie ciało od tych sznurków i twardej podłogi. Po chwili jaki facet przyniósł mi wodę i kawałek chleba a później jak zwykle zniknął....
TYMCZASEM W HOTELU:
-Mamo, musimy zacząć jej szukać.
-Oj znajdzie się, a teraz wyjdź chcemy pobyć trochę sami.
-Mamo!
-Wyjdź powiedziałam.
-A pan co nic nie powie? Laura zaginęła a pan wole się zabawiać z moją matką?!
-Słuchaj matki.
-S*ka.
Wybiegłem z ich pokoju a oni nawet nie zareagowali. Szukałem w siebie w pokoju tej gazety w której był ten artykuł, pisał tam coś o Annie Pawłowicz.
Poszedłem na miasto i zacząłem wypytywać ludzi. Gdy spytałem o nią jednego mężczyznę odpowiedział, że to jego córka.
-Może mi pan powiedzieć gdzie ona jest? To bardzo pilne.
-A znacie się?
-Nie, ale wiem, że była kiedyś porwana a teraz być może ten sam człowiek porwał moją siostrę.
-Siedzi przy tamtym stoliku.
-Dziękuję.
Szybko do niej podbiegłem.
-Anna?
-Tak a co ?
-Muszę z tobą pogadać.
-Wcale nie musisz - odpowiedziała jedna z jej koleżanek.
-Ada, daj spokój-odparła. Mów o co chodzi.
-Wiem, że kiedyś porwał cię Dominik to prawda?
-Jeśli mamy o tym rozmawiać to cześć.
-Nie czekaj! On być może porwał moją siostrę, musisz mi pomóc.
-W czym?
-Gdzie on cię zabrał?
Po chwili ciszy podała mi ulicę i jak tam dojść.
-Dzięki wielkie, mam nadzieję, że kiedyś będę mógł się odwdzięczyć.
Wziąłem taksówkę i podałem gdzie ma mnie zawieźć.
-Nie może pan szybciej?
-A co ci się tak śpieszy?-odparł staruszek.
-Moja siostra została porwana.
-Dobrze, pośpieszę się.
-Dziękuję.

U Laury:
Nie miałam kompletnie poczucia czasu, nie wiedziałam czy siedzę tu już parę miesięcy, rok czy  2 dni. Po chwili przyszedł do mnie znów ten facet.
-Chodź ze mną-odparł.
-Nie mogę się ruszyć.
Odwiązał mi sznurki i pomógł iść, czułam, że nie chciał tego robić, ale pewnie robił to dla pieniędzy.
-Siadaj tu!-odparł łysy facet w czarnym podkoszulku.
Niepewnie usiadłam i zobaczyłam przed sobą zdj naszej całej rodziny.
-Skąd to masz  - spytałam.
-Po 1 to chyba nie jesteśmy na Ty a po drugie to nie twoja sprawa. Masz mi powiedzieć czy twoi rodzice są rozwiedzeni?
-Są.
-A ojciec ma nową dziwkę no nie?
-Tak, dokładnie tak mogę ją nazwać.
-No i widzisz, w czymś się zgadzamy.
-Czego pan chce?!
-Ty mi tego nie dasz, ale twój ojczulek i owszem. Zaprowadź ją z powrotem.
-Jasne.
Znów wróciłam w to samo miejsce.
-Pan nie chce tego robić, prawda?
-Nie mogą z tobą rozmawiać.
-Niech pan powie.
-Nie mamy pieniędzy a z czegoś muszę utrzymać żonę i dzieci.
-Przecież jest tak wiele innych sposobów na zarobienie pieniędzy.
-Muszę już iść.
Odszedł a ja położyłam się na ziemi z bólu.

U MAĆKA:
-Daleko jeszcze do tego lasu?
-O, mój drogi jeszcze kupa czasu za nim dojedziemy.
-To się chyba nie wypłacę za kurs.
-Powiedzmy, że robię to z dobrego serca.
-Dziękuję.
Chciałem tam być jak najszybciej, musiałem jej pomóc...

Sory, że taki krótki ale nwm co mam już napisać xD I sory, że dopiero teraz nowy, ale cały zeszły tydzień miałam jakieś testy kompetencji z całego roku masakra jakaś...
Teraz mam 3 dni wolne bo 3 gimn piszą testy więc jutro postaram się coś dodać. Pzdr:*

piątek, 1 kwietnia 2011

Rozdział 8

Kolejny dzień nad morzem zaczął się tak samo jak każdy, śniadanie, wyjście na plażę i opalanie się. Trochę mnie męczyło wczorajsze zachowanie Maćka. O co mu mogło chodzić..to pytanie chodziło mi po głowie cały czas. Na obiadu umówiłam się z Dominikiem.
-Hej kotku.
-Hej.
-Jak tam u ciebie?
-Wszystko ok a u ciebie?
-Gdy jestem przy tobie to wszystko jest najlepiej na świecie.
-Ymm...
-Mam dla ciebie niespodziankę.
-Ta jaką?
-Zabieram cię pojutrze na wycieczkę.
-Gdzie?
-Zobaczysz, ale mogę cię zapewnić, że będzie super.
-No to super.
-Na pewno wszystko ok?
-Tak.
-Co zjesz na obiad.
-Nie wiem, wezmę to co ty.
Cieszyłam się, że kogoś mam, ale Maciek..skoro powiedział, że to nic ważnego może tak rzeczywiście było.  Postanowiłam, że pojadę, musiałam coś ze sobą zrobić. Po obiedzie wróciłam do hotelu i zamknęłam się w pokoju. Po pewnym czasie ktoś zapukał do drzwi, nie słyszałam nic bo miałam w uszach słuchawki. Zaczął dzwonić telefon:
-Halo?
-No Laura, możesz mi otworzyć? Stoję pod twoim pokojem 10 minut.
-Jasne.
Zerwałam się i pobiegłam do drzwi.
-Sory, miałam w uszach słuchawki i nic nie słyszałam.
-Spoko..chciałem tylko spytać czy nie napiłabyś się czekolady.
-Chętnie.
-To zaraz wrócę, tylko się nie zamykaj.
-Spoko.
Po 10 minutach wrócił i poszliśmy na balkon.
-No co tam nowego u ciebie siostra?
-Dominik zaprosił mnie pojutrze na wycieczkę.
-Pojedziesz?!
-No tak, zgodziłam się.
-Aha...
-Słuchaj Maciek, o co ci chodzi? Jesteś jakiś dziwny od wczoraj.
-Ja? Nie..zdaje ci się.
-No na pewno. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć, kiedy tylko chcesz.
-Wiem, ale to chyba nic ważnego.
-Ale wiesz jeśli by coś...
-Jasne, powiem ci, to wiesz co chyba będę szedł do siebie.
-Ok, dzięki za czekoladę i rozmowę.
-Spoko.

2 dni później-wycieczka.
Dominik przyjechał po mnie już o 9. Powiedział, że nie będzie to długo trwało. Miejsce było tak piękne jak w jego opowiadaniach. Zaprowadził mnie na obalony pień drzewa i usiedliśmy. Później zaczęliśmy się całować i gadać. Było super, w ogóle nie chciałam wracać do hotelu.  Zbliżał się wieczór, Dominik powiedział, że idzie nazbierać patyków na ognisko bo robiło się zimno. Nie wracał już pół godziny zaczęłam się martwić, fona też nie odbierał. Postanowiłam pochodzić po okolicy, bolały mnie już nogi więc przystałam. Nagle poczułam, że ktoś zasłonił mi oczy rękoma.
-Dominik, gdzie ty byłeś tyle czasu?-spytałam.
Nikt nie odpowiedział, tylko ktoś zasłonił mi oczy i porwał...
Ocknęłam się dopiero rano..podejrzewałam, że ktoś coś mi podał bo pamiętam tylko ból ręki, spojrzałam na nią i było widać ślad po igle. Ruszyłam się gwałtownie chcąc uciec. Ale zorientowałam się że mam związane ręce, nogi i miałam zaklejone usta,  żadna siła nie pozwoliła mi się uwolnić, siedziałam tam sama a po chwili ktoś wszedł do środka. Za zamykającymi się drzwiami zauważyłam jakby Dominika przyjmującego jakieś  pieniądze.  Osoba która weszła do pokoju odkleiła mi taśmę z ust i karmiła jakimś starym chlebem, jednocześnie dawając pić przy czym zostałam cała oblana. Wydusiłam z siebie tylko tyle 'Kim jesteś i czego ode mnie chcesz'. Osoba nic nie powiedziała, przykleiła mi tylko nową taśmę i opuściła pomieszczenie. Zaczęłam płakać i drzeć się. Nikt jednak nie przyszedł. Strasznie się wierciłam przy czym zahaczyłam o coś i z ręki poleciała mi krew. Okropnie mnie bolało..łzy leciały mi jak wodospad a myśl, że tam za drzwiami mogłam widzieć Dominika strasznie mnie przerażała. Czy on zorganizował tą wycieczkę, poszedł sam po te patyki tylko dlatego żeby mnie porwano? I kto go do tego zmusił? Nie miałam już siły,  drzeć się, wiercić a co dopiero myśleć. Marzyłam żeby znaleźć się w swoim domu, w moim własnym pokoju i żeby nigdy tu nie przyjeżdżać. Bałam się co oni mi zrobią, zabiją czy będą czekać na okup, Dominik mi pomoże czy nie. Zmęczona myślami zasnęłam....

No taki krótki ;) Na filmie było zajebiście, prawie się poryczałam a jak wyszłam to ponoć miałam przerażoną minę xD I Kasi babcię bardzo polubiłam poza szczegółem, że powiedziała do mnie Klaudia a mam do tego imienia mały uraz.  Polecam wam go strasznie, a z drugiej strony nie bo psyche mam zepsutą. Nie będę wam go opisywać chyba, że chcecie, ale to napiszcie w komentach xD A jeśli ktoś był to niech napisze swoje wrażenia. Poza tym to jak zwykle z Kasią uganianie się za przystojnymi brunetami typu skate, oglądanie desek i ciuchów. Co to za masakra, że każdy koleś prawie za rękę z laską, ten ładny brunet to tylko jeden wyjątek ;) No i szczęście, że miałam legitymację bo by nas nie wpuścili bo to od 15, ja już mam ale gorzej z Kasią i że tak powiem uratowałam jej dupę xD Chcemy iść jeszcze raz, film bardzo psychiczny i  odzwierciedlał też moje własne problemy więc oglądało się lepiej. Już po filmie trochę trudno było wrócić do rzeczywistości, szczególnie po takim. I poza kolesiem który mi kopał w krzesło i który zdjął buty i nieźle pojechało to nic więcej. Nie mogę słowami wyrazić jaki ten film był, wiem tylko że był mi strasznie bliski. Kto wie o czym jest to wie dlaczego.
Podam wam też 2 super piosenki z filmu:
Billy Talent-Nothing to lose
Wet fingers-Turn me on.
To kończę bo za chwilę notka pod rozdziałem będzie dłuższa niż sam on. Pzdr:*

wtorek, 29 marca 2011

Rozdział 7

Rano obudziłam się koło Maćka, w ogóle nie chciało mi się wstawać pod kołdrą było tak ciepło i fajnie, czułam że się z Maćkiem dogadamy i jakoś się zaakceptujemy jako rodzeństwo.
-Czcześć..
-No siema śpiochu, chyba czas wstawać hm ?
-Nie chce mi się. -powiedział przeciągając się.
-No wstawaj bo muszę pościelić.
-Dobra, już idę do siebie.
-Ale idź się umyć i przebrać a nie spać bo zaraz schodzimy na śniadanie.
-Jaaasne.
I tak wiedziałam, że pójdzie się położyć, ja sama zaś poszłam się umyć i ubrałam czerwone rurki, koszulkę i trampki. Poszłam zajrzeć do Maćka,  siedział o dziwo ubrany i gotowy do wyjścia. Był smutny i patrzył na swoją rękę już bez bandaży. Umówiłam się z Dominikiem po śniadaniu, nie mogłam się już doczekać.
Za godzinę byłam już na miejscu.
-Hej.-powiedziałam.
-No siema kochana.- dał mi mocnego buziaka w usta, speszyłam się.
-Coś się stało?-Mówiąc to chwycił mnie za rękę.
-Nie nic...
-To co robimy? Może masz ochotę na lody?
-A nie możemy po prostu  pochodzić?
-Jasne czemu nie, to chodź znam fajne miejsce.

Rzeczywiście było bardzo miło i fajnie, ale byłam jakaś nieswoja.  Powiedziałam, że boli mnie głowa i musiałam wracać do hotelu. W hotelu poszłam na balkon i leżałam na leżaku ze słuchawkami w uszach. Później wyszłam...

Tymczasem u Maćka:
Wyszedłem na spacer..nie wiedziałem już co ze sobą zrobić, jakiś kolo rozdawał gazety to wziąłem, nie chciało mi się czytać, ale wpadł mi w oko artykuł o jakimś Dominiku. Usiadłem w knajpie i zamówiłem cole. Zacząłem czytać ten artykuł, Brzmiał mnie więcej tak:
"Poszukujemy Dominika Kwiatkowskiego, pseudonim 'Domin' za porwanie niejakiej Anny Pawłowicz, jeśli ktoś go widział prosimy dzwonić pod numer telefonu..."
Zerwałem się z krzesła i chciałem biec do Laury. Niestety nie było jej w hotelu a telefonu nie odbierała. Zacząłem jej szukać po całym mieście. Nie mogłem znaleźć postanowiłem wrócić do hotelu i tam czekać.
W końcu wróciła.
-Laura!
-Co się stało?
-Jak to dobrze, że wróciłaś!
-Nie rozumiem cię.
-Byłaś teraz z Dominikiem?
-Nie, sama się przeszłam. Ale o co ci chodzi?
-Nie dobra..o nic..-postanowiłem jej na razie nic nie gadać, może to nie o niego chodziło.
-Na pewno wszystko ok?
-Tak na pewno.
-To ja pójdę do siebie.
-Ok.

Sam już nie wiedziałem, czy jej mówić czy nie. Postanowiłem z tym trochę poczekać...


Dzisiaj taki krótszy, ale postaram się, żeby w czw był jakiś lepszy, i dzięki za miły seans ;). Pzdr:*

poniedziałek, 28 marca 2011

Rozdział 6

Z rana obudził mnie budzik, którego nie włączałam. Zwlokłam się z łóżka i poszłam wziąć prysznic. Ubrałam się i poszłam do pokoju ojca.
-Kiedy idziemy na śniadanie? I kto załączył mi budzik?!
-Spokojnie, za pół godziny a budzik włączyłem sam, bo wiedziałem, że zapomnisz.
-Dobra..to idę do siebie.
Pograłam trochę na komputerze i posłuchałam muzyki. Nagle do pokoju wszedł Maciek.
-Ej, tata każe już zejść na śniadanie.
-Jasne, dzięki.
-Spoko-uśmiechnął się lekko.
Zeszliśmy na dół do restauracji hotelowej i zjedliśmy śniadanie. Później poszliśmy na plażę. Ubrałam kostium kąpielowy i zaczęłam smarować się kremem do opalania, później położyłam się na kocu. Miałam na nosie okulary przeciwsłoneczne ale czułam jakby ktoś na mnie patrzał. Wstałam i odwróciłam się, za mną stał wysoki brunet a stroju kąpielowym.
-Yy..znamy się?
-Nie..ale mam nadzieję, że to się zmieni.-szeroko się uśmiechnął.
-Więc Laura jestem, a ty ?
-Dominik.
-Miło mi.
-Mi bardziej.
-To fajnie, jesteś tu z rodziną?
-Nie, z bratem i kumplami, a ty?
-Z ojcem i jego nową wybranką no i jej synem.
-A no to nie za miła atmosfera chyba.
-Trafiłeś w dziesiątkę.
-Może dałabyś mi swój numer telefonu albo gg popiszemy hm?
-Jasne.
Zapisał dobie w komórce moje gg i odszedł. Zaczęłam uśmiechać się sama do siebie po jakichś 5 minutach położyłam się na koc z powrotem. Po paru godzinach wróciliśmy do hotelu na obiad, ojciec poszedł z Anią na spacer a ja i maciek zostaliśmy u siebie w pokojach. Czym prędzej włączyłam komputer i sprawdziłam czy ktoś napisał. Była wiadomość od nieznanego numeru, brzmiała tak 'Hej, tu Dominik :*' szybko odpisałam 'Siema, fajnie że napisałeś bo już myślałam, ze nigdy nie pogadamy :)' Rozmowa się rozwinęła i gadaliśmy tak dobre parę godzin.  Po chwili usłyszałam jakiś krzyk za ścianą. Pobiegłam szybko do pokoju Maćka a tam on siedział z zakrwawioną ręką i łzami na policzkach, podeszłam do niego szybko.
-Maciek co ty robisz?!
-A nie widać?!
-Czekaj pójdę  po apteczkę.
Szybko zdezynfekowałam rany i zawiązałam bandażem.
-Jesteś w tym niezła.-odparł
-Nieraz coś opatrywałam, jedyne czego nie to własne ręce. Chcesz o tym pogadać?
-Może byśmy poszli na spacer?
-Jasne, tylko czekał wyłączę komputer.
Pożegnałam się z wielką niechęcią z Dominikiem, ale powiedziałam, że jutro możemy się spotkać.
Wyszłam z Maćkiem na dwór, chodziliśmy po uliczkach i milczeliśmy. W końcu się odezwał.
-Mogę z tobą o tym pogadać?
-Jasne.
-Bo wiesz..w sumie to nie mam z kim a matka to..szkoda słów, jej to bym się nigdy nie zwierzył. Sory, że tak mówię, ale wolę gadać z kimś obcym niż z matką.
-Rozumiem cię, mam tak z ojcem.
-Więc..miałem dziewczynę musieliśmy się rozstać na czas tego jebanego wyjazdu i ona mi napisała esa, że miesiąc to za długo, że to nie ma sensu i jest z jakimś frajerem ze starszej klasy. Kochałem ją i dlatego.
-Rozumiem cię..też miałam chłopaka jeśli można to tak nazwać..był strasznie bogaty i tylko to go obchodziło, ja nie cierpiałam może to dziwne, ale nie było po czym, on kochał tylko pieniądze.
-Też cię rozumiem.
-No to się chyba dogadamy.-odparłam a on zaczął się śmiać.
-Dzięki, że mogłem z tobą pogadać wiesz jak z siostrą.
-No w sumie to jesteśmy prawie rodzeństwem.
-Widziałem, że kogoś poznałaś dzisiaj.
-Ta..Dominik fajny koleś nawet piszemy na gg.
-Tylko wiesz uważaj siostra.
-Jaanse braciszku.
-To co wracamy do hotelu?
-Ok.
Gdy wróciłam nalałam sobie soku i szybko weszłam na kompa. Dominik akurat siedział.
Wytłumaczyłam mu dlaczego musiałam  zejść tak nagle, zaproponował żebyśmy się dzisiaj spotkali, zgodziłam się. Ubrałam się, umalowałam i wyszłam. Miało to być na plaży w tym samym miejscu w którym się spotkaliśmy. Zauważył mnie już z daleka więc podszedł.
-Heej.-pocałował mnie w policzek.
-No hej.-uśmiechnęłam się.
-To co robimy?
-Tak szczerze to jestem strasznie głodna.
-To może frytki?
-Spoko.
Łaziliśmy po mieście i gadaliśmy, fajnie mi było z jego obecnością.
-Wiesz co, będę już leciała do hotelu bo ojciec i tak mi da niezły opieprz.
-To chodź cię odprowadzę.
Po 10 minutach byliśmy na miejscu.
-No to dzięki i do zobaczenia kiedyś tam.
-Jasne. -dał mi buziaka w policzek i odeszłam.
Weszłam do pokoju i był tam Maciek.
-Hej, jak tam?
-Właśnie mam mały problem.
-No jaki?
Pokazał mi swoją rękę, bandaż był czerwony.
-Czekaj, zmienimy opatrunek.
-Dobrze, że się starzy o nic nie pytają..
-Nie zauważyli?
-Oni są zajęci tylko sobą.
-No w sumie to masz rację, nie dostałam opieprzu to jakieś święto, no i już bandaż zmieniony.
-Dzięki bardzo, jak tam było?
-Spoko nawet.
-Mogę tu trochę u ciebie posiedzieć?
-Jasne.
Położył się na łóżku a rękę na wszelki wypadek wsadził pod kołdrę, ja siedziałam obok niego z laptopem i pisałam z Dominikiem....

Sory, że wcześniej nie było, ale postarałam się dodać dziś. Jutro nie wiem czy dam, ale w środę na pewno nie bo jadę z kumpelą do kina na 'Salę samobójców' i na jakieś zakupki do Focusa ;)) Więc albo jutro albo koło czwartku kolejny. Pzdr :*

piątek, 25 marca 2011

Rozdział 5

-To jest Tomek.
-Hej-powiedziałam.
-Część-odpowiedział z uśmiechem.
-To co idziemy na lody?-spytała Kam
-Jasne-odpowiedzieliśmy chórem
W czasie drogi Kam i Tomek chwycili się za ręce i już wiedziałam, dlaczego Kam mi go przedstawiła.
Fajnie spędziliśmy popołudnie, Tomek poszedł do domu a Kam do mnie.
-A skąd ty go w ogóle znasz?
-Byłyśmy u niego na imprezie, nie pamiętasz?
-A no tak, teraz kojarzę, zjesz coś?
-Jasne.
-To zamówię pizzę, z kurczakiem chcesz?
-Spoko
Po 30 minutach zjadłyśmy pizze i oglądałyśmy filmy. Kam została na noc...
Rano ogarnęłyśmy dom i siebie, zjadłyśmy śniadanie i poszłyśmy na spacer. Wieczorem Kam poszła do domu a ja  siedziałam sama w swoim, odliczając dni do wyjazdu...
29 Czerwca:
Dzień przed wyjazdem, jednocześnie nie mogłam się doczekać i nie chciałam jechać z nimi. W sumie morze, piasek, woda niezły pomysł żeby się wyluzować. Pakowałam ostatnie rzeczy, bluzki i inne ciuchy, kosmetyki spakuję jutro i zostawię tylko to w czym pojadę, poszłam na dół po lody truskawkowe. Zadzwonił telefon:
-Cześć córcia.
-Cześć...
-Jak tam spakowana?
-Ta
-To dobrze..jutro będziemy po ciebie o 6.
-Co?! Tak prędko?!
-No tak..mamy w planie dojechać tam w okolicach południa.
-Dobra, najwyżej odeśpię w aucie, to nara.
-Pa i wyśpij się.
Udawał, że się mną interesuje..co jak co ale udawaną troskę mogłam odróżnić znakomicie. Jedząc lody na balkonie z wyciągniętymi nogami obserwowałam las, miałam na niego super widok. Później spotkałam się z Kam, żeby się pożegnać, w końcu nie będziemy się widzieć przez miesiąc, a po paru godzinach poszłam spać..
Nazajutrz wstałam już o 4.30, umyłam się i porobiłam wszystko tak żeby mieć już wszystko spakowane. Była 5.50, czekając na nich zjadłam batonika. W końcu przyjechali, wysiedli z auta a ja nie bardzo wiedziałam jak mam się zachować.
-No cześć córcia
-Cześć
-Dzień dobry Lauro-powiedziała jego...nowa
-Dobry..
Z auta nie wyszedł tylko jej syn, pewno też nie bardzo był zainteresowany tym wyjazdem.
-Daj te walizki wsadzę je do bagażnika, a wy wsiadajcie.
-Chodź Lauro, przedstawię cię mojemu synowi.
-Ta.
Wsiadłam do auta i siedział po lewej stronie.
-Maciek, przywitaj się.
-Siema, Maciek jestem...
-Hej, ja Laura.
-I jak, dzieci siedzicie?-odparł tata.
-Ta-powiedziałam za nas obu.
Maciek wtulił się w swoją bluzę i spuścił sobie czapkę na oczy i nie był zbytnio zadowolony. Ja włożyłam słuchawki do uszu i przykryłam się kocem bo z rana było dość zimno. Jazda była długa i nie zbyt przyjemna w tym towarzystwie. Popisałam trochę z Kamą  i zasnęłam na chwilę, tak bardzo, że ojciec musiał mnie dobudzać.
-Już jesteśmy Laura.
-Dobra..już idę..
Przyjechaliśmy do hotelu, weszłam o swojego pokoju, był nawet spoko. Od razu wskoczyłam do wanny i się odprężyłam, później poszłam się zdrzemnąć. Po 3 godzinach trochę się wyspałam, ubrałam się i poszłam do ojca.
-Cześć, co ja mam robić?
-Poczekaj w pokoju za chwilę pójdziemy na plażę, jeśli mogłabyś to powiedzieć Maćkowi..
-Jasne..
Weszłam do jego pokoju, był dość mroczny.
-Hej..za chwilę będziemy wychodzić, kazali mi to przekazać.
-Jasne..
Nie był zbytnio rozmówny, no ale co poradzić. W końcu zeszliśmy na dół i poszliśmy na plażę, zachód słońca był mega..spędziłam tam większość siedziałam na jakimś pniu a Maciek na drugim końcu jak zwykle klikał w komórkę.  Po kolacji wróciliśmy do hotelu na noc..

No nareszcie dodałam, wiem, że dość późno ale ta nauka i jeszcze takie inne problemy i nie było czasu, jutro postaram się dać kolejny. Pzdr:*

sobota, 19 marca 2011

Rozdział 4

Pierwszy dzień wakacji, strasznie się cieszyłam. Był 23 więc za tydzień wyjeżdżamy, w sumie to się cieszyłam, a z drugiej strony nie byłam najszczęśliwsza, że muszę jechać z ojcem i jeszcze tą lafiryndą. Umówiłam się z Kamą, że pójdzie ze mną na deskę. Potem poszłyśmy na frytki i wróciłam do domu.
-Hej, Laura możemy chwilę pogadać?
-Jasne.
-Z tego wszystkiego nie powiedziałam ci kiedy wyjeżdżam, więc w sobotę, będziesz musiała być trochę sama w domu chyba, że chcesz do czasu wyjazdu zamieszkać w ojca.
-Nie ma mowy, możesz być pewna, że gdy wrócisz dom będzie jeszcze stał.
-No ja mam nadzieję, jesteś głodna?
-Nie, zjadłyśmy z Kamą frytki, pójdę do siebie.
-Ok
Zadzwoniła do mnie Kamila i spytała czy nie poszłabym na imprezę do jej kumpla, zgodziłam się bo nie miałam  ochoty siedzieć w domu.
Ubrałam dżinsowe spodenki, T-shirt i trampki i czekałam na Kam. Po 10 minutach przyszła i poszłyśmy na imprezę. Kam przywitała się z kumplem i mi go przedstawiła, miał na imię Tomek i wydawał się miły. Wzięłyśmy sobie picie i poszłyśmy na taras.
-Fajnie tu nawet.
-No tak.
-Nigdy nie gadałaś, że masz takiego bogatego kumpla.
-A bo to syn znajomych rodziców, czasem tu bywałam jak zapraszali ich na grilla i się zakolegowaliśmy.
-Aha..no to fajnie. Idziemy potańczyć?
-Jasne.
Po ok.3 godzinach wracałyśmy do domu. Gdy tylko weszłam rzuciłam się na lodówkę bo byłam strasznie głodna. Zrobiłam całą górę kanapek, nalałam soku i poszłam do siebie. Usiadłam na parapet i zaczęłam jeść.
Potem obejrzałam tv i poszłam spać.
NA DRUGI DZIEŃ:
Strasznie nie chciało mi się wstawać, wywlokłam się jakoś z łóżka i poszłam do łazienki, zajrzałam do mamy.
-Hej, mamo co robisz?
-Pakuję się.
No tak zapomniałam, że jutro wyjeżdża.
-Pamiętaj mamo, żeby się o mnie nie martwić. Poradzę sobie tu do czwartku.
-Cieszę się. Pójdę przygotować obiad.
NAZAJUTRZ:
Była 8, przez mgłę słyszałam jakieś szumy na dole. Postanowiłam zejść i zobaczyć.
-Mamo, ty już wyjeżdżasz?
-Tak, pieniądze masz w szafce koło szklanek, w lodówce tyle jedzenia żeby wystarczyło do czwartku, tylko proszę zjedz wszystko bo przez miesiąc nikt tu nie będzie gotował.
-Jasne, dzięki i trzymaj się, będę tęsknić.
-Ja też, muszę lecieć bo się spóźnię na samolot, pa
-Pa.
Wróciłam się do pokoju i zasnęłam. Wstałam po 12 bo zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Kama?
-No ja a kogo się spodziewałaś, a ty jeszcze w piżamie? Ubieraj się wychodzimy.
-Dokąd?
-Zobaczysz.
Pobiegłam szybko na górę, umyłam się wyprostowałam włosy, ubrałam się i zeszłam na dół.
-To gdzie mamy iść?
-Zamknij dom i chodź.
Szłyśmy ok 10 minut.
-Lauro poznaj...


Taki sobie ;) Dziękuj wszystkim za życzenia przy poprzednim  rozdziale ;))). Pzdr:*

piątek, 18 marca 2011

Rozdział 3

Mijał tydzień za tygodniem, o powrocie ojca do domu nie było mowy. Mama już się chyba z tego pozbierała, najgorzej będzie przy rozwodzie..
Wielkimi krokami zbliżały się wakacje. Opowiedziałam mamie o tych kempingach jednak ona powiedziała, że musimy porozmawiać.
-Coś się stało?
-Bo widzisz..ojciec chce cię zabrać na wakacje.
-Co?! Nigdzie nie pojadę!
-Ale posłuchaj, ja muszę wyjechać służbowo, a ty przynajmniej fajnie spędziłabyś czas nad morzem.
-Czy miałaby jechać z nami ta lafirynda?
-Tak, z jej synem, podobno ma 17 lat.
-Ja piernicze, mamo..
-Córciu, jedź proszę cię, zobaczysz, że będzie fajnie.
-Dobra, skoro chcesz..a na ile?
-Na cały lipiec.
-Tak długo? Kurde..
-Podobno ojciec wynajął jakiś apartament i będziesz miała luksusy.
-Ta fajnie..ja idę do siebie.
-Dobrze.
Dziś był  15 czerwca czyli za równo tydzień będę wolna, a ostatniego mamy wyjechać.
Powoli już miałam w głowie to co chciałabym zabrać ze sobą, krótko mówiąc miała to być cała szafa i pół łazienki nie wliczając wanny, kibla i umywalki. Umówiłam się, że przed wyjazdem pójdę z Kamą na zakupy. Teraz w szkole był już luz, oceny w miarę, więc mogłam trochę poleniuchować. Włożyłam słuchawki i leżałam sobie na łóżku. Już za dwa dni miała być rozprawa a sądzie, a ojciec już planował ślub. Miałam ochotę żeby zniknął raz na zawsze i się więcej nie pokazał. Spakowałam się tylko do szkoły i wzięłam prysznic.
DWA DNI PÓŹNIEJ:
Nadszedł dzień rozprawy, był piątek więc nie poszłam do szkoły, żeby wspierać mamę. Po dwóch godzinach było po wszystkim, dostali rozwód. Tata zabrał tylko swoje rzeczy a resztę zostawił nam, z tego się ucieszyłam. Potem poszłam z mamą do domu, posiedziałyśmy potem zrobiłam obiad i zaczynałam się powoli pakować. Wzięłam na razie te rzeczy, których do wyjazdu nie użyję, ku mojemu zdziwieniu pół torby było już zajęte. Potem poszłam na krótki spacer i weszłam do sklepu bo zapomniałam, że pani kazała nam kupić żyletki do cięcia bibuły, było to dopiero na poniedziałek, ale już kupiłam.Wróciłam do domu i położyłam się spać.
ŚRODA:
Zakończenie roku, wreszcie, na 8 mieliśmy do Kościoła a później do szkoły. Na wygłoszeniu mowy przez dyrektorkę jak zwykle połowa spała. Po życzeniach udanych wakacji od nauczycielki mogliśmy wyjść. Poszłyśmy z Kamą prosto do galerii. Kupiłam sobie 2 bluzki skate i trampki na wyjazd. Potem poszłyśmy na pizzę i na spacer. Później resztę dnia spędziłam na desce.

Taki urodzinowy rozdział bo mam dzisiaj uro ;pp
jutro prawdopodobnie będzie następny. Pzdr:*

środa, 16 marca 2011

Rozdział 2

-Mamo co się stało?!-mówiłam z przerażeniem.
-Tata...
-Co on?
-Ma inną..
-Co?! Jak on mógł! Gdzie on teraz jest?
-Nie wiem.
-Mamo strasznie mi przykro.
Mama mnie mocno przytuliła, a ja czułam się bezradna, po tych wszystkich latach razem tata odszedł, w zasadzie to jeszcze nie odszedł, ale na pewno to zrobi. W głowie miałam tysiące myśli uratowania tego związku.
-Pójdę się położyć.
-Dobrze, to dobranoc.
-Pa.
Ja sama poszłam do łazienki wziąć kąpiel i się zrelaksować. Wiem, że to może wydawać się dziwne, ale ja jakoś nie byłam zrozpaczona po rozstaniu z Pawłem, było minęło. Zrobiłam sobie kanapki z serem i pomidorem i poszłam do siebie. Zaglądnęłam w książki, nie było za dużo zadane na poniedziałek więc postanowiłam się położyć spać.
Na drugi dzień w domu nikogo nie było oprócz mnie. Zadzwoniłam do mamy i powiedziała, że poszła na zakupy, starałam się też dodzwonić do ojca, ale bez skutku. Nie czekając dłużej na mamę poszłam sama do Kościoła, gdy wróciłam po domu roznosił się piękny zapach obiadu.
-Hej mamo, ale super pachnie.
-Dziękuję, a ty byłaś w Kościele?
-Tak byłam.
-Pomożesz mi porozkładać talerze?
-Jasne, tylko umyję ręce.
Po obiedzie poszłam wsadzić głowę w książki, trochę się pouczyłam na ostatni sprawdzian w tym roku, a byłam w 2 klasie gimnazjum. Później poszłam na spacer żeby sobie parę rzeczy przemyśleć, usiadłam w parku i zobaczyłam jakąś parę idącą za rękę. Po dłuższym przyglądaniu się zobaczyłam, że to ojciec. Odprowadzał tą panią do domu, gdy odchodził już podbiegłam do niego.
-Jak mogłeś?!
-Laura, co ty tu robisz?
-A co to ma za znaczenie! Jak mogłeś zostawić matkę do jakiejś...
-Uspokój się, między nami dawno się nie układało, po prostu zakochałem się na nowo.
-Wiesz co powiem ci jedno, jeśli ja zrobię kiedyś tak jak ty przynajmniej będę mogła powiedzieć, że miałam dobrego nauczyciela, a mamie należą się jakieś wyjaśnienia, mi nie musisz nic mówić, ale z nią to raczej z rozsądku tak, ale ty go nie masz jak widać, cześć.
-Laura, jak ty się odzywasz?!
-Tak jak mi się podoba, no idź do niej się teraz poskarżyć, droga wolna.
-Przestań.
Nie słuchając go szłam przed siebie, cieszę się, że mu to wszystko powiedziałam, za niedługo przecież miała być rocznica ślubu. Muszę wracać do mamy..
W domu mama zaproponowała żebyśmy obejrzały jakiś film, zrobiła już popcorn. Zgodziłam się.
To był nasz dom. Mieszkaliśmy tu od zawsze, nigdy się nie przeprowadzaliśmy. Nie dopuszczałam do siebie myśli, ze teraz gdy rodzice się rozwiodą mam się wyprowadzać. Miałam tu Kamilę i swoje ulubione miejsca, nie chciałam tego zmieniać. Film się skończył i poszłam spać.
Do szkoły miałam na 8, więc wstałam o 7. Szybko zjadłam śniadanie i ubrałam rurki, T-shirt, trampki i bluzę, wzięłam torbę i poszłam do szkoły. Jak zwykle z Kamilą plotkowałyśmy na każdej przerwie. Powiedziałam jej o rodzicach, całą drogę do domu milczałyśmy. W domu zjadłam obiad i posiedziałam z mamą. Poszłam robic zadanie i gdy zeszłam na dół mama krzątała się w kuchni a na stole jedzenia było jak dla pługu wojska.
-Mamo, kto to zje?
-Ojciec ma przyjść.
-Po co?!
-Mamy obgadać różne sprawy.
-Mogę wyjść?
-Nie, masz być z nami.
-Dobra, jak chcesz, za ile ma być?
-Za 10 min.
Ojciec przyszedł i zaczęli gadać z mamą, ja jak zwykle jadłam żeby nie zwracać  na siebie zbytnio uwagi, niestety jak zwykle coś musiało pójść źle i wylałam sok na obrus. Rodzice byli tak zajęci kłótnią, że nawet nie zauważyli, więc pościerałam i poszłam do siebie. Przeglądałam sobie różne strony w internecie i przypętała mi się reklama o wakacjach więc kliknęłam. Były tam informacje o wypożyczeniu kempingu, pomyślałam, ze to niezły pomysł na wakacje, trzeba tylko wybrać miejsce, ale o tym pomyślę jutro, położyłam się do łóżka a z dołu ciągle było słychać kłótnie rodziców. W końcu ucichły a ja mogłam zasnąć...


Staram się pisać długie, ale nie zawsze wychodzi. Mam nadzieję, że się ta nowość podoba ;)
Teraz rekolekcje się kończą więc kolejny dopiero w weekend. Pzdr;*

wtorek, 15 marca 2011

Rozdział 1

Byłam wkurwiona. Dzień miałam zupełnie zepsuty. W szkole dostałam pałę z niemca, pokłóciłam się z chłopakiem i najlepszą kumpelą a od rodziców dostałam opierz za późne wrócenie do domu. Teraz leżałam w swoim ciepłym łóżku w ulubionej pościeli w misie, a na szafce stał kubek z gorącą czekoladą, której zapach roznosił się po pokoju. W uszach miałam włożone słuchawki i słuchałam piosenki 3 doors down-"Here without you". Jutro sobota, myślałam jak ją spędzę. Pewnie i tak wyląduje w centrum handlowym przy deskorolkach lub trampkach. Tak na prawdę to kochałam, wyluzować się  jeżdżąc. Moje znakomite myśli zakłócił sms. Myślałam, że to od Pawła albo Kamili, ale  był od Iwony z zapytaniem o poniedziałkowe zadanie, jak zwykle odpowiedziałam jej, że nie robię zadań w piątek. Był już czerwiec, cieszyłam się nadchodzącymi wakacjami. Miałam nadzieję też, że uda mi się namówić rodziców na jakiś wyjazd. Może powiem coś o Kamili. Hm no więc jest to moja przyjaciółka, ma blond włosy, niebieski oczy i jest wolna. Ma starszego brata Tomka i młodszą siostrę Agatę. Teraz coś o Pawle, w sumie to nie wiem co o nim mówić bo jedyna rzecz jaka przychodzi mi do głowy to to, że jest strasznie bogaty. Po prostu rozpieszczony przez rodziców. Ma wszystko czego chce, markowe ciuchy, Ferrari w garażu i ogromny basen a w pokoju tv i różnego rodzaju konsole do gier. Jego ojciec jest znanym biznesmenem a matka jego asystentką. Chodzimy ze sobą jakieś 3 miesiące, jednak więcej jest kłótni niż wspólnych wypadów na imprezy czy chodzenia za rękę. Ostatnio rzadko gdzieś razem wychodzimy. Ale nie będę już o tym pisać. Było już dość późno więc dopiłam czekoladę i zasnęłam.
Na drugi dzień:
Wstałam o 10 i poszłam do łazienki się ogarnąć. Ubrałam się i zeszłam na dół na śniadanie.
Na dole panowała surowa atmosfera, byłam pewna, że to przez te moje późne wrócenie do domu, ale po minie mamy wywnioskowałam, że to coś innego. Po chwili usłyszałam:
-Idę, do pracy, cześć-odparł chłodno ojciec.
-Od kiedy to ojciec pracuje w soboty?
-Nie wiem
-Mamo, co się stało?
-Nic, miałaś iść do galerii, idź już.
-Dobra, to pa.
Wyszłam dość zaniepokojona, nie miałam pojęcia co się stało. Pewne było tylko to, że znów się pokłócili.
Weszłam do galerii i wszystkiego mi się odechciało. Kupiłam sobie tylko cole i wyszłam. Łaziłam tak po mieście i myślałam trochę. Po chwili dostałam sms od Pawła, że musimy się pilnie spotkać.
Poszłam do niego do domu.
-Hej, co się stało?
-Muszę się wyprowadzić.
-Jak to, czemu?
-Tata dostał nową posadę.
-Gdzie?
-W Niemczech.
-Aż tak daleko?
-No tak, i w takim układzie chyba rozumiesz..
-Tak wiem, to koniec.
-Ale będziemy mogli się spotykać.
-Jasne, dobra wiesz co ja muszę iść bo w domu coś jest nie tak.
-Spoko, ja i tak miałem jechać po ciuszki także nara.
-Ta..pa.
No czyli jedno przynajmniej wiem, nie mam już chłopaka. Postanowiłam, że pójdę do Kamili.
-Hej,słuchaj dalej się na mnie boczysz?
-W sumie to nie.
-Bo chciałam pogadać.
-O czym?
-Zerwaliśmy z Pawłem.
-Sory, ale to dobrze, moim zdaniem on jest.. no wiesz.
-Wiem, wiem. To co robimy?
-Wiesz co ja nie bardzo mogę wychodzić.
-Jasne, ja też już wracam. To pa.
-Pa.
Wróciłam do domu, mama siedziała na kanapie cała zapłakana.
-Mamo, co się stało?!

No to pierwszy rozdział za mną, mam nadzieję, że ktoś będzie czytać bo Ola mi już to zadeklarowała ;pp
Piszcie jak się to podoba i ogólnie. Pzdr:*

poniedziałek, 14 marca 2011

Bohaterowie

LAURA
PAWEŁ
KAMILA

Bohaterów jeśli przybędzie to bd dodawać w poszczególnych rozdziałach, może tu też.
Miejsce:Wrocław

UWAGA :D

W najbliższych dniach może nawet dzisiaj ale nie wiem pojawi się pierwszy rozdział nowego opowiadania!!! :D
Zmieniłam też trochę wygląd bloga ;)

piątek, 11 marca 2011

;)

Tak postanowiłam coś tu napisać, nwm czy tu ktoś jeszcze zagląda ale napiszę.
Więc co by tu opowiadać mam  pomysły na nowe opowiadanie, za niedługo je wprowadzę tu.
Co poza tym no byliśmy sobie na dwudniowej wycieczce z klasą do Wrocka, w Galerii Dominikańskiej z kumpelą kupowałyśmy bluzkę na 3 min przed zbiórką. Ale git. W nocy 'parapet zwierzeń' a z rana robienie śniadanie za karę spóźnienia się na zbiórkę, na szczęście nie robiłyśmy nic szczególnego. Przy śniadaniu poznaliśmy bardzo fajnych panów którzy kazali na siebie nie mówić pan  a więc Maciek i Artur najlepsze było, że byli nawaleni jak cholera, jeden zasnął na kanapie i git, potem powrót i nic ckw.
Piszcie co u was ;)

środa, 23 lutego 2011

Rozdział 60-Ostatni :(:

W nocy zaczął się poród i trwał chyba w nieskończoność. Bardzo mnie bolało, ale gdy już usłyszałam płacz dziecka pomyślałam, że zaraz będzie po wszystkim. Godziną później miałam już na rękach swoją  córeczkę. Jak powiedziałam nazwie ją Laura. Byłam bardzo szczęśliwa. Teraz w końcu mogłam się dowiedzieć kto jest ojcem. Po paru dniach wyszłam z Laurą ze szpitala, wszyscy nas przywitali, a ja byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Gdy weszłam do swojego pokoju obok mojego łóżka stało małe łóżeczko w różowym kolorze, tata chyba przewidział, że to będzie dziewczynka, od razu ją tam położyłam. Później tata wziął ją i bawili się razem z Amandą w salonie, a ja usiadłam na łóżku i zaczęłam wspominać ten rok. Wszystko zaczęło się 22 czerwca zeszłego roku, przeprowadzka tutaj,  śmierć mamy i Max, zraniona miłość i moje cięcia, potem szpital i okres który mogę uznać za najlepszy w moim życiu a zarazem najgorszy, bo zmarnowałam szansę na udane życie z wspaniałym chłopakiem jakim był Oskar. Z nim byłam najszczęśliwsza , a na pewno najbezpieczniejsza..
Kochał mnie chyba jako jedyny z tych chłopaków których miałam. Potem był znów Max i te jego słynne tajemnice. Później wyjazd nad morze i całkowite rozstanie z Maxem. Początek roku szkolnego i poznanie Jake'a..
Wydawał mi się być fajny dopóki nie stało się to co się stało. Okłamał mnie a to mnie zabolało, a najgorsze, że wynikły z tego aż takie konsekwencje w postaci dziecka, obowiązku i takiego poczucia, że trzeba dać komuś coś więcej niż dawano nam. Pamiętam, że od kiedy tu przyjechałam nie byłam normalną nastolatką, byłam zbuntowana i nie obchodził mnie cały świat aż do czasu poznania Max'a myślałam, że z nim na prawdę może mi się udać, ale on zmienił się i to za bardzo. Czas było zamknąć raz na zawsze ten temat. W między czasie były też moje urodziny których nie mogę zaliczyć do najlepszych, ale był wtedy ze mną ktoś kto nigdy tak na prawdę mnie nie opuścił. Na sam koniec chcę jeszcze wspomnieć o zawale ojca. Wtedy myślałam, że już go straciłam, tak bardzo bałyśmy się z Amandą, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło a gdy mówię o ojcu przypomniał mi się jego związek z matką Max'a, pamiętam jak nie chciałam dopuścić żeby to się udało i pamiętam też plany adopcji Max'a przez ojca. Teraz wiem jak trudne było moje życie pod niejednym względem, miałam tylko nadzieję, ze dzięki Laurze, rodzinie i bliskich mi osobach na nowo odkryję co to szczęśliwe życie..


To ostatni rozdział w tym opowiadaniu, sama się sobie dziwię, że napisałam aż tyle, a to dzięki wam przychodziły mi do głowy te wszystkie pomysły nie zawsze mądre ale pouczające. Dziękuję, że byliście ze mną i czytaliście to moje małe dzieło xD Jestem w trakcie pisania czegoś nowego myślę, ze też fajnie wyjdzie o wszystkim was oczywiście poinformuję więc trzymajcie się i papa.Pzdr:*

piątek, 18 lutego 2011

Rozdział 59

3 miesiące później:
Zbliżał się poród, byłam tym trochę przerażona, ale z drugiej strony cieszyłam się już na narodziny mojego dziecka. Szczerze mówiąc to nie myślałam nad imionami, ale Ros dała mi taką książeczkę postanowiłam ją poczytać. Pomyślałam, ze gdy urodzi się dziewczynka to będzie Laura a gdy chłopak to Daniel. Nie mogłam się już doczekać a zarazem byłam tymi wszystkimi obowiązkami, ale wiedziałam że mam przy sobie bliskie osoby które mi pomogą.
9 Miesiąc:
Byłam już w szpitalu. Leżałam w sali z kobietami dużo starszymi ode mnie, ale była też jedna dziewczyna, wyglądała jakby była w moim wieku.
-Hej jestem Niki a ty?
-Eve, miło mi.
-Mi też, ile masz lat jeśli mogę spytać?
-16 a ty?
-17, jak się z tym wszystkim trzymasz?
-Jakoś jest, najważniejsze, że chłopak jest przy mnie i mnie nie zostawił gdy dowiedział się o ciąży. A jak było u ciebie?
-Impreza..nic nie pamiętam.
-To chyba najgorsza rzecz.
-No tak..mam nadzieję, że po porodzie dowiem się kto mi to zrobił.
-Oby.
W tej samej chwili do sali wszedł jakiś chłopak . To chyba ten od Ev. Wyglądał na ładnego.
-Hej,
-Cześć.-odpowiedziała Ev
-No jak się dzisiaj czujesz?
-Nawet dobrze, poznaj to Niki.
-Hej, miło mi
-Siema, widzę że ty też.
-No tak.
-Masz z 16 lat?
-17, wiesz podziwiam cię za to, że jeszcze jesteś przy Ev, nie jeden chłopak by to zrobił.
-Po prostu ją kocham, moja wina i nie mam zamiaru odwraać się plecami do problemu.
-Problemu?
-No tak, dziecko tym wieku..zresztą chyba coś o tym wiesz. Ale dziecko to nie problem, ta sytuacja to problem.
-No tak, Nie jeden dawno by zwiał, szacun.
-Eh dzięki, ja już będę leciał. To trzymaj się i pa Ev
-Pa.
Polubiłam go, był bardzo odważny i widać było, że w życiu sobie poradzi. Dodało mi to trochę pewności siebie, że tacy chłopacy jeszcze istnieją.
Zjadłam kolację szpitalną i zasnęłam.
W nocy...

Dopiero teraz dodaję bo tydzień był ciężki, przyjaciółka  przeżyła tragedię a ja razem z nią i tak wyszło, ze nie dałam. I tak myślę, że jutro być może będzie ostatni ale nie wiem jak to rozplanuję. W najbliższym czasie chciałabym też napisać nową opowieść, ale nie wiem czy nie zrobię tego dopiero w wakacje, wtedy będę miała więcej czasu żeby dodawać a nie tak jak teraz co tydzień. Pzdr:*

piątek, 11 lutego 2011

Rozdział 58

Każdy dzień, tydzień mijały tak samo..praktycznie cały czas spędzałam w łóżku na odpoczywaniu. To był już 5 miesiąc. Nadal nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Moje życie było dla mnie zupełnie normalne, chłopak, szkoła, rodzina  a teraz stałam się dorosła chodź nie miałam jeszcze osiemnastki. Wiedziałam, że muszę być silna mimo tego, że byłam tak cholernie słaba. Była dziś sobota, umówiłam się z Ros na zakupy. Kupiłam śpioszki w uniwersalnym kolorze bo nie wiedziałam jeszcze czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. Później doszła do nas Alex i poszłyśmy coś zjeść. Czas minął szybko i musiałyśmy wracać do domów. Ja jak zwykle spędziłam pół dnia na kanapie. Nie miałam dosłownie na nic siły. Chciałabym cofnąć czas, najlepiej to się tu nigdy nie przeprowadzić..może wtedy mama by żyła, ja nigdy nie poznałabym Max'a, ale to, że poznałam Ros i Alex nie było błędem. Bardzo mi pomagały i wspierały. Zawsze mogłam na nie liczyć...
Nazajutrz miałam kolejne badania, po nich poszłam pospacerować na plażę, było tam wiele starszych pań które krzywo się na mnie patrzyło...nie było mi za miło matki z dzieciami też nie miały skrupułów.  Miałam ochotę to wszystko rzucić i żyć bez żadnych problemów. Kolejną rzeczą która mnie przerażała to poród.  A po porodzie badania DNA.  Przerażało mnie to  coraz bardziej z każdym dniem. Na szczęście miałam wsparcie bliskich. I tak minął mi kolejny dzień mojego bezsensownego życia...
Rano obudziłam się z lepszymi myślami. Byłam bardziej radosna i wszystko mi się układało.
Zrobiłam wszystkim śniadanie i poszłam na spacer, później wróciłam i  do końca dnia nie było nic ciekawego...

Krótki..no trudno xd za niedługo to chyba będę kończyć, ale tak myślę żeby pisać nową opowieść mam nadzieję, że też byście ją czytali. Pzdr :*

niedziela, 6 lutego 2011

Rozdział 57

Wstałam nieco obolała. Zrobiłam sobie herbaty i oglądałam tv. Miałam się spotkać z Oskarem więc napisałam mu esa o której i gdzie. Odpisał że za godzinę w parku. Poszłam na górę się przyszykować. Miałam mały problem bo ciuchy powoli robiły się za małe no ale w coś się wcisłam. Powiedziałam tacie, że wychodzę. Gdy doszłam do parku  jego jeszcze nie było. Poczekałam  chwilę i zaraz się zjawił.
-Hej
-Cześć
-Jak się czujesz?
-No nawet dobrze, ale zaczynam nie mieścić się w ciuchy. 
-Heh to normalne, będziesz musiała kupić sobie nieco większe.
-Ta, a co u ciebie?
-Nawet dobrze, fajnie znowu tu być, tęskniłem.
-Ja też.
-Podobno kogoś miałaś.
-Ta..na dwa dni. Oszukał mnie i koniec znajomości. Poznaliśmy się w szkole.
-Przykro mi.
-E tam..zamknięty rozdział. A ty kogoś miałeś?
-Nie..ale rodzice do tego dążyli.
-Em..
-To co będziemy robić?
-No nie wiem, może pospacerujemy, potem coś zjemy?
-Spoko.
Czas upłynął szybko i przyjemnie, dużo rozmawialiśmy i było miło, na chwilę zapomniałam o swoich problemach.
-To ja chyba będę już wracała do domu, dzięki za fajny dzień.
-Nie ma za co, trzymaj się tam. 
-No na razie.
-Pa
Wróciłam do domu i od razu się położyłam, bo bardzo bolały mnie plecy.
Bardzo mi się nudziło, zadzwoniłam do Ros i Alex czy by nie wpadły, zgodziły się na szczęście.
-Hej, wchodźcie
-No hej.
-Jak się tam czujesz?
-No nawet dobrze, ale umieram z nudów. Na szczęście przyszłyście.
-Hehe
-Napijecie się czegoś?
-Jasne
-To zaraz przyniosę.
Nalałam sok i poszłam zanieść.
-To co jeszcze powiecie? Co tam w szkole?
-A nic nowego, tylko..
-Tylko?
-Jake się wyprowadził.
-I dobrze.
Nastała cisza.
-Co nic nie mówicie?
-Nie wiemy co, po protu wolałybyśmy żebyś chodziła do szkoły.
-Też bym wolała..te siedzenie w domu..
-Podobno spotkałaś się z Oskarem.
-No tak.
-Czy wy coś..?
-Niee
-Nie żebyśmy chciały cię zniechęcić czy coś, ale się po prostu o ciebie martwimy.
-Wiem, ale to że dwa związki mi się nie udały nie znaczy, że każdy taki będzie.
Posiedziały jeszcze z godzinę potem poszły, a ja poszłam spać...

Tak jak obiecałam tak jest :).Pzdr:*

sobota, 5 lutego 2011

Info

Nie wiem czy dalej to pisać bo widzę, że ostatnio brak komentarzy, więc jakby ktoś tu zaglądnął to niech powie cz pisać czy nie.

piątek, 4 lutego 2011

Rozdział 56

2 DNI PÓŹNIEJ

Czułam się fatalnie, miałam depresję i byłam przygnębiona. Na szczęście dzisiaj wracam do domu.  Ok 12 zaczęłam się pakować i przyszedł po mnie tata. W domu byliśmy za ok.15 minut. Od razu położyłam się na kanapie zasłaniając się, tata wiedział, że nie chciałam z nikim gadać. Wziął sobie tydzień urlopu żeby ze mną pobyć. Czułam się taka niepotrzebna...opuszczona i zdradzona, ale musiałam żyć dalej. Wiedziałam, że szkołę mogę sobie darować.
Tydzień dobiegał końca, spotkałam się z Ros i Alex. Wszystko jeszcze raz im opowiedziałam, obiecały mi pomoc. Byłam im wdzięczna za to, że jeszcze w ogóle ze mną są. Dzisiaj miałam zgłosić się na badania.  Wszystko było w normie. Jake od tamtej chwili mnie nie odwiedził, może to i lepiej a może ma coś na sumieniu. Nie ważne..teraz mnie to najmniej obchodziło. Byłam w rozsypce, ale wierzyłam w to, że się podniosę. Żyć dalej-to teraz moje motto. Położyłam spać, nagle usłyszałam jakieś wołanie za oknem. Otworzyłam je i zobaczyłam Oskara. 
-Niki!
-Co ty  tu robisz?
-Możemy pogadać?
-Dobra, czekaj zejdę na dół.
-Chodź na górę żeby nie obudzić taty.
-Dobra.
-No więc co tu robisz? Myślałam, że jesteś w NY.
-Byłem, dopiero co przyleciałem.
-Aha..
-Słyszałem, że..
-Tak jestem w ciąży.
-Chciałem powiedzieć, że jutro są tu zawody w skateparku, ale co?!
-A..yy..no to już wiesz..
-Jak to w ciąży z kim?
-W tym problem, że nie wiem. Stało się to na jednej z imprez które nie za bardzo pamiętam.
-Przykro mi..
-Em..
-Przyjechałem, żeby dowiedzieć się coś o tych zawodach a tu takie coś...
-Nie ma co się rozczulać..
-Jak sobie radzisz?
-Jakoś muszę..
-Mogę ci jakoś pomóc czy coś?
-Cyba nie..
-A jak się czujesz?
-W miarę dobrze..
-Ej, chodź tu.
Przytulił mnie tak czule..tego mi właśnie brakowało kiedy wyjechał.
-Zostanę tu trochę.
-A szkoła?
-Nadrobię.
-Dzięki,
-Nie ma za co.
-Masz mnie za jakąś idiotkę co się puszcza nie?
-Jasne, że nie. Jak możesz tak mówić. Mam cię za dobrą przyjaciółkę, na którą zawsze można liczyć.
-Chyba jednak nie zawsze.
-Nie bądź smutna a teraz idź się połóż, ja sam wyjdę. Spotkamy się jutro?
-Dobra.
-To będę tu o 12.
-Ok, to pa
-No pa
Potem nie mogłam zasnąć całą noc. Nie wiem, ale może tego właśnie mi brakowało...

Króciuteńki :) ale jutro za to bd jeszcze jeden. Pzdr:*

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Rozdział 55

-Tato co się stało?!
-Niki ty..jesteś w ciąży.
-Co?!
Kompletnie mnie zamurowało nie wiedziałam co powiedzieć, siedziałam na tym łóżku w ogóle nie słuchając taty. Byłam przerażona, to musiało sieć się na tej imprezie...Jake mnie okłamał. Tata zostawił mnie samą a ja czekałam na Jake'a. W końcu przyszedł:
-Hej, jak tam ?
-Jestem w ciąży.
-Co ty gadasz?!
-Co się tak dziwisz, okłamałeś mnie!
-W czym?
-Coś się stało na tej imprezie a ty liczyłeś, że się nie dowiem i wszystko ukryjesz a tu niespodzianka hm.
-Niki..
-Zamknij się! Nie chcę z tobą gadać, idź stąd! A tak mi przysięgałeś, ja uwierzyłam!
-Niki daj mi coś powiedzieć!
-No proszę, czekam.
-Ja na prawdę nie wiem kto to mógł zrobić, ja na pewno nie!
-Dobra..idź już.
Wyszedł bez słowa...
Pielęgniarka potem dała mi coś na uspokojenie, nie mogę tego brać za dużo...
Potem zostałam sama z tysiącami myśli, nie mogłam wyobrazić sobie siebie jako rodzica. Mam dopiero 17 lat to nie może być prawda...Wciąż wierzyłam w to, że za chwilę się obudzę, że w rzeczywistości będzie inaczej..
Drugą sprawą było to kto jest ojcem..nie miałam bladego pojęcia, było tam tyle chłopaków..
Gdyby test wykazał pozytywny wynik wszytko było by inne..wiedziałabym przynajmniej , ale nie on musiał mnie okłamać zresztą nie on jeden.. To wszystko było jedno wielkie kłamstwo, ta przyjaźń to uczucie które niby się narodziło. Mieli mnie za niedługo wypisać, ale mnie to jakoś najmniej teraz interesowało.
Przez głowę przeszłą mi nawet myśl aborcji...To nie powinno się zdarzyć. Ciąża-przerwanie nauki, nowe obowiązki nie wiem jak sobie poradzę. Teraz chciałabym tylko wrócić do domu i pobyć sama...


Tak wiem krótki, ale nie miałam pomysłu kolejny bd chyba dopiero w weekend bo teraz szkoła i ten nowy plan wrr -.-. .Pzdr:*

piątek, 28 stycznia 2011

Rozdział 54

-Co?!
W tym samym momencie zrobiło mi się słabo.
-Niki!-usłyszałam wołanie Jake'a
Ani się obejrzałam a już znalazłam się na podłodze. Podobno dali mi jakieś leki na uspokojenie, tylko tyle usłyszałam zanim zemdlałam. Po ocknięciu byli przy mnie tata, Jake i pielęgniarka sprawdzająca kroplówkę.
-Córciu, lekarze powiedzieli że musisz zostać tu parę dni.
Kolejny raz to samo..nie pamiętam ile razy już tu byłam.
-Jasne...
-Nie martw się teraz musisz odpoczywać.
-Jak mam się nie martwić tato? Mogą mi amputować rękę!
-Uspokój się, będziemy się starać żeby do tego nie doszło.
-Dobra..mogę teraz zostać sama?
-Dobrze, przyjdę za godzinę.
-A ja mogę zostać?-spytał Jake.
-No możesz...
-Może ci coś przynieść?
-Nie dzięki, mam tylko prośbę możesz powiedzieć dziewczynom że tu jestem? Nie mam siły do nich dzwonić.
-Jasne, powiem im jutro w szkole,a do Alex zadzwonię.
-Dzięki.
-To pójdę na korytarz.
Byłam tak słaba, że nawet nie mogłam chwycić kubka z wodą. Nagle stałam się zdana na pomoc innych.
-Ok, zrobione.
-Dzięki, mógłbyś podać mi jeszcze kubek z wodą?
-Jasne, masz.
-Dzięki, możesz iść do domu, nie musisz tu siedzieć.
-Jeszcze chwilę zostanę, potem będę musiał iść pouczyć się na jutro.
-Ok, to pa
-No pa, będę jutro.
-Ok..
Kolacji szpitalnej jak zwykle nie zjadłam,zmęczona zasnęłam.
Rano obudziło mnie ćwierkanie ptaków zza okna i oczywiście pielęgniarka. Tata po zawale czuł się już dobrze i mógł wrócić do pracy więc został moim lekarzem prowadzącym. Zmienili mi kroplówkę i dali nową porcję maści. Pielęgniarka powiedziała, że rana musi pooddychać więc za godzinę zdejmnie mi bandaż. Denerwowałam się trochę wynikami badania krwi, miały być o 1. Przez cały ranek się nudziłam.  Nie wierzę że to mówię ale chciałabym być teraz w szkole. Wolę już słuchać baby z chemii niż tu leżeć i czekać na wiadomość która może zrujnować mi życie. Dochodziła 1, najpierw tata miał się zapoznać z wynikami a potem ja. Gdy tata przyszedł miał straszną minę. Wystraszyłam się, że jednak czeka mnie ta amputacja.
-Tato? Co się stało? Będę musiała mieć tą amputację?
-Nie, amputacji nie, ale..
-Co się stało tato?
Nie miałam pojęcia co mogło wyjść w tych wynikach, denerwowałam się jeszcze mocniej.
-Niki ty...


Kolejny z serii krótki xD Jak napiszę to dam a jak nie to może jutro, teraz będą rzadziej bo szkoła się zaczyna. Pzdr:*

środa, 26 stycznia 2011

Rozdział 53

W nocy nie mogłam spać, obudziłam się po dwóch godzinach spędzonych w łóżku. Było to spowodowane silnym bólem ręki, nie muszę chyba wyjaśniać dlaczego.. Poszłam do kuchni i przyłożyłam sobie lód, wzięłam dwie tabletki i czekałam aż przejdzie. Bez skutku. Była już 7:30.
-Hej córciu ty jeszcze nie wyszłaś?
-Nie mogę iść...
-Dlaczego? Coś się stało?
-Strasznie boli mnie ręka.
-Pokaż
-Przykładałam już lód, wzięłam tabletki, ale to na nic.
-Zostaniesz dzisiaj w domu, zadzwonię zaraz po lekarza.
-Dzięki
Lekarz  miał być za pół godziny,
-Dzień dobry panu.
-Witam, proszę córka już czeka.
-Dzień dobry Niki, co się dzieje?
-Boli mnie ręka.
-Prawa?
-Tak..
Lekarka obejrzała rękę i od razu wszystko wiedziała.
-No tak chyba wiem dlaczego.
-Ym..
-Dostaniesz zastrzyk powinien pomóc.
-Dziękuję.
Poczułam lekkie ukłucie, później lekarka owinęła mi rękę bandażem i poszła. Ja ze zmęczenia się położyłam. Obudził mnie sms:
"-Gdzie jesteś? ;(" -Jake
-Źle się czuję, sory...
Nie miałam siły na wyjaśnienia, ale cieszę się że się martwił..
Spałam do 12, nie miałam siły wstawać z łóżka. W końcu z trudem zwlokłam się z niego. Zrobiłam sobie herbaty, na szczęście ból był mniejszy. Alex dzwoniła w sprawie zeszytów, wszystko jej wyjaśniłam.
Dziś obiad musiała zrobić Amanda, mam nadzieję, że nas nie potruje. Siostra zjadła z tatą zupę  z paczki, ja nie byłam jeszcze głodna. Po szkole przyszedł do mnie Jake.
-Hej, co się stało? Czemu nie byłaś w szkole?
-Chodź usiądziemy. Chcesz zupy?
-Nie dzięki..
-Nie byłam bo..
Nie zdążyłam dokończyć bo nagle otworzyły się drzwi w których był Max.
-Cześć kochanie!-zaczął krzyczeć.
Był mocno nachlany...
-Co ty robisz?!-wydarłam się na niego.
Wszyscy domownicy naraz się zbiegli.
-Wynoś się!-krzyknęłam.
-Spokojnie kochanie-powiedział tata.
Wstałam z krzesła i wypchałam go za drzwi ze skutkiem mocnego bólu ręki.
-Ał!
-Co się stało?
-Moja ręka..
-Muszę zabrać cię do szpitala!
Nagle zemdlałam obudziłam się dopiero po kolejnym ukłuciu, tym razem pobierali mi krew, a na ręce widniała duża warstwa białej maści która zaraz miała zostać przykryta bandażem.
-No to już, krew pobrana a wyniki będą jutro.
-Dziękuję..
W tym czasie ojciec rozmawiał z lekarzem. Wyraźnie było słychać, że się kłócą. Powoli wstałam z krzesła i weszłam tam.
-O co się tak kłócicie?
-Chyba trzeba będzie jej powiedzieć.
-O czym?-spytałam przerażona?
-Jeśli bóle nie ustąpią i stan ręki się nie poprawi będziemy musieli amputować rękę...

Krótki ta..teraz chyba wszystkie takie będą bo nie mam już za bardzo pomysłów co tam pisać. Chyba nie długo zakończę to opowiadanie. Ale dzisiaj jak skończę będzie jeszcze jeden rozdział. Pzdr:*